18 listopada 2024
trybunna-logo

Dubaj, prawdziwe oblicze

Tempo przemian świata arabskiego, od typowych dla wspólnot plemiennych kolektywistycznych norm zachowania do indywidualistycznych jest tak zawrotne, że w bezpośrednim zetknięciu cywilizacji zachodniej i beduińskiej nie mogło się obyć bez konfliktu międzykulturowego, musiało dojść do alienacji i zachwiania tożsamości narodowej, których efektem jest frustracja. Powstały normy, którym Beduini nie zawsze są w stanie sprostać, pisze w swojej najnowszej książce „Dubaj. Prawdziwe oblicze raju” Jacek Pałkiewicz.

Autor, którego znaliśmy dotąd, jako podróżnika i eksploratora, prowadzącego ekstremalne wyprawy do źródeł Amazonki, czy na reniferach do bieguna zimna na Syberii – tym razem występuje w zupełnie innej roli: reportera obnażającego prawdziwe oblicze Dubaju. Z jednej strony, jest to dubajski mit świątyni ostentacyjnego luksusu, a z drugiej – rzeczywisty świat szejków i klanów plemiennych, rosyjskich prostytutek i pakistańskich niewolników.
FRAGMENT KSIĄŻKI JACKA PAŁKIEWICZA:
Przypominam sobie historię opisaną przez „The Guardian”, która wydarzyła się nie w średniowieczu, ale w naszych czasach, dokładnie w 1995 roku. Na plaży w Dubaju zaczęła tonąć dwudziestoletnia dziewczyna. Na pomoc tonącej rzuciło się kilka osób, lecz ojciec dziewczyny je powstrzymał. Doszło do przepychanek. Rodzic tłumaczył, że dotknięcie córki przez obcego mężczyznę mogłoby ją zhańbić. Wolał, żeby jego córka zmarła, niż żeby dotknął jej obcy mężczyzna — relacjonowała policja. Ratownicy nie zdołali jej ocalić i dziewczyna utonęła. To tragiczna historia będąca dowodem na ślepe przywiązanie do tradycji.
Z drugiej strony zdarzają się też odstępstwa od tradycji. Na przykład zapomniano już w emiracie o gościnności nomadów, o zapachu kadzideł, muzyce Beduinów, tradycyjnej kulturze i narodowych potrawach. Dziś dominuje tu kultura azjatycka. Zdecydowaną większość wszystkich imigrantów stanowią mężczyźni. Kobiet jest trzy razy mniej i należą one do słabszej części społeczeństwa, a to stwarza niemało kłopotów. Jednak największy problem demograficzny wypływa stąd, że na dziesięciu mieszkańców Dubaju, dziewięciu to obcokrajowcy. To bomba z opóźnionym zapłonem. W każdej chwili mogą pojawić się nacjonalistyczne, antyimigracyjne ruchy albo też cudzoziemcy w jak najbardziej naturalny sposób narzucą swoje reguły gry. Proces ekspansywnej westernizacji stanowi niebagatelne zagrożenie dla kultury narodowej autochtonów, którzy czują się obco w swoim kraju. Analogicznie Europa odczuwa ekspansję Orientu i broni się przed islamską kolonizacją. Trafnie przedstawia ten problem „kropotkin” na swoim arcyciekawym blogu (http://southande-ast.com). Potrafił nawiązać dialog ze swoimi miejscowymi kolegami, którzy przyznali, że stają się społeczeństwem zamkniętym. Bo boją się, że utracą przekazywaną genetycznie tożsamość.
„Jesteśmy dumni z naszych korzeni — zwierza się na portalu niejaki Yahia — ale doszło do tego, że liczniejsza od nas ludność napływowa narzuca nam styl bycia i zachowania. W nowych warunkach trudno wszystkim znaleźć własne miejsce w otaczającym świecie. Niby z jednej strony powinniśmy się otwierać i unowocześniać, ale cierpi na tym nasza kultura. Zobacz, wszystko tu jest zamerykanizowane, zalewa nas obca obyczajowość, przytłacza globalizacja. Zachowania zachodnich przybyszy, ich odmienna mentalność i sposób myślenia są nieraz trudne do zaakceptowania. Trzydzieści lat temu byliśmy społeczeństwem plemiennym i dla nas jeszcze dzisiaj nadal najważniejsze są relacje rodowe i pozycje rodów w hierarchii”.
„System wartości związany z przeszłością Beduinów był kluczowym elementem w budowie tożsamości narodowej. Nic dziwnego, że narosły dualizm między przeszłością i nowoczesnością, między wartościami tradycyjnymi i globalizacją kulturową ujawnia w społeczeństwie emirackim konflikty psychologiczno-społeczne w relacji z ludnością napływową. Jej integracja jest mało zauważalna i w konsekwencji prowadzi do tworzenia wspólnot w ramach innej społeczności” — uzupełnia jego tezę Syed Ali w swojej publikacji Dubai: Gilded Cage (Pozłacana dubajska klatka) wyjaśnia, że tutejsze wielonarodowe społeczeństwo jest bardzo podzielone. Współistnienie może jest nieraz i przyjazne, ale z pewnością bez wzajemnego przenikania się kultur i pluralizmu, jak to ma miejsce w Stanach Zjednoczonych Ameryki czy w Wielkiej Brytanii. Lokalsi zwykle żyją w swoich dzielnicach, a nierówności społeczne stworzyły szlabany wewnątrz ludności napływowej. Ze względu na kolosalne różnice płac Azjaci żywią nienawiść do Europejczyków, Hindusi tradycyjnie są nieufni względem Pakistańczyków, muzułmanie z Afryki nie przepadają za wyznawcami tej samej religii z Azji, Afgańczycy gardzą Banglijczykami, Libańczycy nie tolerują Palestyńczyków, a będący na szczycie piramidy Emiratczycy są podejrzliwi wobec wszystkich pozostałych. Układy społeczne opierają się na nieufności, konkurencji i nierówności, dlatego w tym kastowym społeczeństwie imigranci utrzymują zwykle kontakty głównie ze swoimi rodakami.

Poprzedni

Dobry komunista, bo chiński

Następny

500+ wyciągnie z biedy 1,5 mln Polaków