22 listopada 2024
trybunna-logo

Demony Lovecrafta w oku Houellebecqa

Pisarz wybitny, acz na swój sposób – w najlepszym tego słowa znaczeniu – „dziwny”, ekscentryczny, egotyczny w zachowaniu osobistym, a przy tym Francuz, co też nie jest bez znaczenia, napisał o pisarzu amerykańskim, wybitnym i też na swój sposób „dziwnym”, choć osobiście nie egotycznym, a jeśli ekscentrycznym, to na sposób wyszukany, nie ostentacyjny.

Tym bardziej należy na wstępie docenić gest Michela Houellebecqa, który napisał niewielką opowieść o Howardzie Philipsie Lovecrafcie (1890-1937). Rzecz nie jest nowa, bo wydana po raz pierwszy już prawie trzydzieści lat temu (1991), ale wznawiana, jako że bardzo dobrze napisana i ceniona. Wtedy był Houellebecq pisarzem jeszcze wschodzącym, dziś jest sławą światową – ciekawe czy jego dzisiejszy egotyzm pozwoliłby mu napisanie książki o innym pisarzu?
Nietrudno natomiast odgadnąć, dlaczego Houellebecq napisał akurat o Lovecrafcie. Łączy ich mroczny charakter wyobraźni, wyczucie grozy i makabry. Łączy ich też to, co zawarł Houellebecq w tytule – postawa „przeciw życiu, przeciw światu”. Generalną ideę artystyczną, a jednocześnie postawę wobec realnego życia Lovecrafta sformułował Houellebecq już w pierwszym akapicie: „Życie jest bolesne i pełne rozczarowań. W konsekwencji pisanie kolejnych realistycznych powieści jest zbędne. Wiemy już, czego ogólnie spodziewać się po rzeczywistości, i wcale nie mamy ochoty dowiadywać się więcej.
Ludzkość jako taka budzi w nas już tylko umiarkowaną ciekawość. Wszystkie te, jakże wnikliwe „spostrzeżenia”, wszystkie te „sytuacje”, anegdoty… Wszystko to sprawia jedynie, że po zamknięciu książki znowu ogarnia nas lekkie uczucie mdłości, które i tak wywołuje dowolny dzień „prawdziwego życia”. Z zaświatów wtóruje mu Lovecraft: „Jestem tak znudzony ludzkością i światem, że nic nie jest w stanie mnie zainteresować, chyba że znajdę co najmniej dwa morderstwa na stronie lub przeczytam o jakichś potwornościach rodem z nieznanych przestrzeni”.
Houellebecq dopowiada: „Absolutna nienawiść do świata w ogóle i szczególne obrzydzenie do świata współczesnego. Oto jak najlepiej określić postawę Lovecrafta. W jego prozie nie ma zatem miejsca dla choćby dla dwóch rzeczy, mających szczególny wpływ na stan rzeczywistości: na seks i pieniądze, w tym także dla „świata pieniądza”.
Realizmowi przeciwstawia Lovecraft jawny estetyzm: „Ten temat (erotyki i fizjologii płciowej – przy. KL) został w całości sprowadzony do nudnych detali ze zwierzęcej biologii, bez najmniejszego znaczenia dla osoby, którą osobiste gusta pchają raczej ku feerycznym ogrodom i miastom ze złota, tonącym w glorii egzotycznych zachodów słońca”.
Jednak twórca „Zewu Cthulhu” idzie w swojej postawie jeszcze dalej. Jest nie tylko wrogiem realizmu. Jego niechęć, awersja do życia, do świata nie jest niechęcią racjonalisty, człowieka mądrego, do głupoty świata, bo jak napisał: „wszelki racjonalizm próbuje zminimalizować walor i wagę życia oraz pomniejszyć ogólny zasób ludzkiego szczęścia”. Nawiasem: w tym użyciu przez Lovecrafta słowa „szczęście” można dostrzec pewną niekonsekwencję, może przejęzyczenie – w żadnym jego opowiadaniu nie można znaleźć niczego, co choć odrobinę pachniałoby szczęściem.
Także w życiu prywatnym go zaledwie niewielki i krótkotrwały szczęścia kęs. Houellebecq portretuje Lovecrafta z zachwytem aż zadziwiającym u sceptycznego Francuza, podkreśla jego dżentelmeński (na sposób angielski) sposób bycia, z jego dystansem i powściągliwością, jego dżentelmeńską postawę życiową. Z zachwytem też odnosi się do niego jako pisarza: „Dzieło Lovecrafta można porównać do gigantycznej machiny marzeń, niespotykanych rozmiarów i ogromnej skuteczności.
