Młoda absolwentka wydziału ochrony środowiska wścieka się z powodu straconego czasu. Nie przewiduje, by kiedykolwiek, do czegokolwiek była komukolwiek potrzebna, ….bo 14 czerwca nasz rząd przyjął założenia do „planu rozwoju śródlądowych dróg wodnych”. Będziemy więc budować kaskadę Wisły… kilkanaście zapór i jeszcze dalszych kilkanaście na Odrze.
Rząd doprowadzi Odrę do piątej klasy żeglowności… do planów nie pasują już istniejące mosty i trzeba będzie je przebudować… wszystkie!
Zbudujemy Drogę Wodną od Warszawy do Brześcia, po to, by w kolejnych fantazjach popłynąć dalej, Pregołą do Dniepru.
Przeciągniemy Odrę do Dunaja.
Noteć pogłębimy i usprawnimy,
Połączymy Odrę z Wisłą w okolicach Wodzisławia Śląskiego
A przecież już poprzednie założenia rządu, również tego poprzedniego i jeszcze poprzedniejszego, zakładają całkowite „uregulowanie” Soły, Skawy, Raby, przekopanie Mierzei, przystosowanie Kanału Bydgoskiego do międzynarodowego transportu wodnego. Pozostał jedynie problem wyciągnięcia pieniędzy z Komisji Europejskiej. Do tego nie są potrzebni absolwenci niepotrzebnych wydziałów?
Młoda absolwentka wydziału ochrony środowiska wścieka się więc z powodu braku szans na wykorzystanie swej wiedzy, tym bardziej, że dla „usprawnienia” realizacji celów zrekonstruowano pod ambitne potrzeby DOBREJ ZMIANY Państwową Radę Ochrony Środowiska, zmeliorowano Regionalne Zarządy Gospodarki Wodnej, pozmieniano personalia w Regionalnych Dyrekcjach Ochrony Środowiska… na wszelki wypadek, mimo że i tak nigdy nie odeszły od wymagań Dworu. Również tego poprzedniego :).
Nikt więc nie ma powodu ani sposobu by wykorzystać młodą, pełną pasji i zapału, absolwentkę Wydziału Ochrony Środowiska, nie ma też całej przestrzeni, gdzie mogłaby sobie pohasać.
Mamy powtórkę. Idziemy do przodu, postęp jest najważniejszy. Na ochronę środowiska znowu nas nie stać!. Dokładnie tak mówił tow. Stanisław Kania na pamiętnym, IX Zjeździe KCPZPR. Wówczas jednak to się „suwerenowi” nie spodobało.
Plany rządowe, na wszelki wypadek, pomijają problemy zanieczyszczenia Bałtyku, które eksplodują po ruszeniu osadów dolnej Odry i Wisły.
To będzie bomba, po eksplozji której Europa długo nie będzie się w stanie pozbierać.
Odkładaliśmy tam, pospołu z enerdówkiem różne świństwa przez ostatnie kilkadziesiąt lat i ani nikt nie wie co tam jest, ani nie potrafi przewidzieć rozmiarów katastrofy. Przydaliby się absolwenci wydziałów ochrony środowiska. Tyle tylko, że wiedza ta raczej przeszkadza, niż miałaby komuś służyć.
Tajemna wiedza młodej absolwentki pozwala Jej sądzić, że z pogłębienia Wisły, Odry i kilku pomniejszych rzek do wymaganej średniej niemal dwumetrowej głębokości — może wynikać, zgodnie z założonym „planem rozwoju śródlądowych dróg wodnych”, większa ilość wody w samym korycie rzeki. Jeśli bowiem koryto rzeki zostanie obniżone o dwa metry, to poziom wód podskórnych czy przygruntowych obniży się o tyle samo. Spłyną do takiego kanału! W rzece wody (może nawet do najbliższej kadencji parlamentarnej) rzeczywiście będzie więc nieco więcej. Rozległość działań wskazuje, że dotknie to niemal całej Polski. Korzenie zbóż, młodych drzew… również owocowych – wody nie sięgną! Wyschną. Nie będą miały innego wyjścia. Korzenie młodych drzew zbyt krótkie, a po wodę nigdzie nie pójdą. Dopiero się dowiemy co to jest prawdziwa susza.
Oczekiwanie, że do projektantów naszych przestrzeni dotrze, że woda płynie z góry w dół a nie odwrotnie, jest nadzieją złudną zarówno w skali miejscowej jak ogólnej. Polecam własne, lokalne rozważania na ten temat z Pilska ad 2016. Kilka razy pisałem też o tym w SO.
Młoda absolwentka wydziału ochrony środowiska wścieka się, bo latem chciała popłynąć Wisłą od Krakowa w dół, do Warszawy, by kontynuować swoje pasje. Nie da się! „Droga wodna” zatkana – energetycy z Połańca, nie powiadamiając nikogo, postawili w poprzek Wisły gumowy próg piętrzący… ugotowali kilkanaście ton ryb, bo im zabrakło chłodziwa do stawianych bez umiaru bloków energetycznych. Więc w ekologicznej trosce zagrodzili.
Podróż skończyła się zanim nabrała rozpędu. Utknęli w korku. Połaniec jest w czołówce „ekologicznych” producentów prądu, posiada bowiem jedyny blok energetyczny w Polsce opalany biomasą… co niestety oznacza, że wyrzyna a potem spala okoliczne i nie tylko ekologiczne lasy. Absolwentka wydziału ochrony środowiska, może więc ewentualnie poprotestować. Z tego jednak trudno wyżyć.
Widoczny staje się kolejny problem w realizacji „planu rozwoju śródlądowych dróg wodnych”. To nie autostrady, gdzie trwa remont jednego pasa, a trzy działają. To nie problem nasypu kolejowego reperowanego przez dwa dni po katastrofie. Barki oczekujące rok na rozładowanie korka to fajny pomysł na romans – eko …z beztroskimi chłopakami od prądu w tle.
Wracamy do źródeł: Jeszcze w głębokim PRL–u oprowadzałem jakiegoś austriackiego uczonego od ekologii, tłumaczyłem mu jak dziecku, że problemów z ochroną środowiska mamy w bród: kopalnie, eksploatacja lasów, rzek, brak oczyszczalni w planach inwestycyjnych. A on na to, że to nie są problemy ekologiczne tylko prokuratorskie. Pod warunkiem prokuratorskiej niezależności
A przecież to tylko woda, a jeszcze Puszcza Białowieska, zatrute powietrze, bioróżnorodność i pan minister Szyszko rządową więc prokuraturą ścigający ekologów za brak tejże bioróżnorodności nad Rospudą i w Świdniku (gdzie dostał w łeb za poprzedniego ministrowania) i zapowiedź srogiej za to zemsty …i wiele, wiele innych smutnych, choć kabaretowych przykładów.
Jej koledzy i koleżanki zmieniają zawód albo grabią liście w parku, opracowują teksty „ekologiczne na ulotkach reklamowych. Niewygodnie mają ci, którym się „powiodło” i są zmuszani do pisania opinii i ekspertyz nie mających nic wspólnego z ich osobistymi przekonaniami.
Młoda absolwentka wydziału ochrony środowiska otrzymała dyplom, wykształcenie, fantastyczną wiedzę, rozbudziła w sobie pasje i…pozostała bez zawodu, bez zajęcia. Na szczęście zna języki, a Europa czeka.