Franciszek niebawem odwiedzi Polskę. Dziwna cisza czy mówienie o tym „półgębkiem” przez kierownicze gremia polskiego Kościoła kat. są dowodem, iż oficjalny kurs watykańskiej polityki, jaki obrany został przez papieża z Argentyny nie jest kompatybilny ze świadomością i zamierzeniami nie tylko większości polskiego Episkopatu, ale również z dużą częścią katolickiego mainstreamu nad Wisłą.
Rok temu (w dn. 6.06.2015) Franciszek I odwiedził z jednodniową pielgrzymką Sarajewo, gdzie na miejscowym stadionie Koszevo odprawił mszę i spotkał się z kilkudziesięcioma tysiącami wiernych. W międzyczasie dotarł do niego list ponad 20 intelektualistów z Bośni i Hercegowiny oraz Chorwacji (najbardziej katolicki kraj na Bałkanach, w swej religijności, formach jej egzemplifikacji porównywany z Polską) zwracający uwagę na nacjonalizm, ksenofobię i de facto admirację przemocy, agresji poprzez gloryfikację tych chorwackich wojskowych, którzy zostali skazani przez Międzynarodowy Trybunał Karny w Hadze na kary więzienia za zbrodnie wojenne podczas walk w Bośni i Chorwacji. Tych zbrodni dokonywali na innowiercach: prawosławnych Serbach i muzułmańskich Bośniakach.
Część Serbów wybijemy, część wygnamy, a resztę, która musi przyjąć religię katolicką, włączymy do narodu chorwackiego… Wszystkie nasze poczynania wynikają z wierności wobec religii i Kościoła katolickiego…
Mile Budar,
polityk chorwacki w rządzie
poglavnika Ante Pavelićia (1940-45)
Jak widać z przytoczonego fragmentu instrukcji ustaszowskiego ministra sprzed 70-ciu z górą laty, idee te są ciągle żywe w społeczeństwie chorwackim i kultywowane z pomocą lokalnego Kościoła katolickiego.
Autorzy petycji powiadomili papieża o sympatiach, jakie żywi katolickie duchowieństwo w Bośni i Hercegowinie i Chorwacji (zdecydowana większość Chorwatów bośniackich należy – zresztą jak w wypadku Chorwacji właściwej – do Kościoła katolickiego) będących zaprzeczeniem oficjalnego nauczania Rzymu i wykładu papieskiego w tej mierze. Chodzi o uświęcenie i gloryfikację faktycznych zbrodniarzy wojennych, którzy po odbyciu kar wracają do Bośni i Chorwacji. Np. Dario Kordiciowi, sprawcy masakry 116 muzułmańskich cywili (po odbyciu 2/3 kary reszta została mu darowana) zgotowano uroczyste powitanie łącznie z mszą i obecnością chorwackiego zbrodniarza „przy ołtarzu”. Bp Vlado Koszić witał wcześniej Kordicia na zagrzebskim lotnisku, a powitanie miało charakter triumfalnego powrotu zwycięzcy.
Abp Marin Strakić odwiedzał np. głodującego w więzieniu generała armii chorwackiej Branimira Glavasza (podjął on głodówkę w proteście przeciwko wyrokowi, jaki otrzymał za zbrodnie dokonane przez chorwackie oddziały przez niego dowodzone). W swych enuncjacjach hierarcha użalał się na sam wyrok i nad losem generała, słowem nie wspominając o ofiarach mordów i czystki etnicznej, jaką na masową skalę dokonano podczas operacji Oluja (wygnano wtedy ze wschodniej Chorwacji – Krajna – ponad 200 000 autochtonów-Serbów, obywateli Chorwacji, którzy do tej pory koczują w obozach dla uchodźców w Serbii i Republice Serbskiej w Bośni).
