22 listopada 2024
trybunna-logo

Berlińska opowieść

To uderzające, że słowo „Berlin”, nazwa wielkiego europejskiego miasta, stolicy Niemiec, nie budzi w pierwszym rzędzie skojarzenia z turystyką, choć są tu wspaniałe obiekty i miejsca do zwiedzania, jak wspaniała Wyspa Muzeów, gmach Reichstagu, melancholijna Unter den Linden uwieńczona emblematyczną Bramą Brandenburską, elegancka Kurfűrstendamm, imponująca aleja Wilhelmstrasse, park Tiergarten ze strzelistą Siegessaule czy ponura nieco, naznaczona dawnym klimatem proletariackim dzielnica Kőpenick. To także dzielnica Charlottenburg i położony na obrzeżach miasta kompleks wzniesiony przez pruskich Fryderyków z pałacem Sans Souci, legendarna siedziba Fryderyka II Wielkiego w Poczdamie (Potsdam). Z polskiego punktu widzenia osobliwe jest już samo wrażenie z podróży do Berlina z Warszawy. Jazda tam trwa – z grubsza biorąc – około sześciu godzin przez terytorium Polski, a po przekroczeniu granicy na Odrze, już w niecałą godzinę możemy znaleźć się w stolicy Niemiec, na Berlin Hauptbanhoff.

