22 listopada 2024
trybunna-logo

Bogactwo a zasobność – problem współczesności

Od zawsze ten który dużo posiadał był bogaty, dziwne ale teraz przestaje to być oczywiste.

 

Może się też wydawać, że poruszane przeze mnie kwestie to „oczywiste oczywistości” – ale prawda jest taka, że wiek XXI zweryfikował te pojęcia. Wcześniej – owszem, szły one w parze.
Od zarania dziejów zawsze ktoś, kto posiadał dużo dóbr – był z automatu „bogaty”. Dziś jednak w wysoko rozwiniętych krajach ogół społeczeństwa żyje bardzo bogato, ale – co zastanawiające – posiada coraz mniej na własność. Częstokroć teraz posiadanie nie daje przychodu ale daje obciążenia.
Jeszcze 100 lat temu ogół ludności w Polsce był w jakimś stopniu panem swego losu. Większość „włościan” czy rzemieślników posiadała środki produkcji na własność. Własna ziemia, własny sprzęt, własny dom, własny inwentarz. Tak było jeszcze w pokoleniu naszych dziadków, których wciąż dobrze pamiętamy. To byli prawdziwi włodarze. Pracowali ciężko, żyli najczęściej biednie, ale jednak nie ulegali mirażom tak wszechobecnego dziś populizmu.
Oni nie szukali sobie wodzów i zbawicieli narodu – dlatego, że ich los zależał w dużej mierze od nich samych. Zbawicielem był od zawsze Pan w Niebiesiech. Gdy był urodzaj – wszyscy szczęśliwi i wszyscy na tym korzystali; gdy nieurodzaj – pretensje wznoszono do Pana Boga, ale i do własnego lenistwa albo braku zapobiegliwości.
Narzędzia pracy pozwalały tylko na rozproszony system produkcji. Jeżeli szewc miał tylko kopyto i młotek – mógł, co najwyżej zatrudnić 2 do 4 czeladników, nie więcej. Gdy obrabiano pola, to bez mechanizacji zespół rodzinny mógł wspólnymi siłami obsiać bądź zebrać tylko z kilka hektarów. W tej chwili mamy ciągniki, które orzą całe noce i dnie bez kierowcy. Powstanie np. chińskiej megafermy na milionie hektarów w Afryce , to rzeczywistość – w dodatku bez niewolników!
Powstawanie fabryk bez pracowników też nikogo już nie dziwi. Gdy 10 lat temu przejeżdżałem ze znajomym Niemcem blisko Browaru w Schkeuditz w Saksonii, mój znajomy pokazał palcem i powiedział: „Byłem tam w zeszłym tygodniu, pokazali mi halę rozlewu i – nie do wiary – tam był tylko jeden człowiek. Na dodatek jeszcze wzięli czarnego, bo taniej”.

 

Co znaczy „globalizacja”?

Co oznacza dla nas koncentracja produkcji i kapitałów, co niesie ze sobą mechanizacja, automatyzacja i robotyzacja? Otóż to wszystko przyśpiesza , przyspieszone odchodzenie od bycia włodarzami, gospodarzami, właścicielami własnych warsztatów pracy.
Stajemy się natomiast dostatnio uposażonymi wyrobnikami. Te wszystkie procesy prowadzą do wyższej wydajności i obniżania cen towarów.
Cóż, coś za coś: tracimy być może małe, przytulne sklepy, indywidualne gospodarstwa, rzemiosło, za to kupujemy więcej i taniej w supermarketach. Należy pamiętać, że wszyscy ludzie w nich pracujący to już tylko najemnicy.
Śmiem twierdzić, że wręcz warunkiem współczesnego dobrobytu jest utrata powszechnej niedawno niezależności gospodarczej i indywidualnych środków produkcji szerokich mas ludności. Ogół społeczeństwa w bogatych krajach żyje dostatnio, ale musi stracić coś, co nazywa się zasobność. Tę zasobność traci się łatwo i bezboleśnie, bo w zamian wchodzi się do elitarnego „klubu bogatych”.
Gdy nasz dziadek kupił kawałek pola, to tym samym powiększał swój zasób i pośrednio swoje bogactwo. Gdy budował dom czy zabudowania, to robił to „za swoje” i wkrótce pozwalało mu to na zwiększenie inwentarza – pośrednio produkcji i wzrost bogactwa.
Najczęściej przeciętny rolnik przez całe życie pracował w pocie czoła, dorabiał się – żył skromnie, ale zawsze był „na swoim”. Gdy rodziło się kolejne dziecko, przyjmowano je jak dar losu, bo wychodzono z założenia, że tam, gdzie dwoje się uchowało to i trzecie się uchowa.
Masy ludności żyły biednie, lecz miały coś, czego nie da się kupić za pieniądze, miały biedną

 

pewność losu.