Chorwaccy biskupi deklarowali zawsze poparcie dla ultranacjonalistów chorwackich, tendencji panujących wśród tzw. weteranów wojennych czasów bałkańskich wojen w końcu XX wieku oraz dla tej części chorwackiego społeczeństwa, dla której te wartości i ta tożsamość stanowią przedmiot kultu i admiracji. To echo i lustrzane odbicie postawy Kościoła katolickiego w Chorwacji podczas rządów w Zagrzebiu faszystów-ustaszy pod wodzą poglavnika Ante Pavelićia w czasie II wojny światowej. Zbrodnie, jakich dopuszczano się w tym faszystowskim quasi-państewku przechodziły swym okrucieństwem i bestialstwem to, co zgotowali swym ofiarom naziści niemieccy.
Odżywanie tendencji nacjonalistyczno-faszystowskich, zwłaszcza w krajach Europy Środkowej i Wschodniej, jest niezwykle groźnym znamieniem dzisiejszych czasów. Tu, gdzie religię łączy się bezpośrednio z narodowością i tożsamością (zwłaszcza religię w formie fanatyczno-fundamentalistycznej) dojść musi do powtórzenia się demonów z czasów dawno zdawałoby się minionych. Bałkany z końca XX wieku są tego jawnym i namacalnym dowodem. Tam gdzie religia wzmacnia, posiłkuje, gloryfikuje i legitymizuje tego typu tendencje i ideologie (ponieważ działa tu zasada sprzężenia zwrotnego, gdyż obie strony – totalitarno-faszystowskie państwo i struktura kościoła katolickiego – świadczą sobie wzajemnie dusery w tym względzie, czerpiąc z nich określone, utylitarno-polityczne korzyści) efekty są zawsze tragiczne.
Każda religia, monoteistyczna przede wszystkim, oraz instytucja takie wierzenie egzemplifikująca (zwłaszcza, jeśli mówimy o tak scentralizowanym, a poza tym związanym z europejskimi nacjonalizmami tworze, jakim jest Kościół katolicki na Starym Kontynencie) zabiega o wiernych, czyli prowadzi swoisty marketing celem utrzymania wyznawców w swoich szeregach i pozyskiwaniu nowych, musi schlebiać takim tendencjom, czy ideom. Zwłaszcza, że duchowieństwo rekrutuje się nie spośród intelektualistów piszących memoriały do papieża, jak owa 20-tka. Pisząc o tym nie wolno zapomnieć o odżywaniu neofaszyzmu w Polsce (to przede wszystkim ONR, ale także swoista sodalicja Winnickiego i Zawiszy, niektóre tendencje i ich zwolennicy gromadzący się obecnie wokół Pawła Kukiza, a także wiele ruchów nacjonalistyczno-ksenofobicznych – w tym tzw. kibole – ocierających się o kultywowanie agresji, nienawiści, przemocy i skrajnego szowinizmu), a zwłaszcza na Ukrainie. Na ten ostatni fakt zwracają uwagę – co było i jest w Polsce przemilczane (tłumaczy się to sytuacją wewnętrzną na Ukrainie i irredentą rosyjskojęzycznych obywateli tego kraju w rejonach Ługańska i Doniecka, niepokojach na całym wschodzie kraju, aneksją Krymu przez Rosję, wypadkami w Odessie etc.) – coraz częściej politycy i media za Zachodzie. Stany Zjednoczone, dotychczas udzielające bezkrytycznego i jednoznacznego wsparcia Ukrainie we wszystkich możliwych dziedzinach oficjalnie informują, iż pomoc militarna udzielana Ukrainie z racji silnej obecności ideologii neonazistowskiej i zdobywania przez te koncepcje coraz szerszego znaczenia w społeczeństwie nad Dnieprem i Dniestrem, zostanie przerwana (chodzi przede wszystkim o pozostające poza strukturami wojskowymi ochotnicze oddziały takie jak TORNADO, AZOW, czy AJDAR, będące de facto przybudówkami tzw. Prawego Sektora). Np. demokratyczny kongresmen John Conyers jr. jest orędownikiem całkowitego zerwania jakiejkolwiek współpracy z Kijowem. Takie nastroje zaczynają dominować obecnie w Kongresie USA.
