18 listopada 2024
trybunna-logo

Dziecięca choroba etycznej konsumpcji

Czym jest etyczna konsumpcja? W założeniu jest to konsumpcja produktów i usług w systemie kapitalistycznym przy jak najmniejszej ilości bólu cierpienia i wyzysku weń. Czy to kawa Fairtrade podawana w Starbucks, czy też designerskie meble z materiałów wtórnych, czy też wegański paprykarz…

Jakie mają być tego efekty? Tzw. etyczny kapitalizm lub nawet kapitalizm z ludzką twarzą. Jeśli jednak się jej dobrze przyjrzeć można zauważyć że to nie twarz tylko maska z ludzkiej skóry, utrzymywana przy życiu przez wolontariat idealistów bojących się partycypacji w brutalnej kapitalistycznej machinie, a jednocześnie będących zbyt słabymi żeby ją obalić. Słodką ironią jest, że maszyna karmi się ich strachem, który jest jedynym co utrzymuje ją przy życiu.
To pacyfikacja poprzez fałszywe poczucie możliwości życia bez uszczerbku moralnego. Dopóki istnieje kapitalizm dopóty nie jest to jednak możliwe. Fetyszyzacja nieskazitelności etycznej to nic innego jak niewidzialna klatka w której pragmatyczne klasy panujące zamknęły idealistycznych pięknoduchów. Bez naruszania stosunków produkcji, bez emancypacji robotników, bez zakończenia eksploatacji Trzeciego Świata lewicowy, wrażliwy intelektualista poddaje się bez wystrzału wierząc, że oto nastała jutrzenka lepszego świata. Tyle że jest to świat Francisa Fukuyamy, gdzie nastąpił koniec historii a alternatywy dla kapitalizmu nie ma i nie będzie. Przyzwolenie na tego typu zabawy to przyznanie się do bankructwa myśli lewicowej.
Tak zwana etyczna konsumpcja nie czyni świata mniej okrutnym, niesprawiedliwym, czy mniej pełnym przemocy. Ona ten świat utrzymuje przy życiu. Pytanie, czy jest miejsce w naszym ruchu dla tych, którzy nie chcą zapłacić ceny za zmiany? Jeśli nie są w stanie poświęcić swojego samopoczucia, to co mogą? Dodatkowe 2zl na kawę? Mleko sojowe zamiast krowiego? Brązowy cukier zamiast miodu? 1000 bioproduktów w walce z imperializmem.
Rozkosznym suplementem tej przypadłości jest hasło „think globally act locally”, które nabiera bardzo ponurych konotacji w sytuacji kiedy to zdamy sobie sprawę z paru rzeczy. Pierwszą rzeczą jest to że tzw. etyczna konsumpcja to zabawa pierwszego świata w „zjedzenie ciastka i posiadanie ciastka” (gdzie tajemnicą poliszynela jest to, że ciastko zostaje zjedzone, ale natychmiast pojawia się kolejne siłą zagrabione z krajów Globalnego Południa). Niby walczymy z kapitalizmem, ale w sumie to umacniamy go poprzez jeszcze głębsze osadzenie naszego stylu życia w jego logice, co owocuje jedynie wzmocnieniem ucisku imperialnego na osobach, które pracują na ten uprzywilejowany styl życia.
Drugim aspektem jest fakt, że mimo iż niektóre z tych produktów mogą być całkowicie ekologiczne i pochodzić z miejsc całkowicie „w porządku”, to sam fakt że są pozyskiwane, produkowane, transportowane i sprzedawane w porządku kapitalistycznym wymusza na nich partycypację w wyzysku osób zaangażowanych w te procesy.
Głupotą jest wiara w to, że grając cały czas według zasad klas rządzących cokolwiek możemy zmienić na naszą korzyść. Jest to strategia godna Kubusia Puchatka, który uznał że najlepszy sposób by się ukryć to zamknąć oczy bo wtedy go nikt nie zobaczy. Analogicznie etyczni konsumenci zamykają oczy by nie widzieć w czym tak naprawdę uczestniczą. Rolą sił postępu nie jest korygowanie błędów kapitalizmu. Rolą sił postępu jest zniszczenie i zastąpienie zastanego sposobu produkcji jego wyższym stadium nawet poprzez wzmacnianie już zastanych błędów.
Tym, co jest istotne w działaniu przy obecnej sytuacji jest zrozumienie, że kluczowym jest to, co działa proletariacko a nie to co wygląda proletariacko. Aktywizm przestaje być aktywizmem jeśli nie jest skuteczny. Staje się makietą, grupą rekonstrukcyjną, farsą. Staje się pustą skorupą w której kryją się różni życiowi wykolejeńcy łaknący „tożsamości misji” i miejsca dla siebie. Aktywizm to nie przytułek, ani też nie jest to droga do pozyskania akceptacji i aprobaty. Bardzo często naprawdę skuteczny aktywizm będzie wiązał się z wręcz przeciwnymi reakcjami otoczenia. Walczymy nie o to by czuć się lepiej – a dla daleko idących zmian podstawowych paradygmatów naszego społeczeństwa i idących wraz z nimi zmian jakościowych. Każdy kto oczekuje natychmiastowej gratyfikacji żyje w ułudzie. Jedyne, co możemy takiej osobie zagwarantować to to, że pewnym momencie będzie się czuć źle. Jednakże nasz ruch nie może być terapią grupowa jego członków.

Poprzedni

Hipokryzja

Następny

Superliga na gazie