Dziś 43 procent obywateli USA cierpi na bezsenność. Nie śpią , bo rozmyślają: „co z naszym zakładem, koncern już buduje nową fabrykę w Chinach…; „co z pracą w banku, w przyszłym roku łączenie filii i na pewno nie będzie dwóch działów marketingu i księgowości…”; „co ze spłatą domu, zostały jeszcze 22 lata kredytu, samochód się starzeje, a z przedmieścia wszędzie daleko…”.
Zwykle wykwalifikowani pracownicy nawet po zwolnieniach znajdują gdzieś niezłą pracę. W konkurencyjnej gospodarce upadłości są normą, a wydajniejsze firmy nieustannie wypierają słabsze, towar tanieje, znów można za mniej kupić więcej.. Jednak ten stan „bogatej niepewności” zabija – dosłownie! – chęć „mnożenia się”. Ludzie boją się zakładać rodziny.
Jak wytłumaczyć paradoks, że w ubogich krajach przyrost naturalny jest nieodmiennie wysoki, a w takiej na przykład Francji mnożą się głównie ludzie napływowi? Decyzje o rozrodzie to coś, co umyka prostym wyjaśnieniom.
Gdy na sawannie panuje susza, antylopy stają się niepłodne lub następują poronienia. Gdy kobiety w wielkich korporacjach wchodzą w męskie współzawodnictwo – poczynają dzieci późno lub zgoła wcale.
To po prostu biologia. Prawa natury są jak prawa fizyki: dotyczą wszystkich, a najczęściej o ich działaniu nie mamy bladego pojęcia. Czym we wszechświecie jest szara materia i ciemna energia – nie wie nikt. Nawet Einstein czy Hawking.
Współcześnie kiedy młody, dobrze zarabiający człowiek chce się zabezpieczyć finansowo na przyszłość , jak to robili zawsze przodkowie – kupuje duży apartament na kredyt, bo, jak wiadomo, ,,nieruchomości zawsze w perspektywie czasu drożeją,,. Kupuje bardziej oszczędny, a przez to droższy samochód. Kupuje tak, jak radzi „Murator”: „Chcesz mieć ciepłą wodę użytkową za darmo, to kup panele”. Przecież ta prymitywna i kłamliwa reklama twierdzi że kupując otrzymasz coś za darmo. W rzeczywistości w naszym klimacie otrzymywanie ciepłej wody z solarów jest niepewne i bardzo drogie.
Inwestując w drogi, ładny dom – kupujesz pewność, że w gorszych czasach go nie sprzedasz, a jeżeli już, to z dużą stratą. W okresie dekoniunktury sprzedają się wyłącznie małe domy. Taki dom oznacza wyłącznie większe koszty elektryczności, ogrzewania i… wyższe podatki – o czym boleśnie przekonali się np. Hiszpanie i Grecy. Drogi, teoretycznie oszczędny samochód, np. hybryda to również inwestycja, która powiększa tylko koszty i w porównaniu ze skromniejszym samochodem jest zwyczajnie nieopłacalna.
Młodzi ludzie to dziś niewolnicy kredytów. Nie mają możliwości skutecznego inwestowania w majątek produkcyjny. Stają się bogaci gdy wszystko spłacą są już starzy i nic im z bogactwa. To tak jakby odkładać przyjemność z odbywania stosunków cielesnych… na starość. Nie mówię żeby nie oszczędzać ,ale możliwości inwestowania są bardzo ograniczone do wąskiej grupy.

 

Problem powszechnego populizmu

To zjawisko zawsze wynika z potrzeby chwili. Kiedy ludzie nie radzą sobie z okolicznościami losu, szukają przywódców, którzy wycisną z coraz węższego grona właścicieli daniny dla ogółu, podczas gdy ten w swej masie dawno już stracił narzędzia niezależności.
Poważne Partie socjalistyczno-ludowe mają małe poparcie, bo ludzi poważnie skrzywdzonych materialnie jest coraz mniej, prócz tego żadne szanujące się ugrupowanie polityczne nie da więcej niż obiecają populiści. Niemcy uwierzyli kiedyś wybitnemu populiście i 12 lat jego rządów znaczyło 7 milionów zabitych Niemców. Historia nie uczy się na błędach innych, trzeba sparzyć trzeba się samemu.
Czy danina w postaci postępującej niesamodzielności materialnej w zamian za względy dostatek jest warta swojej ceny, oceńcie państwo sami. Marzenie jednak o tym, by żyć sielsko, anielsko i na dodatek ekologicznie może okazać się mrzonką kiedy na świecie mamy już 7,5 miliarda ludzi.

Poprzedni

USA poza RPC ONZ

Następny

Jak wraca cenzura

Zostaw komentarz