Tytuł „Berlin. Metropolia Fausta” jest dość zwodniczy, jako że postać Fausta nie tylko nie jest związana z Berlinem, ale w poemacie Goethego nazwa tego miasta nawet się nie pojawia. Być może autorka potraktowała postać Fausta jako ogólną figurę symboliczną kojarzącą się z kulturą niemiecką. „Berlin. Metropolia Fausta”, to naukowa, choć wolna od nadmiaru formalnego naukowego sztafażu, monografia miasta, której pierwszy tom obejmuje okres od powstania miasta do „szalonych lat dwudziestych” XX wieku, z ich legendą ekspresjonizmu, także w kinie niemieckim, z teatrem Bertolta Brechta, kompozycjami Kurta Weila, z klimatem oddanym w słynnej „Operze za 3 grosze”. To opatrzona bogatym aparatem przypisów fascynująca opowieść o mieście, które analogicznie jak Warszawa, choć oczywiście jednocześnie zupełnie inaczej, było i jest miastem granicznym, łączącym w sobie cechy miasta zachodniego i środkowoeuropejskiego, nie bez pewnych także akcentów miasta wschodnioeuropejskiego.
Berlin łączy z Warszawą także pewien stan odwiecznego stawania się, bycia w permanentnym „in statu nascendi” (co kontrastuje na przykład z Paryżem, od wielu dziesięcioleci, a w pewnej warstwie nawet od blisko stu pięćdziesięciu lat ustabilizowanym, jednolitym, niezmiennym), hybrydyczność, kapryśność, nieregularność kształtu urbanistycznego i swoisty cierpki, „nieoczywisty” wdzięk. Każdego środkowo- czy wschodnioeuropejczyka, który znajdzie się w Berlinie uderzy jego urbanistyczny klimat, bliski tej właśnie części Europy, a słabo kojarzący się z europejskością zachodnią. Być może jakaś część wyjaśnienia tego zjawiska kryje się w początku opowieści Ritchie, która zwraca uwagę, że legiony rzymskie dotarły do Kolonii, Regensburga, Akwizgranu czy Monachium i tam zakładały rzymskie osady, ale już nie w pobliże dzisiejszego Berlina. Stąd rzymskie piętno w architekturze, w urbanistyce tamtej, a nie tej części Niemiec. Do bagien rozciągających się wzdłuż Sprewy Rzymianie nie dotarli, sięgnęli tylko tzw. „Lasu Teutoburskiego”, gdzie ponieśli klęskę, przez co Berlin i otaczająca go kraina nie ma rodowodu rzymskiego. Zaznacza się w niej natomiast „ciężki”, także urbanistycznie, duch tych ziem, odległy od „rzymskości”, „łacińskości”, bliższy raczej zachodniej Słowiańszczyźnie (Łużyczanie), która tu dość głęboko sięgała. Dlatego korzenie geniusa loci Berlina sięgają zaledwie XIX wieku, a ich ważnym inspiratorem był Johann Gottlieb Fichte, praojciec, „praszczur” niemieckiego nacjonalizmu.
Z jego pomocą, wspartą germańskimi baśniami, duchem gotyckich katedr powstawała poezja niemieckiej tęsknoty, patriotyczne i romantyczne pieśni, rodził się późniejszy niemiecki nacjonalizm. Nie przypadkiem sławetny niemiecki hełm wojskowy, tzw. pickelhauba swoją formą nawiązuje do gotyku. W tej epoce narodził się też niemiecki „weltschmertz”, czyli ból istnienia. Ofiarą tego bólu istnienia padł m.in. wybitny dramaturg Heinrich von Kleist popełnił samobójstwo w 1811 roku w wodach podberlińskiego wtedy jeziora Wannsee. Jednak XIX-wieczny Berlin to także wykładana tu myśl Georga Friedricha Hegla. Atmosferę duchową Berlina tamtej epoki oddaje m.in. proza Teodora Fontane, twórcy m.in. powieści „Effie Briest”, z rzadka pojawia się ona w opowiadaniach E.T.A. Hoffmana. Choć jednak nazwa Berlina była wzmiankowana w XIII wieku, to pierwszą wielką epoką w jego dziejach, fundamentem jego tradycji okazały się lata 1740-1786, czyli czasy panowania Fryderyka II Wielkiego, sławnego „Wielkiego Fryca”, po którym pozostał wspaniały kompleks parkowo-pałacowy ze sławnym Sans Souci w Poczdamie i którego upamiętnia konny pomnik na prestiżowej Unter den Linden. Wcześniej Berlin pozostaje miastem przy wojskowym garnizonie. Dopiero wiek XIX wprowadził Berlin do europejskiej wspólnotowej historii. W 1806 roku, 20 lat po śmierci „Wielkiego Fryca”, do Berlina wkracza ze swoją armią Napoleon, a powracając w 1813 roku po przegranej ostatecznie wojnie zabiera do Paryża sławną kwadrygę z Bramy Brandenburskiej, która powróci na nią dopiero w 1848 roku, w rezultacie Wiosny Ludów. Jednak stolicą zjednoczonych Niemiec stał się Berlin dopiero w 1871 roku, co zostało oficjalnie ogłoszone przez kanclerza Bismarcka. W 1918 roku Niemcy przegrały wywołaną przez siebie wojnę, a rok później powstała Republika Weimarska. Berlin to wtedy także jedno z centrów międzynarodowego ruchu robotniczego, miejsce pobytów m.in. Lenina i miejsce śmierci Róży Luksemburg.
