30 listopada 2024
trybunna-logo

Efekt „Klątwy”, czyli kiedy nie należy bronić aktorów

Nie można i nie należy oceniać artykułów po tytułach. W tym jednak wypadku nagłówek z „Gazety Wyborczej” – „Brońmy twórców ‚Klątwy’” ma znaczenie, ponieważ od samego początku wymaga wyjaśnień, które potem w tekście wyraźnie nie padają.

O spektaklu „Klątwa” i ocenie histerii wokół niego wyraźnie napisał red. Piotr Nowak na łamach naszego portalu. Tu jednak chodzi o coś innego. Konieczne się wydaje sprecyzowanie pojęć w rozwiniętej wokół tego wydarzenia artystycznego sytuacji. Czemu i przed czym mamy bronić twórców spektaklu?
Nie mam ochoty uczestniczyć w bezwarunkowej obronie kogokolwiek ze względu na jego poglądy, wypowiedzi, zachowanie lub tym bardziej publiczne działania. Każdy ma prawo powiedzieć co myśli, ale też każdy ma prawo to ocenić. Publicznie jak najbardziej. I nic nikomu do tego, zarówno z jednej i z drugiej strony. Psim obowiązkiem twórców jest liczenie się z tym, że jeżeli dotkną czyichś wyznawanych wartości, to zostaną poddani totalnej krytyce, z wykorzystaniem słów przykrych, a nawet niesprawiedliwych. Zatem krytykujcie aktorów i reżysera ile wlazło. Macie do tego prawo, każdy ma. I bronić ich nie trzeba, a nawet nie należy – trzeba dyskutować. Bronić trzeba ich wtedy, kiedy komukolwiek strzeli do łba, żeby wykorzystując instytucje państwa zakazać prawa do artystycznej wypowiedzi – chce prokuratorskiego śledztwa, zabrania dotacji, pozbawienia pracy. To naruszenie podstawowej wolności człowieka, jaka jest wolność słowa.
Oddzielenie konkretnego człowieka od jego roli społecznej jest fundamentalne w rozumieniu tej sytuacji. Czy myślicie, że mam ochotę bronić sędzi Gersdorf? Szczególnie po tym, kiedy z niesłychaną arogancją mówiła, że za 10 tysięcy, sumy niewyobrażalnej dla znakomitej większości Polaków, „dobrze żyć można tylko na prowincji”? Albo prof. Rzeplińskiego, który wytarł sobie nogi w bezstronność sędziego Trybunału Konstytucyjnego, przyjmując katolickie odznaczenie czy jeszcze jako urzędujący prezes bez żenady prezentował się jako strona politycznego sporu? Albo sędziów samego TK, dla których zasada nie działania prawa wstecz była nie wartą uwagi wzmianką w papierach? Nie, mam dla nich, jak i dla przedstawicieli kasty rządzącej uczucia głębokiej pogardy.
Ale powstrzymując wymioty, towarzyszące głębokiemu obrzydzeniu dla ich moralnego relatywizmu, stanę z nimi ramię w ramię, kiedy proces destrukcji instytucji, które gwarantują utrzymanie podstawowych praw i wolności człowieka, rozpocznie proces staczanie państwa w otchłań brunatnej dyktatury. A nie jest do tego tak daleko, jak się niektórym zdaje.
Bronic trzeba więc instytucji, konstrukcji państwa, jednocześnie mając świadomość, że ludzie, którzy je do tej pory tworzyli nie są wymarzonym ideałem i często nie rozumieją powagi stanowiska, na które zostali postawieni i wymogu służebności wobec społeczeństwa, a nie wobec własnej kasty.

Poprzedni

Drużyna jak złoto

Następny

Kowalczyk znów narzeka