Nie jest to jednak książka o kulinariach.
Francja przez co najmniej kilkanaście ostatnich lat była w Polsce niemodna i nawet legendarny Paryż przestał na lata elektryzować polską wyobraźnię. Jednak zawirowania polityczne obecnych czasów, kryzys imigracyjny, islamistyczne zamachy terrorystyczne 2015 roku, fiasko trzech kolejnych prezydentur, z którymi wiązano nadzieję na odrodzenie Francji (Sarkozy, Hollande i Macron), a od ponad ośmiu miesięcy protest „żółtych kamizelek”, spowodowały renesans zainteresowania tym krajem.
Krytyczna refleksja nad Francją także w tym kraju nabrała w ostatnich latach rumieńców. Głośne książki: „Dusza Francji” Maxa Gallo, „Francja, która upada” Nicolasa Baverez, „Kiedy Francja się obudzi” Pascala Lamy, „Francuska tajemnica” Hervé Le Brasa i Emmanuela Todta czy skrajnie pesymistyczny esej Erica Zemmour „Samobójstwo francuskie”, stały się przedmiotem namiętnych sporów. Z polskiej strony zapotrzebowaniu na refleksję nad Francją wyszedł Marek Ostrowskich swoim „Francuskim snem”.
Wieloletni korespondent we Francji i wyborny znawca tego kraju nie zagłębiał się w aż tak głębokie mroki jaźni francuskiej, bo w końcu Francuzem nie jest, za to świetnie przybliżył polskiemu czytelnikowi kluczowe problemy tego kraju, w formie lekkiej i przyjemnej w lekturze, a zatem jakby francuskim sposobem. Jest to może nie bigos (antyteza kuchni francuskiej), ale – powiedzmy – francuska sałatka składająca się z licznych ingrediencji, z poważnych rozważań publicystycznych, analitycznych dotyczących francuskiej rzeczywistości w jej najważniejszych aspektach – imigracja, islamski terroryzm, gospodarka, edukacja, tożsamość, zagadnienia podziałów klasowych, laicyzm, podział na Paryż i prowincję, ale przetykanych anegdotami, retrospekcjami historycznymi od czasów Francji galijskiej po de Gaulle’a.
Szczególnie dużo miejsca poświęcił Ostrowski trzem ostatnim prezydentom Francji, czyli Sarkozy’emu, Hollande’wi i aktualnemu Macronowi, a sięgnął tematycznie aż po temat najświeższy i nadal aktualny – protest „żółtych kamizelek”. Nie pominął też ważnego aspektu życia francuskiego, jak zagadnienia natury miłosnej. Zwrócił też m.in. uwagę na to, że mimo pewnej amerykanizacji i tabloidyzacji, jakim podlega także kultura francuska, jest to społeczeństwo, którym „snobizm wykształcenia i zdobycia kultury wyższej obejmuje większe niż gdzie indziej rzesze społeczeństwa” i że trudno o odpowiednik tego zjawiska w innych krajach”. Od siebie dodam, że także bardzo wybitnie trudno w Polsce, w Polsce, gdzie moda czy choćby tylko snobizm na intelektualizm pojawiła się na krótko jedynie w pewnym okresie PRL.
Książka Ostrowskiego skierowana jest raczej nie do czytelnika specjalizującego się w problematyce francuskiej, lecz stanowi formę przybliżenia jej czytelnikowi dopiero nią zainteresowanemu, ale to jej walor, tym bardziej, że opowiada o Francji nie za pomocą banalnych do bólu stereotypów turystycznych (wieża Eiffla, Luwr, kulinaria), ale podejmuje zagadnienia istotne. Ciekawie przy tym zwraca uwagę Ostrowski na kwestię imigracyjną w aspekcie doświadczeń historycznych Francji.
Otóż imigracji afrykańsko-azjatyckiej do Francji, przy wszystkich jej poważnych i niebezpiecznych konsekwencjach nie sposób traktować w tym kraju bez kontekstu historycznego. Zarówno bowiem w I jak i II wojnie światowej ogromną daninę krwi złożyli francuscy żołnierze pochodzenia afrykańskiego głównie, z kolonii, czarnoskórzy i śniadzi, i to w Afryce, w Kongo, w Brazzaville, a nie w Londynie czy Waszyngtonie generał de Gaulle założył najważniejszy sztab swojej walki.
W jednym nie w pełni zgadzam się z Ostrowskim: gdy mocno bagatelizuje skalę niebezpieczeństwa muzułmańskiego we Francji, uważając, że alarmistyczne ostrzeżenia są przesadne, na wyrost. Co do mnie nie byłbym tak spokojny. Przy przyroście naturalnym społeczności muzułmańskiej we Francji i szybkiej dynamice przemian społecznych, ciągle relatywnie niewielki jej procent demograficzny w stosunku do rdzennej ludności francuskiej może szybciej niż nam się zdaje doprowadzić do tego, o czym w formie dystopii opowiada Houellebecq w swojej głośnej powieści „Uległość”.
Ostrowski jest w tym kandydowskim optymizmie i dozie nonszalancji nader francuski, ale ja nie potrafię się wyzbyć obaw, że może nadejść czas, przy spełnieniu pewnych warunków, gdy dotychczasowa mniejszość muzułmańska stanie się polityczną większością i narzuci swoje reakcyjne, antyludzkie i antykobiece prawa ojczyźnie wolności, równości i braterstwa, ojczyźnie lewicy. Nie lekceważyłbym tej groźby.
Oby Francuzi nie obudzili się z „francuskiego snu” w rzeczywistości, o której dziś nie chcą myśleć, od której odwracają wzrok i której nie chcą się nawet obawiać. Już dziś nie są do końca gospodarzami we własnym kraju. Wystarczy wybrać się choćby do wschodnich dzielnic Paryża, by się o tym przekonać.
Marek Ostrowski – „Francuski sen”, Wydawnictwo Akademickie Dialog, Warszawa 2019, str. 232, ISBN 978-83-8002-7978.