22 listopada 2024
trybunna-logo

Flaczki tygodnia

„Ręce precz od naszych dzieci!”. To zawołanie zadudniło w każdym zakątku IV Rzeczpospolitej.

W pierwszej chwili Flaczki myślały, że pan prezes wystąpił w obronie swych dzieci poczętych, lecz nienarodzonych. Dwóch ślicznych, bliźniaczych wież płodzonych przez pana prezesa z austriackim biznesmenem i swą najbliższą rodziną. Dwóch dumnych wieżowców tworzonych na obraz i podobieństwo i wieczną chwałę panów braci Kaczyńskich. Wież poronionych w efekcie bezpłodnego związku Polaków z obcym narodowo i religijnie Austriakiem.
Gdyby pan prezes nie zapomniał o narodowych korzeniach, o Wandzie dumnej Polce, która nie chciała niemieckojęzycznego męża, gdyby postawił na czysto polskiego dewelopera, na polskich architektów, to pewnie już dziś chrzcił by pan prezes swe dwa srebrne bliźnięta.

„Ręce przecz od naszych dzieci”, echo niosło po kraju naszym całym. I w drugiej chwili Flaczki pomyślały, że pan prezes wreszcie wystąpił do hierarchów polskiego kościoła kat. Biorących pod swą obronę zwyrodniałych księży pedofilów. Że zakrzyknął „Ręce precz!” do tych przebierających się w księże sukienki pedofilów katujących polskie dzieci. Wykorzystujących w obrzydliwy sposób swą pozycję człowieka-boga. Wykorzystujących powszechny brak edukacji seksualnej wśród Polaków. Tych dorosłych i dzieci. Ale szybko okazało się, że to nie łamiący prawo i ład moralny pedofile przeszkadzają panu prezesowi.

Okazało się, że to prezesowskie zawołanie skierowane było do osób homoseksualnych, które chciałby żyć w związkach partnerskich, podobnych heteroseksualnym małżeństwom, i jeszcze adoptować dzieci. Bo swoich mieć nie mogą. Jak wiele heteroseksualnych małżonków. Ci zaś dzieci adoptować mogą.

Było skierowane do homoseksualistów, ale nie tylko. Tak naprawdę te „Ręce precz od naszych dzieci” to jest kolejna próba zmobilizowania konserwatywnych, narodowo – katolickich, słabo wykształconych wyborców Prawa i Sprawiedliwości. Zbudowania kolejnej wspólnoty wyborczej opartej na strachu przed atakiem obcych.

Najpierw dla wyborców PiS takimi obcymi byli „komuniści i złodzieje”. Wtedy kaczystom udało się podzielić polskie społeczeństwo. Skutecznie szczuć jednych na drugich. Potem przyjść mieli „uchodźcy zarażający tyfusem i wszawicą”. Wtedy jeszcze większy sukces osiągnęła kaczystowska szczujnia. Następnie straszakiem była „ideologia gender”. Tu jednak była totalna klapa, bo nawet najbardziej zakłamani kapłani kaczystowskiej szczujni, jak choćby pan minister Jarosław Sellin, nie potrafili „ciemnemu ludowi” wyjaśnić o co w tym „żenderze” chodzi. Poza to, że w „genderze” chłopcy muszą przebierać się w sukienki. Czyli robią to co wszyscy księża z kościoła kat.

Potem kreowano „POstkomunę”, czyli wskazywano na Platformę Obywatelską jako dziedziczkę starej, ohydnej „komuny”. Bo szczucie na „komunę”, czyli SLD, już im nie wystarczało. Chwilowo takim straszakiem – wrogiem była zmartwychwstała „żydokomuna”. Ale czujny amerykański Wielki Brat szybko wytargał PiS elity za uszy, niczym uczniaków w szkole. Dał im wyraźny sygnał, że wara kaczystom od izraelskiego sojusznika. Że kaczyści mają trzymać swe antysemickie modry na kłódki. Dlatego kaczyści już wiedzą, że na antysemityzmie narodowo – katolickiej wspólnoty budować nie mogą. Przynajmniej publicznie.

