Trzeba zabić koguta, żeby przestraszyć małpę. To stare chińskie przysłowie jest dzisiaj niezwykle aktualne. Stanisław Kogut, pan senator „Prawa i Sprawiedliwości”, został oskarżony o korupcję. Zarzuty wyglądają bardzo poważnie. Jego aresztowania chciało kierownictwo PiS, bo podobno, jak ćwierkają warszawskie wiewiórki, „Kaczor chciał głowy Koguta”. I dlatego pan marszałek Senatu RP Stanisław Karczewski robił wszystko aby panu prezesowi taką głowę na talerzy przynieść.
***
Okazało się jednak, że panie i panowie senatorowie z PiS potrafią się wykazać wielką odwagą. A nawet przeciwstawić się woli samego Naczelnika Państwa, pana prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Ale jedynie wtedy, kiedy głosowanie jest tajne. Kiedy można wyrazić swój sprzeciw wobec woli pana prezesa skrycie.
***
Sprzeciw ów narodził się w czasie tajnego głosowania w Senacie o uchyleniu immunitetu pana senatora Koguta, czyli w praktyce o zgodzie na aresztowaniu go. Bo pan senator wcześniej sam zrzekł się części przysługujących mu praw i już teraz może być przez prokuraturę przesłuchiwany. Dlaczego prokuratura chce posadzić pana senatora w areszcie wydobywczym, skoro może go w każdej chwili przesłuchiwać? Skoro nie istnieje niebezpieczeństwo mataczenia, bo wszyscy inni z tej afery korupcyjnej, nawet pan senatorowicz Kogut, siedzą już w areszcie?
***
Warszawskie wiewiórki ćwierkają, że oskarżony, ale nadal wolny, pan senator może być niebezpieczny dla macierzystej partii. Bo zdesperowany, zły za zapuszkowanie mu syna, może iść do wrogich kaczystom mediów i poopowiadać im o ciemnych stronach tak zwanej „Dobrej Zmiany”. Przecież nawet chomik wnerwiony i rozdrażniony potrafi karmiący go palec ugryźć, a co dopiero wściekły pan Kogut z Senatu RP.
***
Czemu tak wielki człowiek, jak pan senator Kogut został skierowany na polityczną rzeź poprzedzoną perwersyjnym grillowaniem? – zastanawiają się najtężsi analitycy polityczni w naszym kraju. Przecież ta korupcja to nie pierwsza afera związana z panem senatorem? Przecież to człowiek znany od lat z rozwalania Polskich Kolei Państwowych. Człowiek, który rządził jak car w PKP i rządził tak samo w swoim księstwie tarnowsko-nowosądeckim. Zdawałoby się, że był nietykanym.
***
Ano właśnie dlatego, odćwierkują warszawskie wiewiórki. Problem w tym , że Kogut nie tylko mógł brać łapówki, ale też zaczynał wywyższać się ponad Kaczora. Tak przynajmniej Naczelnikowi Polski usłużni zaczęli donosić. Donosili i donosili. Aż w końcu pan prezes Kaczyński postanowił sprawie ukręcić łeb. I panu senatorowi przy okazji też.
***
Poza tym sprawa pana senatora miała być pokazową. Miało być najpierw uroczyste aresztowanie, publiczna skrucha senatorska i wyrok sadowy. Wpierw surowy, potem złagodzony, już nie nagłaśniany. W międzyczasie miała być seria bolesnych aresztowań opozycyjnych parlamentarzystów i działaczy opozycyjnych partii. Na zasadzie; skoro pan senator Kogut idzie do pierdla, to inni z immunitetami też. I gdyby się pan minister sprawiedliwości i prokurator generalny, w jednej osobie Zbigniewa Ziobry, rozkręcił, to pewnie trzeba by przynajmniej jedno piętro aresztu dla aktywu i parlamentarzystów zarezerwować. A pozostali, wystarczająco sprawą Koguta przestraszeni, nie wyrastaliby ponad pana prezesa.
***
Ale panie senatorki i panowie senatorowie zachowali instynkt samozachowawczy. I zagłosowali przeciw uwięzieniu kolegi Koguta, czyli także przeciwko przyniesieniu na talerzu panu ministrowi-prokuratorowi Ziobrze pretekstów do kolejnych aresztowań. W sprawach już tak nie jednoznacznych jak przypadku przekrętów pana senatora Koguta.
***
Tak to pan senator Kogut głowę ocalił, ale z zachwytu nie pieje. Dobrze wie, że co się odwlecze, to nie uciecze. Wie, że pan marszałek zakaże w Senacie głosowań tajnych i ponownie złoży wniosek o uwięzienie senatora Koguta. Pan Senator do pierdla trafi, bo zjednoczony front propagandowy kaczystów musi mieć paliwo do otumaniania „ciemnego ludu”. PiS to takie opium ludu, trawestując słowa Karola Marksa.
***
Co gorsza, chwilowo wzmocniony pan senator Kogut może liczyć na zemstę ziobrystów, czyli na wyrok bez radykalnego złagodzenia.
***
Z kronikarskiego obowiązku donoszę, że Partia „Razem”, ustami i piórem swojej rzeczniczki prasowej Doroty Olko, odrzuciła zaproszenie do rozmów o współpracy z SLD, skierowane ustami i piórem rzeczniczki prasowej Anny-Marii Żukowskiej.
***
No cóż, rozmawiać warto, ale nietrudno było zgadnąć, że „Razemici” to zaproszenie odrzucą. Z tradycyjnym poczuciem wyższości i pogardy dla SLD. Oni traktują ewentualną kooperację z SLD jak przedwojenny jaśniepanicz chwilowy romans z podkuchenną.
Czytającym ten tekst „Razemitom” od razu, na wszelki wypadek wyjaśniam, że pisząc „Jaśniepanicz” miałem na myśli zbiorowe kierownictwo „Razem”, a nie lidera Adriana Zandberga, a pisząc „podkuchenna” miałem na myśli takich staruchów z SLD jak ja, a nie przewodniczącego Włodka Czarzastego.
***
Przy okazji odpowiedzi rzeczniczka „Razemitów” raczyła splugawić mnie określeniem „seksista”. Bez merytorycznego uzasadnienia, bo to staje się normalnym wśród „sekcistów”, czyli aktywu tej sekciarskiej partii. Kiedyś staliniści aby splugawić kogoś politycznie przyczepiali mu etykietę „trockisty”. Teraz „Razemici” i sympatyzujące z nimi głupie feministki prześcigają się w przyklejaniu etykiety „seksista” bez merytorycznych powodów. Ot takie tam fochy, fobie, aktualne środowiskowe gry towarzysko – polityczne. Zupełnie to niezrozumiałe dla ludzi spoza sekty, spoza koterii, dla normalsów.
***
Ponieważ ostatnimi czasy taką samą etykietę ze środowisk bliskich rzeczniczce Olko otrzymali również: Marcin Świetlicki, Henry Miller, Leszek Miller, Joseph Conrad, białostockie SLD/!/ jako podmiot zbiorowy, Janusz Rudnicki indywidualnie, to domyślacie się sami, czym wisi mi taka etykietka.