18 listopada 2024
trybunna-logo

Herr Rudniki i jego cholerny świat

Pisarstwo Janusza Rudnickiego wielbię. To się czyta z rozkoszą. Pisarz o kolosalnym języku, o niebywałej pojemności frazeologicznej, czytanie jego prozy to przygoda z językiem, jego morfologią, duchem. W stylu Rudnickiego jest wszystko od solipsyzmu po epikę, od ironii po patos, jest dystans, groteska, sarkazm, prowokacja, nawet momentami wulgarność. Jego proza, na którą składają się przede wszystkim małe formy, od zwykłych obserwacji po opowiadania, porusza się po wszystkich chyba rejestrach polszczyzny, która jest zbyt bogata by zamykać się nudnych opłotkach banalnej narracji. Rudnicki (jak z niemiecka mawia o sobie: herr Rudniki) śmieszy, tumani, przestrasza w swoim brawurowym stylu, prowokuje, bawi się w kotka i myszkę, lawiruje, odstawia kiwki jak Pele, bryluje, robi sobie jaja, ale i też pokazuje egzystencję jako „mękę kartoflaną”. I potrafi zajmująco mówić o wszystkim W prozie herr Rudnikiego granicą między językiem prozy literackiej a językiem felietonu jest cienka niewidzialna linia. Ponadto, tym razem mniej herr Rudniki pisze o sobie, a więcej o innych, m.in. o Czesławie Miłoszu, Hansie Franku, Zofii Stryjeńskiej i okazuje się także wybornym portrecistą tych postaci z innych światów. Czytając prozę herr Rudnikiego nie sposób się nudzić. Ona jest zaprzeczeniem nudy.

Poprzedni

Teatr jako zwierciadło PRL

Następny

Pułapki cywilizacji