Ani chwili spokoju czy dystansu w jego literaturze, oddziaływanie na świadomość czytelnika jest tu brutalne, dzikie, przerażające; i rozprasza się niebezpiecznie wolno. Ponowna lektura niczego w istotny sposób nie zmienia; może, ewentualnie, rodzi się w nas tylko pytanie: jak on to robi?”. Być może jednak najmocniejszy komplement pod adresem twórcy „Gór szaleństwa” brzmi następująco: „U Lovecrafta jest coś nie do końca literackiego”.
Odnosząc się do samego tworzywa, do „morfologii” prozy Lovecrafta, Houellebecq zauważa, że „wprowadzając element materializmu w samo jądro grozy i feerycznych wizji, stworzył nowy gatunek”.
I rzeczywiście, omawiając cechy stylu i narracji Lovecrafta zwraca uwagę na to, że jest ona niemal symetrycznie przeciwstawna metodzie powszechnie, niemal rutynowo stosowanej w prozie fantastycznej, w której groza z wolna i niepostrzeżenie wdziera się w banalną, błogą egzystencję postaci. „Lovecrafta strategię rozpoczynania tekstu należałoby umieścić na przeciwległym biegunie. Nie znajdziemy tu śladu „banału, który zaczyna się kruszyć” (…) Nie ma najmniejszej ochoty poświęcać trzydziestu stron, czy choćby trzech, na opisywanie życia rodzinnego przeciętnego Amerykanina”.
Houellebecq zauważa też, że jego bohater nie akceptował w literaturze fałszu i schematyzmu. „Kiedy Lovecraft wyraża swą pogardę dla „wiktoriańskich fikcji”, budujących powieści, w których ludzkim czynom przypisuje się fałszywe i pompatyczne pobudki, jest całkowite szczery”. I Lovecraft i Houellebecq charakteryzują się skłonnością do ujmowania struktury narracyjnej utworu literackiego w formułę możliwą do zapisania graficznego lub odwołującą się do struktury materialnej.
Lovecraft pisał o „chaosie” jako totalnym atrybucie świata, niemożliwym do opisania, a nawet do przybliżenia: „Nie mogę wyobrazić sobie struktury życia i kosmicznej siły inaczej niż jako skupiska punktów ułożonych w spirale bez wyraźnego kierunku”. Houellebecq porównuje „tradycyjną powieść do umieszczonej w wodzie starej dętki” z której uchodzi powietrze”: „To, z czym mamy do czynienia, to stały, dosyć słaby wyciek, z którego wypływa w końcu tylko zmieszana materia nicości”.
Co czyni z tą dętką Lovecraft? Otóż „energicznie kładzie dłoń na niektórych miejscach tej dętki (seks, pieniądze..), skąd nic nie powinno wydobyć się na powierzchnię. To technika zacisku. Efektem – w wybranych przez niego miejscach – jest potężny strumień, niezwykły wykwit obrazów”. Houellebecq pisze o „wyobrażonych przez Lovecratfa cyklopowych, szalonych strukturach” i porównuje je do przepełnionych mroczną, monumentalną architekturą rysunków Piranesiego.
Zwraca uwagę na architektoniczną wrażliwość Lovecrafta, na obecną w jego prozie „architekturę totalną”, „architekturę ze snu”, wspominając przy tym szok przeżyty przez niego na widok architektury Nowego Jorku. Houellebecq odsłania także inną warstwę obecną w prozie Lovecrafta – świat odorów, fetoru gnicia, świat cuchnącego rozkładu. „pod obrzmiałym księżycem nie suną fantomy; są tylko wzdęte trupy, spuchnięte i czarne, gotowe strzelić strumieniem zgnilizny”.
Natomiast nie ma u Lovecrafta psychologii, jego postacie są – rozmyślnie – schematyczne i płaskie. Psychologia nie jest mu potrzebna, wystarczy postrzeganie. Bo psychologia relatywizuje doznania, w tym doznanie grozy, a jemu nie chodziło o opisywanie psychoz, czy tworów wyobraźni, lecz o „ohydną rzeczywistość”, o „grozę obiektywną”.
Przekształcenie zwykłych codziennych doznań w niewyczerpane źródła koszmarów, to cel każdego autora fantastyki i Lovecraft jest w tym arcymistrzem. Dlatego „im bardziej monstrualne i niewyobrażalne będą opisywane wydarzenia i istoty, tym bardziej ich opis ma być precyzyjny i kliniczny”.