Skoro „komuna” już nie skutkuje, „uchodźcy” też już nie straszą, „Żydy” cicho – sza, bo Wielki Brat patrzy, to elitom intelektualnym PiS pozostali jedynie kosmici albo „pedały”.
Z kosmitów trudno straszaka przedwyborczego zrobić. Bo „ciemny lud” taki już głupi nie jest. Za to „pedały” były jak znalazł. Zwłaszcza, że jeden religijny gej, wiceprezydent Warszawy Paweł Rabiej udzielił długiego wywiadu „Dziennikowi. Gazecie Prawnej”. Tam zdradził swe marzenie. Marzenie religijnego geja, że kiedyś takie nadejdą czasy, kiedy i w Polsce pary homoseksualne będą mogły wychowywać adoptowane przez siebie dzieci.

Ponieważ „ciemny lud” nie czyta długich wywiadów, nawet tych znakomitych w „Dzienniku. Gazecie Prawnej”, to twórcy kłamliwej kaczystowskiej propagandy wyborczej, zakrzyknęli z radości. Ogłosili, że konkurencyjna Koalicja Europejska ma w swym programie nakaz wprowadzenia prawa, a nawet obowiązku, adoptowania dzieci przez pary homoseksualne. I zaczęli straszyć społeczeństwo polskie, że kiedy Koalicją Europejska wygra wybory do Parlamentu Europejskiego, to tenże Parlament Europejski, narzuci Polsce nowe, restrykcyjne prawo. Nakazujące adopcji niewinnych polskich dzieci, przez tak ohydnych „pedryli” jak
Paweł Rabiej.

Ale niech dzieci polskie nie tracą nadziei. Nie wpadną w „perdylskie łapska” jeśli zwycięży partia pana prezesa Kaczyńskiego. Od niedawna ojca „naszych dzieci”.

Pan prezes Kaczyński kreuje się nie tylko na ojca „naszych dzieci”, ale jeszcze strażnika moralności. Recenzenta moralności katolickiej wszystkich innych obywateli naszego kraju. I surowej ręki sprawiedliwości kaczystowskiej karzącej za odstępstwa od tej kato-moralności.

Ale jest to typowa moralność fasadowa. Polegająca na tym, że kaczyści głoszą pięknie brzmiące zasady moralne, narzucają wypełnianie ich zarządzanemu przez siebie społeczeństwu, ale sami już ich nie przestrzegają. Pan prezes Kaczyński szalenie dba o polskie dzieci rzekomo zagrożone „perdylsimi” adopcjami, ale nawet nie zająknie się w obronie dzieci gwałconych przez księży pedofilów. Tak jak katoliccy hierarchowie chronią księży pedofilii, tak pan prezes Kaczyński chroni swego posła Stanisława Piotrowicza, który wcześniej, jak prokurator, ochraniał pedofilii w księżowskich sukienkach. Pan prezes Kaczyński obłudnie kreuje zagrożenia polskich dzieci, a boi się wystąpić przeciwko autentycznym, pedofilskim zagrożeniom.

Pan prezes Kaczyński rozpoczął walkę z edukacją seksualną w szkole. Bo ona rzekomo „deprawuje dzieci”. Gdyby pan prezes miał dzieci, choćby te adoptowane, to pewnie posłałby je na lekcje religii katolickiej i na nauki przed pierwszą komunią. I wtedy dowiedziałby się jakie to katusze przezywają te dzieci podczas spowiedzi, kiedy zmusza się je do intymnych, zwykle niezrozumiałych Dia nich, wyznań. Do opowiadania gdzie dotykają się podczas kąpieli, czy bawią się siusiaczkami, a jeśli nie, to dlaczego? Kiedy straszy się ich piekłem za takie dotyki.

Elity PiS traktują obywateli Polski jak dzieci. Pan minister Szczerski każe nauczycielom rozmnażać się, a sam jest czterdziestoletnim, bezdzietnym kawalerem. A przecież nie musi żyć w celibacie. Pan prezes Kaczyński nakazuje zdziecinniałym Polakom żyć wedle katolickich przykazań, a jego najbliższa rodzina przoduje w ich łamaniu. Jego bratanica miała już kilkoro mężów, choć nie owdowiała. Jego siostrzenica żyje z Austriakiem bez katolickiego ślubu. Jego kuzynkowie są bohaterami obyczajowych plotek, bo mają nieślubne „kochanice”. Jego przybrany syn, pan prezes Jacek Kurski to zbiór wszelkich, katolickich grzechów. A pan prezes ani mru-mru.

Patrząc na zgniliznę moralną panującą w rodzinie pana prezesa Kaczyńskiego, to właśnie im należałoby prawnie zakazać adopcji polskich dzieci.

Poprzedni

Zamiast kopać wolał grać

Następny

Nie zabierajcie nam przyszłości

Zostaw komentarz