I to właśnie ten okres, trwający do zdobycia władzy przez Hitlera w 1933 roku stworzył prawdziwy genius loci Berlina, jego nastrój i legendę. Dziś w tle klimatu duchowego Berlina jest między innymi proza takich pisarzy jak Alfred Dőblin, którego powieść „Berlin Alexanderplatz” jest swoistą panoramiczną syntezą (także topograficzną) obrazu miasta tej epoki (nazywaną berlińskim „Ulissesem”), dramaturgia Bertolta Brechta z jego „Operą za trzy grosze” i historią Mackie Majchra (choć formalnie jej akcja rozgrywa się w Londynie) oraz songami Kurta Weila. Berlin tej epoki to także sławna historia „kapitana z Kőpenick”, świetnie oddana przez Karla Zuckmayera z jego sztuce pod takim tytułem i będąca satyrą na niemiecki militaryzm (legendarna piwiarnia o nazwie „Hauptmann von Kőpenick”, związana z tą historią istnieje do dziś i znajduje się we wschodniej dzielnicy Kőpenick u zbiegu Mahlsdorferstrasse i Stellingdamm, ocalał też miejscowy ratusz, w którym rozgrywa się część akcji). Fragment tkanki Berlina tamtych czasów oddają też powieści dla młodzieży: Karla Mundstocka „Ali i jego banda”, 1955, której akcja rozgrywa się w robotniczym Kreuzbergu (Manteuffelstrasse, Kőpenickerstrasse, Lauseplatz, Prenzlauerstrasse, Waldemarstrasse, kościół św. Tomasza) czy Ericha Kästnera („Emil i detektywi”, 1928). Atmosferę Berlina w okresie Wielkiej Wojny (1914-1918) oddają też obszerne fragmenty polskiej powieści Andrzeja Struga „Żółty Krzyż” (1933), której główna bohaterka, międzynarodowa gwiazda filmowa Eva Evard związana jest z wytwórnią filmową „Mundusfilm”, usytuowaną przez pisarza przy Klosterstrasse, nieopodal Alexanderplatz, a jej mieszkanie w barokowym pałacu przy Keithstrasse 8, a także w hotelach: „Windsor” przy Behrenstrasse 64/65 i przy Kaiserwilhelmstrasse. Atmosferę miasta tej epoki współtworzy też kino, dzieła filmowego ekspresjonizmu oraz tzw. kammerspielu, takie jak „Gabinet doktora Caligari” Roberta Wiene (1919), „Portier z hotelu Atlantic” Friedricha Wilhelma Murnau (1924), także twórcy „Nosferatu” (1922), jak również „Zmęczona śmierć” (1921), „Doktor Mabuse” (1922), „Metropolis” (1926), „M-morderca” (1931), „Testament doktora Mabuse” (1932) Fritza Langa, a także – pośrednio – jego „Zygfryd” i „Nibelungi” (1924), poetycka ekranizacja starogermańskich, średniowiecznych legend o Bogach Germanii (wcześniej spopularyzowanych w operach Richarda Wagnera). W „Błękitnym aniele” Josefa von Sternberga” (1930) jedną ze swoich najważniejszych ról zagrała (i zaśpiewała najsławniejszą piosenkę) Marlena Dietrich, wielka gwiazda światowego kina i jedna z ikon przedhitlerowskiego Berlina, pochowana w swoim mieście w 1992 roku na cmentarzu Stadtischer Friedhoff III przy Stubenrauchstrasse, po wielu dziesięcioleciach życia na emigracji, głównie w Paryżu.
Poza „Portierem z hotelu Atlantic” Berlin nie jest topograficznym miejscem filmowych akcji, ale to jego duch i nastrój się w nich odzwierciedla. Z klimatem kina tej epoki wiąże się też usytuowany przy Unter den Linden 77 hotel „Adlon” w którym nakręcono sceny filmu „Ludzie z hotelu” (1932) Edmunda Gouldinga z Gretą Garbo w roli głównej. W tamtej epoce Berlin był jednym z europejskich centrów świata przestępczego. W popularnej polskiej komedii filmowej „Hallo Szpicbródka” (1978), tytułowy bohater, grany przez Piotra Fronczewskiego, zwraca się do nadszefa kasiarzy warszawskich ostrzegawczymi słowami: „Moja dintojra znajduje się w Berlinie i nazywa się herrenferein”. Gorąco rekomenduję wspaniale napisaną, bogatą opowieść Aleksandry Richie o Berlinie. Czytajcie i jedźcie do Berlina. Niedaleko i fascynująco. Czekam na drugi tom tej opowieści, obejmujący czas po 1928 roku.
Aleksandra Richie – „Berlin. Metropolia Fausta”, tom. 1, przekł. Zofia Kunert, wyd. WAB, Warszawa 2016, str. 591, 978-83-280-2109-9

Poprzedni

Lisek skoczył wysoko

Następny

Bóg mi świadkiem, że Boga nie ma

Zostaw komentarz