Prawdopodobnie na niejednym czytelniku, który zetknie się z prozą Lovecrafta, niekorzystne wrażenie może wywołać stosowana często przez niego monumentalna emfaza stylistyczna. Może go ona nawet zniechęcić do lektury. Pisarz używał jej jednak z rozmysłem wiedząc, że istnieje grono wiernych, fanatycznych czytelników, którzy ją uwielbiają, a nawet lubują się w tych „ekstremalnych pasażach”.
Służy ona między innymi wyniesieniu jego prozy wysoko ponad tak nielubiany przez niego „realizm” czy „racjonalizm”, tworzy „mur chiński” od nich czytelnika separujący. Ostatnią część opowieści poświęcił Houellebecq prywatnej biografii Lovecrafta, naznaczonej brakiem szczęścia, rozczarowaniem życiem, cierpieniem psychicznym i fizycznym, które zresztą znosił z powściągliwością i cierpliwością godną „klasycznego” dżentelmena „w angielskim stylu”.
Pojawia się też wątek jego mrocznego, żywiołowego rasizmu, na który jednak wypada dziś spojrzeć z dystansem, przez pryzmat czasów i w mońcu tylko „teoretycznego”. Houellebecq napisał otwarcie, że Lovecraft był „reakcjonistą starej daty” i zastanawia się dlaczego „autorzy fantastyki są na ogół reakcjonistami”. I odpowiada: bo cechą reakcjonistów jest szczególne poczucie „powszechnej obecności Zła” (nawiasem mówiąc to jedyne wyjaśnienie postawy „reakcyjnej”, które warte jest co najmniej przyjęcia do wiadomości).
Jeden jeszcze aspekt postawy twórczej Lovecrafta, postawy artysty, warty jest odnotowania. We mnie akurat, jako starym czytelniku budzi ona sympatię i zrozumienie.
W 1925 roku zanotował: „Stwierdziłem, że literatura nie jest zajęciem stosownym dla dżentelmena; i że pisanie musi być traktowane jedynie jako elegancka sztuka, której należy oddawać się nieregularnie i z dystansem”. Abstrahując od trudnej do przyjęcia literalnie, dosłownie tej pięknoduchowskiej, elitarystycznej postawy, w której kryje się porcja pogardy dla pisania jako rzemiosła, widzę w niej nieobcy mi sprzeciw wobec zjawiska, które zaczęło się już w czasach Lovecrafta – traktowania twórczości pisarskiej jako produkcji opartej na przepisach, zapotrzebowaniu czytelniczym, na „strukturze popytu”, jako na produkcji taśmowej, wystudiowanej, „wychodzącej naprzeciw gustom”, tworzonej sztucznie, na zamówienie.
Takiej literatury jest coraz więcej i coraz bardziej smakuje ona jak współcześnie, fabrycznie, laboratoryjnie uprawiane owoce i warzywa.
Niby z wyglądu takie same jak te dawne, naturalne, ale bez dawnego smaku i zapachu. Bo prawdziwie wielką literaturę można tworzyć tylko naturalnie, nie na fabrycznym stanowisku pracy, nie w laboratorium. Są wyjątki od tej reguły (m.in. Balzac, Flaubert, Tomasz Mann), ale w ogromnej skali literatury nieliczne.
Akurat w tej niechęci, w dystansie do sztucznej, rutynowo, jak na taśmie fabrycznej produkowanej, bezsmakowej literatury, jestem z „reakcjonistą” Lovecraftem zgodny.
W tym dyzguście do „kryminałów”, w których są niby wszystkie składniki jak z Conan Doyle’a, Simenona czy Chandlera, ale którym brak tamtych walorów, do historycznych powieści pisanych przez prawie-Sienkiewiczów czy do romansów, w których jest niby wszystko jak u Davida Herberta Lawrence’a, a które smakują jak plastik i pachną botoxem.
Dlatego omijam je szerokim łukiem i wracam do prozy twórcy „Cienia spoza czasu”. „Stworzyć alternatywę dla życia we wszystkich jego przejawach, nieustanną opozycję, trwałe schronienie: oto najwyższa misja poety na tej Ziemi. Howard Philips Lovecraft wypełnił tę misję” – nieco patetycznie kończy swoją książkę Houlllebecq.
Może trochę przesadza, ale co do zasady – ma rację.

Michel Houellebecq – „H.P. Lovecraft. Przeciw światu, przeciw życiu”, przekł. Jacek Giszczak, Wydawnictwo Literackie Kraków 2020, str. 142, ISBN 978-83-08-06984-4

Poprzedni

Robi się za mało

Następny

Zmartwychwstanie Ferdynanda Wańka

Zostaw komentarz