Z owym odradzanie się neonazizmu, mimo jego mikrych osiągnięć w wyborach parlamentarnych (ma to miejsce i na Ukrainie, i w Polsce, i na Litwie czy Łotwie, a nawet w Niemczech) jest tak jak onegdaj z rolą w III RP Ligi Polskich Rodzin; była taka formacja polityczna, skrajnie ksenofobiczna, szowinistyczna, religijnie fundamentalistyczna, powstała na gruzach przedwojennej endecji. O jej znaczeniu adekwatnie wyraził się jej twórca i lider Roman Giertych: „… my nie wygramy wyborów, ja to wiem, ale my narzucimy wymiar narracji publicznej w tym kraju”.
I to jest owo zagrożenie niesione przez szerzenie się, bez żadnej reakcji i protestów, ideologii, retoryki, sposobu myślenia immanentnych nazizmowi i faszyzmowi. Przyzwalanie na to – tak w Chorwacji, Bośni, Niemczech, Austrii, Polsce, Szwecji (tak, tak!), na Słowacji czy Łotwie, w Rosji czy na Ukrainie (zwłaszcza tam, gdzie faszyzm w przeszłości wiązał się z państwowością, a jednocześnie z wiarą religijną, popierany z tej racji przez miejscowe kościoły – na Ukrainie kościół grecko-katolicki jest synonimem nazi-ukraińskości, tradycji OUN/UPA oraz walki z prawosławiem wschodnich Ukraińców), a nawet w USA (tzw. milicje obywatelskie czy surwiwalowcy, to potencjalny materiał dla takiej ideologii, zachowań i działań) – jest niebezpiecznym, niczym nieusprawiedliwionym, procederem. Historia w tej mierze daje przykłady jak niebezpiecznym memento mogą być zaniechania bądź przemilczenia w tej sferze. Nic ich nie tłumaczy.
Wracając do Chorwacji, od czego rozpoczęto ten materiał; otóż od dłuższego czasu trwały zabiegi miejscowego Episkopatu, aby kard. Alojzie Stepinaća, metropolity Zagrzebia w latach 1937-45, Przewodniczącego Konferencji Biskupów Jugosławii (do jej zajęcia przez III Rzeszę i powstanie państwa chorwackiego, potem – Chorwacji), fana poglavnika Ante Pavelicia, kapelana nazistowskiego bractwa ustaszów, zwolennika przymusowych konwersji chorwackich i bośniackich Serbów czy Żydów (mieli wybór – konwersja lub śmierć) ostatecznie kanonizować. Został on w roku 1998 przez Jana Pawła II podniesiony do godności błogosławionego (co wiąże się z lokalnym, chorwackim, kultem i wzorcem osobowym niesionym przez błogosławionego). Jednocześnie uznano go „męczennikiem za wiarę” (z racji wyroku jaki otrzymał od powojennych władz Jugosławii w uzasadnieniu kolaboracji z faszyzmem i uczestniczeniu w zbrodniach wojennych).
W początku 2015 r. najwyżsi serbscy patriarchowie wystosowali kolejne w tej materii posłanie do Rzymu, bezpośrednio do Franciszka. Napisali w nim, iż „uważają kard. Alojzie Stepinćia za „zbrodniarza”, który „aktywnie budował faszystowskie Niezależne Państwo Chorwackie”. Stepinać miał też „nadzorować” przymusowe nawracanie na katolicyzm prawosławnych obywateli, a tych – jak doliczyli się historycy po latach – było łącznie w okresie 1941-45 ponad 240 tysięcy. Serbscy patriarchowie zwrócili na to uwagę już w 2014 r. podkreślając równocześnie, iż zagrzebski duchowny w oczach prawosławia na Bałkanach „jest współodpowiedzialny za eksterminację Serbów, Żydów i Romów”. Odpowiedź z Rzymu, do kancelarii serbskiego synodu prawosławnego, nadeszła 2 czerwca 2015. Na dokumencie widniał podpis Franciszka. Papież – po rozpatrzeniu wątpliwości serbskich hierarchów – zdecydował o „powołaniu dwustronnej komisji”, która „zajmie się kardynałem Stepinaćiem”. Równocześnie Watykan poinformował o wstrzymaniu się z przygotowaniami do zakończenia procesu kanonizacji kardynała, tłumacząc, że będzie czekał na efekty obrad końcowych wspomnianego gremium.
