W jednej z warszawskich restauracji wegetariańskich doszło do buntu pracowników, niezadowolonych z warunków zatrudnienia. Niby nic dziwnego, a jednak… Otóż wegetariańskie lokale gastronomiczne zyskują coraz większą popularność ze względów… ideologicznych. W pewnych lewicujących środowiskach w dobrym tonie jest chadzanie do nich jako wyraz wyznawania zasady konsumpcji etycznej, czyli spożywania wszelkich dóbr z uwzględnieniem wartości moralnych i humanitarnych.
„Krowarzywa” wegańska burgerownia w centrum Warszawy zyskała popularność nie tylko dzięki serwowanym warzywnym potrawom, ale właśnie także z powyższych względów. Goście cenili ją za „anarchistyczny, równościowy klimat”.
Właściciele „Krowarzyw” wartości etycznych przestrzegali przynajmniej w zakresie menu – żadnych dań mięsnych, których przyrządzanie nieuchronnie wymaga zadawania cierpienia czującym istotom. Gorzej było z niestosowaniem wyzysku wobec pracowników – też bądź co bądź – istot czujących.
Załogę zatrudniano na śmieciówkach, na dodatek wysokość płacy nie zależała od wkładu pracy, a stanowiła procent od utargu. Młodzi, zaangażowani ideowo pracownicy próbowali pokojowo rozwiązać narastające rozdźwięki pomiędzy nimi a pracodawcami. Rozmowy nie przynosiły jednak rezultatów. Obowiązków im przybywało, płace nie rosły. Kiedy anarchistycznej załodze właściciel zainstalował nad głową monitoring, nie uprzedzając ich wcześniej o tym, a także zwolnił jednego z najbardziej ideowych i pracowitych z nich, czara goryczy się przelała.
Pracownicy ogłosili 19 czerwca (niedziela) powstanie w ”Krrowarzywach” komisji zakładowej OZZ Inicjatywa Pracownicza (związek ten od początku swojego istnienia przyjmuje w swoje szeregi osoby, które pracują bez kodeksowych umów o pracę).. Przekazali tę informację pracodawcy i… natychmiast stracili pracę. W proteście rozpoczęli strajk okupacyjny lokalu, który rozszerzył się na drugi warszawski lokal „Krowarzyw”, tego samego dnia dołączyli do niego również pracownicy krakowskiego oddziału spółki.
Wszyscy domagają się ustanowienia płac na poziomie adekwatnym do wkładu pracy, zatrudnienia na „normalnych” etatach, a nie na procencie od zysku oraz przywrócenia do pracy zwolnionego kolegi. Chcą także aby pracodawca uznał istnienie w „Krowarzywach” Międzyzakładowej Komisji Pracujących w Gastronomii OZZ IP „jako podmiotu, z którym będzie konsultował warunki zatrudnienia”.
Zamknięcie „kultowego lokalu”, nagłośnione w internecie, wstrząsnęło środowiskiem lewicującej młodej warszawskiej inteligencji. Przed „Krowarzywami” pojawili się ludzie z kolektywów anarchistycznych, działacze partii „Razem” oraz Inicjatywy Pracowniczej. Sprawą zainteresowały się media. Właściciele wegańskiej restauracji pod takim naciskiem podjęli negocjacje z załogą, która zwiesiła protest na czas ich trwania Obie strony zapewniają, że zależy nim na dogadaniu się dla dobra idei odpowiedzialnej konsumpcji.
Organizatorzy protestu zwrócili się też z apelem do klientów ich restauracji: „jednocześnie przepraszamy klientów za zaistniałe niedogodności. Od zawsze wkładaliśmy w ten lokal dużo serca i wysiłku, dając z siebie wszystko. „Krowarzywa” są dla nas ważnym miejscem, które współtworzymy i bardzo zależy nam na dalszej współpracy”
Negocjacje długo nie trwały. Właściciel „Krowarzyw” uznał, że „konsumpcja etyczna” nie obejmuje dwunożnych istot czujących, zwłaszcza jak należą do związku zawodowego.
Komentarz
Zasada odpowiedzialnej, czy też etycznej konsumpcji, do której odwołują się wegetariańskie i wegańskie lokale gastronomiczne zakłada nie tylko dbałość o środowisko i prawa zwierząt, ale również sprzeciw wobec niesprawiedliwego i poniżającego traktowania pracowników, w tym – ich wyzysku. I przypadek „Krowarzyw” nie jest jedynym przykładem, że jest ona naruszana przez właścicieli takich lokali, utrzymujących że zysk nie est głównym celem ich działalności. Kilka lat temu było głośno o warunkach pracy w lokalu „Nowy Wspaniały Świat”, należącym do fundacji wydającej lewicowe czasopismo, „Krytyka Polityczna”. Zatrudnieni w tym lokalu pracownicy otrzymywali najniższe możliwe stawki i utrzymywali się głównie dzięki napiwkom. W nieistniejącym już klubie „Le Madame”, należącym do lewicowego działacza, Krystiana Legierskiego warunki zatrudnienia pozostawiały również wiele do życzenia. W obu przypadkach ich pracownicy nie mieli umów o pracę, co kłóciło się z oficjalnym przesłaniem obu firm oraz zaprzeczało poglądom, głoszonym przez ich właścicieli.