16 listopada 2024
trybunna-logo

Dojcze marki daj nam Panie!

Wiecie jak robi się dobrą, nowoczesną i co najważniejsze, skuteczną politykę, tzn. taką, której owoce można najsamprzód wyhodować, a później zjeść i nie mieć po nich rozwolnienia? Trzeba do niej cierpliwości i umiaru. Robi się ją po cichu. Na zapleczu. Bez kamer i fleszy. Rozmową, dyskusją, miękką dyplomacją. Tym wszystkim, czego rząd PiS-u nie ma i czego nie potrafi. 

Kaczyński ogłosił, że chce reparacji wojennych od Niemiec, bo są w ojczyźnie rachunki krzywd. Najął do wyliczeń ekspertów z rynku nieruchomości. Słuchałem jednego z nich w radiu, jak tokował, że cała ich robota i wyliczenia nie są żadną tajemną wiedzą, tylko elementarzem tego, na czym pracują ludzie zajmujący się deweloperką na całym świecie. Narzędzia, których nasi spece używali też są ustandaryzowane, i nikt, kto by chciał podważyć ich szacunki, nie będzie mógł im zarzucić, że swoje wyniki wzięli z kosmosu. Podstawili po prostu do nowoczesnych tabel buchalterię zostawioną w 1945 r. po biurze odbudowy miasta, które szacowało straty wojenne Warszawy, plus dodali trochę od siebie, kierując się tymi ogólnie dostępnymi danymi. Człowiek brzmiał dość przekonująco, czuć było, że jest pewien tego co mówi. Zapytany o to, czy owa inicjatywa rządu ma także w sobie, prócz wymiaru przywrócenia właściwych proporcji i wyrównania strat, aspekt polityczny, ekspert potwierdził, bo, zapewne, nie został do końca właściwie przygotowany przez Kurskiego i spółkę. I to by było na tyle, jeśli idzie o pisowską propozycję wojennych reparacji. Ta bowiem, ma wymiar wyłącznie polityczny. Nie ma tam żadnego drugiego dna. Żadnej idei. To wyłącznie cyniczna polityka robiona na potrzeby kampanii i odwrócenia uwagi opinii publicznej od prawdziwych zagrożeń. Szkoda tylko pracy ludzi, którzy ślęczeli nad wyliczeniami po nocach. Do tego za nasze podatki. 

Załóżmy, że rachmistrzowie od obliczeń wykonali swoje zadanie dobrze. Rzetelnie. Wbrew temu, co mówią obżarci po uszy wszystkimi rozumami etatowi komentatorzy, ich wyliczenia są bliskie prawdy, bo poczynione podług prawideł sztuki i z uwzględnieniem wszelkich zmiennych. Pojawia się zatem pytanie, w jaki sposób można by zdyskontować tę pracę i próbować odzyskać od Niemca co nasze; co nam zniszczył, zabrał, zabił, zrabował. Jedną z dróg, najgorszą z możliwych, jest wyjście na trybunę, zwołanie konferencji i ogłoszenie światu, że Niemiec jest nam winien, a my nie spoczniemy, póki nie dojdziemy. Bo taka jest historyczna prawda a dziejowa sprawiedliwość musi się dopełnić, co, moim zdaniem, jest bliskie prawdy. Prawdą jednak ciężko ludzi nakarmić albo ogrzać. Dużo lepiej robi się to pieniędzmi. A w całej tej zabawie idzie wszak o to, żeby wyrwać Niemcom z gardeł to, co nam się słusznie należy. 

Przychodzi do Was sąsiad i mówi Wam: ojciec Wasz, 70 lat temu, upił się do nieprzytomności na weselu, zwyzywał pół mojej rodziny, dał w gębę pannie młodej, a panu młodemu wybił złoty ząb. Do tego ukradł kopertę z gotówką z koszyka na oczepinach, a muzykantom nasrał do bębna. I dziś ja, potomek pokrzywdzonych, żądam zapłaty za te wszystkie niegodziwości, odpowiednio zbilansowanej do warunków rynkowych, powiększonych o uśrednioną inflację. Jak mi nie zapłacisz tyle a tyle, wyjdę na gościniec i będę się darł, jaki to z Waszego ojca był łgarz i krętacz i co nawyczyniał na weselisku. I co Wy na to? 

Tak mniej więcej wygląda polityka w wydaniu PiS względem Niemiec i odzyskiwania tego, co nasze. Kiedy Szwabia słyszy podobne dictum, spuszcza oczy po swoich marmurach i zastanawia się, o co im w życiu idzie; o to, żeby pokazać się jako bitny naród, co to dalej chce z szabelkami atakować eskadrę czołgów? Ale przecież świat się zmienił, ludzie się zmienili, mental, polityka, a ci ciągle swoje. Wszak wiadomo nie od wczoraj, że aby cokolwiek dziś w świecie wywalczyć, trzeba umieć rozmawiać. Ba, rozmowa i dialog jest, jak świat światem, podstawą sukcesu poczynań wszelkich, od targów o chabetę po udane małżeństwo. Jeśli ludzie ze sobą nie rozmawiają, tylko prychają na siebie jak koty, dzieci z tego nie będzie, przynajmniej tych szczęśliwych, chcianych. Urodzi się kąkol i nienawiść, ale nigdy zgoda i porozumienie. PiS nie umie rozmawiać. Nie dlatego, że nie zna języków obcych; paru z nich całkiem nieźle sobie z nimi radzi. PiS rozmawiać nie potrafi, bo nie dostał tej umiejętności w swoich genach po Kaczyńskim. Kaczyński nie rozmawia. Nie słucha. On wydaje polecenia i rozkazy. 

Załóżmy, że po PiS-ie będzie w tym kraju jeszcze jakieś życie. Co wówczas uczynić z reparacjami i problemem ich egzekwowania. Można oczywiście rzecz poniechać, żeby mieć święty spokój. Na początku przynajmniej, a będzie to bardzo długi początek, będzie za dużo do roboty, żeby brać sobie na łeb kolejne zmartwienie. Można kontynuować podgryzanie Niemca raz na kwartał, żeby tłuszcza nie zmartwiła się, że duch narodowy zgasł na zawsze, ale można też, i to w naszym wypadku jest najtrudniejsze i najmniej prawdopodobne, pójść po rozum do głowy, i zamiast trzymać się jak pijany płotu narracji narzuconej przez Kaczyńskiego, rozpocząć mozolną i długą grę na kilku fortepianach. Na początek proponowałbym wynajęcie dużej i wpływowej, lub najlepiej kilku, agencji PR oraz opłacenie wpływowych lobbystów na całym świecie, żeby rozpocząć tu i ówdzie obliczoną na lata kampanię, w której opowiadalibyśmy swoją historię i swoje zakończenie. Tak robią ci, którzy chcą coś rzeczywiście osiągnąć. Zdobywają opinię i posłuch świata i możnych. Niemca też można zagadać. Bez obaw. A gdy Niemiec, czytaj niemiecki kanclerz i jego środowisko polityczne wyczuje, że atmosfera się zagęszcza, sam da asumpt do rozmów. Można wówczas odkurzyć wyliczenia, powołać bilateralną komisję i zacząć pospołu liczyć rzecz na nowo; tam ująć, tu dodać, i kiedy obie strony nie będą do końca zadowolone, zwołać konferencję prasową przed Bramą Brandenburską i ogłosić sukces. W końcu będzie się za co napić. 

Poprzedni

Świetny Zieliński, hattrick Lewandowskiego

Następny

Po której stronie stoisz?