13 czerwca 2015 r. dziennik zagrzebski „Vecernji list” potwierdził dane ze swoich źródeł w chorwackim Episkopacie, że zakończenie procesu kanonizacji Stepinaćia nie jest na razie możliwe. Zostało to przyjęte „z bólem, zaskoczeniem i niedowierzaniem”.
Dziennikarze piszący o procesie kanonizacji Stepinaćia wiążą wstrzymanie uznania jego świętości z kwestiami polityki międzynarodowej. Pojawiły się spekulacje, m.in. w serbskim dzienniku „Blic”, że Franciszek, któremu niezwykle mocno zależy na zbliżeniu z prawosławiem, prowadzi konsultacje w sprawie swojej pielgrzymki do Serbii. Podobno chciałby odwiedzić Belgrad, bo w nim widzi wrota do Moskwy, a na niej papieżowi zależy najbardziej. Franciszek i jego otoczenie mieli jednak usłyszeć od serbskich hierarchów kościelnych, że droga do Serbii wiedzie przez obóz koncentracyjny w Jasenovcu, w którym będzie musiał się pokłonić ofiarom ustaszy.
To są wszystko spekulacje, gdyż dyplomacja watykańska należy do tych nielicznych już służb, które nie zostały zarażone newsowo-tabloidowym charakterem dzisiejszych mediów. Gra tu idzie w wymiarze geopolityczno-globalnym, a na tym poziomie tabloidowość jest tyle niewskazana, co śmieszna. Politykę przez wielkie „P” i dyplomację z nią związaną robi się w gabinetach, nie na łamach prasy, czy w studiach telewizyjnych.
Franciszek niebawem odwiedzi Polskę. Dziwna cisza, czy mówienie o tym „półgębkiem” przez kierownicze gremia polskiego Kościoła kat. są dowodem, iż oficjalny kurs watykańskiej polityki, jaki obrany został przez papieża z Argentyny nie jest kompatybilny ze świadomością i zamierzeniami nie tylko większości polskiego Episkopatu, ale również z dużą częścią katolickiego mainstreamu nad Wisłą. Opinie o Franciszku takich „tuzów” jak Terlikowski, Cejrowski, Ziemkiewicz, Karnowscy, Pospieszalski itp. są jednoznacznie negatywne. W Polsce, kraju totalnej idolatrii wobec osoby Karola Wojtyły, osoba i nauki Franciszka są zarówno niezrozumiałe jak i kontestowane. Ksiądz, osoba duchowna zawsze tu był „Panem”, „dobrodziejem”, a paternalizm i umiłowanie „władzy” (nie służby i pokory) od zawsze charakteryzowały polski katolicyzm i relacje „owieczek” z duchowieństwem. O hierarchii nie wspominając. To kolejny przykład feudalnych stosunków interpersonalnych zalegających w miejscowej mentalności i zakorzenionych w polskiej praktyce (jako echo kontrreformacji i historii naszego kraju).
Czy w lipcu 2016 r. podczas pobytu Franciszka na Światowych Dniach Młodzieży w Krakowie manifestacyjny, ludowy, pielgrzymkowo-cmentarny i zarazem silnie narodowo-nacjonalistyczny charakter polskiej religijności oraz polskiej mentalności, po raz kolejny da upust swej bezrefleksyjności oraz braku zastanowienia się nad rudymentami tego, w co ów lud nadwiślański wierzy? Czy będzie to kolejny „trup w szafie” polskiej świadomości i rodzimego rozumienia historii, tożsamości, czy dziedzictwa ludzkości? Czy znowu nastąpi zderzenie współczesnego świata i trendów w nim obecnych z tzw. „polskością”: przaśną, wsobną, manifestacyjno-bezrefleksyjną, na pokaz i będącej wyrazem ultra-hipokryzji? Ultra-hipokryzji w każdym wymiarze…
Pozostawiam te dylematy bez odpowiedzi. Bo dziś wątpię, czy ktokolwiek zdoła na nie da sensowną odpowiedź.