W czwartek, 7 lipca, marszałek Kuchciński wkroczył na nowy poziom kaczyzmu. Pominął protesty opozycji wobec trybu prac nad kolejną ustawą blokującą Trybunał Konstytucyjny, pominął dyskusję, i przeszedł bez głosowania do kolejnego punktu procedury.
Marszałek Kuchciński spojrzał na salę, zauważył, że jest obecnych niewielu posłów PiS, i uznał, iż protesty opozycji zostały odrzucone bez głosowania. Kuchciński wiedział, że głosowanie w tej sytuacji byłoby nie po jego myśli, ale trafnie domyślił się, że gdyby posłowie PiS byli obecni, to zagłosowaliby za ich odrzuceniem. Tak więc stosując glosowanie domyślne, protesty odrzucono. Wnioski o dyskusję też. No, w końcu łatwo się domyślić, że nic by nie dała. Tak więc i nad tą sprawą Sejm w osobie marszałka zagłosował domyślnie przeciw.
Głosowanie domyślne ma w kaczyźmie świetlaną przyszłość, i właśnie na drogę ku niej wkroczono. Głosowanie domyślne zostało milcząco przewidziane w projekcie konstytucji według PiS. Otóż rządzący PiS i jego Prezydent, domyślając się woli Suwerena, z góry oszczędza mu głosowań, także w wyborach, bo i po co, skoro się można domyślić.
Art. 94. tego projektu pozwala Prezydentowi rozwiązać Sejm, ot tak, po prostu, domyślając się, że Suweren by tak chciał.
Art. 122. pozwala Prezydentowi nie powołać rządu, premiera i ministrów, wybranych przez Sejm, jeśli „zachodzi uzasadnione podejrzenie, że nie będą oni przestrzegać prawa”. I znów prezydent domyśla się, że Suweren tych państwa by nie chciał. Wyręcza wiec Suwerena głosując za niego domyślnie.
Art. 103 pozwala prezydentowi jednoosobowo zarządzić referendum nad ustawą uchwaloną przez Sejm, która mu się nie podoba. A gdy wynik referendum będzie po jego myśli, może rozwiązać Sejm. Na wszelki wypadek, Art. 8 konstytucji według PiS obniża próg ważności referendum do 30 procent frekwencji. No jasne, Prezydent i tak się domyśla, czego chce Suweren.
Art. 105 daje kolejną możliwość. Prezydent może też zastosować odwrotną kolejność. Najpierw zarządzić referendum nad własnym projektem ustawy, a później, jeśli Sejm jej nie uchwali, Sejm rozwiązać.
A co będzie, gdy PiS straci władzę i będą nowe wybory? Spokojnie, prezydent czuwa. Po pół roku rozwiąże Sejm (Art. 94) i nastąpią kolejne wybory, a jak trzeba to kolejne, kolejne, tak długo, aż wygra PiS. Nigdzie nie jest powiedziane, że Art. 94 ma być stosowany jeden raz.
Prezydent oczywiście odpowiada za naruszenie konstytucji, ale tylko umyślne, zaś premier i ministrowie za każde. A zresztą, po co Prezydent miałby taką konstytucję naruszać? W końcu Prezydent trafnie domyśla się, że Suweren chce, by rządziło PiS.
Art. 106 pozwala rządowi zabronić posłom wnoszenia poprawek do rządowej ustawy. Słusznie, wszak tym razem to rząd się domyśla, niczym marszałek Kuchciński, że gdyby była na sali wystarczająca liczb posłów PiS, to by poprawek nie było. A jaka liczba posłów PiS jest wystarczająca? Taka, jakiej chce PiS. To takie proste, łatwo się domyślić.
Art. 62 upoważnia rząd do udzielenia Prezydentowi wydawania dekretów z mocą ustawy, a przypomnijmy, że rząd będzie zawsze taki, jak chce Prezydent, bo uchwała Sejmu, co do składu rządu wcale go nie wiąże (Art. 122), a trudno sobie wyobrazić, by Sejm, który może być w każdej chwili rozwiązany (Art. 94, 103 i 105) uchwalił skład rządu, którego Prezydent nie chce. Prezydent wszak, jak zawsze trafnie, domyśla się woli Suwerena.
W praktyce Prezydent może tak długo rozwiązywać Sejm, aż będzie mu uległy i powoła rząd po jego myśli. Nazwijmy to wprost: Prezydent ustala skład Sejmu i rządu.
PiS-owski projekt konstytucji ubezwłasnowolnia też Trybunał Konstytucyjny, którego wyroki będą ważne tylko wtedy, gdy zagłosuje za nimi 4/5 składu sędziów. Czyli, jeśli 11 sędziów uzna ustawę za niekonstytucyjną, a 4 będzie miało inne zdanie, to ustawa będzie konstytucyjna (Art. 135). Na wszelki wypadek tych 4, prezesa i jego zastępców, powołuje Kto? Oczywiście Prezydent i to wedle uznania. Nikt mu nie zgłasza kandydatur. Sam je zgłasza (Art. 128). Czy przypadkiem nie przypomina nam to projektu ustawy, którego przepchnięcie domyślnie przegłosował marszałek Kuchciński?
Art. 145 przewiduje, że Prezydent może odwołać każdego sędziego w każdym sądzie za „niemożność lub brak woli” rzetelnego wykonywania obowiązków sędziego. Jak zwykle Prezydent domyśla się, co jest słuszne, i wyręcza w tym Suwerena głosując za niego domyślnie.
I jeszcze ciekawostka: Prezydent zarządza wybory do Sejmu, ale bez żadnego terminu, w jakim ma to zrobić. Praktycznie może rozwiązać Sejm i zwlekać, ile chce z rozpisaniem wyborów. Nawet do końca kadencji. A co wtedy? Teoretycznie termin wyborów prezydenckich ogłasza marszałek Sejmu, ale przecież Sejm będzie rozwiązany, a więc Prezydent może trwać i trwać i trwać…
Na wszelki wypadek Art. 183. daje Prezydentowi prawo użycia wojska przeciw demonstrantom, a cały projekt konstytucji według PiS nie przewiduje prawa do strajku i prawa do zgromadzeń. I słusznie, wszak łatwo się domyślić, że nic by nie dały. Jasno ujął to niedawno Joachim Brudziński: „Wy możecie sobie protestować, a my i tak będziemy robić swoje” (w programie „Kawa na ławę”, TVN).
Po tym wszystkim łatwo się domyślić, że gdy już zapanuje Kaczyzm Doskonały, zarówno Prezydentem, jak i Suwerenem, będzie kto? No, jakże kto? Jarosław Kaczyński. To dlatego przyszły Prezydent będzie tak trafnie domyślał się woli Suwerena, czyli własnej.
P.S. Projekt konstytucji według PiS został przez tę partię przed wyborami schowany. Ale, jak mówił poeta, „spisane będą czyny i rozmowy”, więc można go przeczytać w „Raporcie Gęgaczy”, który właśnie jest sprzedawany w wersji papierowej.