Niedługo po tej lekturze przejeżdżałem trójmiejską kolejką obok gmachu „Prokomu” w Gdyni. Ciągle to dość imponująca konstrukcja (mimo, że dziś takie nie należą już do rzadkości), mimo że twórca potęgi tej marki dawno już znalazł się w cieniu, nie blasku bogini Fortuny. Krzysztof Wójcik opisał historię wzlotu i upadku Ryszarda Krauze, niegdyś jednego z najbogatszych ludzi w Polsce. Od dzieciństwa i młodości w PRL-owskiej Gdyni lat 50-tych, 60-tych i 70-tych, tej osobliwej, do pewnego stopnia eksterytorialnej krainy aspiracji i interesów dalekich od realsocjalistycznej, szarej normy czasów gomułkowskich i gierkowskich, poprzez okres szczytów świetności „Procomu” i twórcy jego wielkości, po upadek. Czytałem tę wartko skonstruowaną, wciągającą opowieść z zainteresowaniem, choć nie należę do fanów plotkarskich historii z życia milionerów. Podobała mi się w tej opowieści jej antyefeciarskość, wyniesione z lektury wrażenie rzetelności autora. Nie ma tandeciarskich historii a la pudelek czy pomponik, nie ma grzebania w prywatności, szukania romansów etc. Jest dość chłodno zarysowana opowieść o kruchości tak wielu ludzkich nadziei, ludzkiej pychy i ludzkich losów w ogóle. Los Ryszarda Krauze mógłby być dla niejednego ostrzeżeniem. Naprawdę wartościowa lektura.