16 listopada 2024
trybunna-logo

Balet – katorga w kwiatach

Miałem wielką pokusę, by przywłaszczyć ten zeszyt. Leżał zapomniany na parapecie jak ranny ptak. Przez uchylone okno wiatr bawił się jego kartkami. Wyraźnie dziewczęce pismo z nieprawidłowym nachyleniem w lewo – już nie dziecięce, ale jeszcze nie dorosłego.

Balet pochłania nas niezależnie od naszej woli…
Balet to wyższe stadium ewolucji ludzkiego ciała.
Balet to nie technika, to dusza!

Zeszyt nie był podpisany. Na okładce jednym pociągnięciem precyzyjnie narysowano balerinę. Oczywiście w locie… Dziennik przyszłej primabaleriny?

Szczęście to motylek, który w mgnieniu oka wzbudza zachwyt i odlatuje.
Cierpliwość to sztuka ufności. Zdolny do cierpienia jest zdolny osiągnąć wszystko, czego zapragnie. Na każdy ból jest lekarstwo – cierpliwość.
Prawdziwa artystka powinna poświęcić się swojej sztuce.

Dzięki zapomnianemu na parapecie korytarza zeszytowi dotknąłem tajemnic zawodu. Właściwie po to tu przyszedłem. Obok przeszły dwie japońskie studentki. Nie po japońsku wysokie, długonogie. Zachwyciłem się. Odpowiedziały mi uśmiechem i dygnęły. Wyszło im w wyćwiczonym rytmie. Tak tu jest przyjęte – witając się ze starszym, nawet nieznajomym, dziewczęta dygają lub robią ukłon, a chłopcy zatrzymują się i kłaniają. Ostatni raz widziałem coś takiego w kinie.

– Szkoła baletowa przy Teatrze Wielkim – to akademia choreografii. Przez dwa i pół wieku, ściślej 247 lat, w jego murach stopniowo zbierano, przesiewano, szlifowano i pielęgnowano wszystko, co było i jest najlepsze w rosyjskim balecie. Co sprawia, że jest on „wizytówką” Rosji – opowiada rektor Moskiewskiej Państwowej Akademii Choreografii (znanej też jako Akademia Baletu Bolszoj) kiedyś primabalerina Teatru Wielkiego profesor Marina Leonova.

To inny świat. Ludzie niezwiązani z baletem nie są w stanie się tu zaadaptować. „Akademia” brzmi dumnie, ale panuje tu atmosfera dużej i zgodnej rodziny, w której początkujący i gwiazdy są sobie równi. Tancerze rozgrzewają się, rozciągają mięśnie już na korytarzu.

Gibka młoda tancerka rozciąga nogi w szpagacie poprzecznym równolegle z sufitem. Można ją ominąć, można ją przeskoczyć, zastygłą w pozie niewyobrażalnej dla „normalnego człowieka”. Inna, leżąc pod ścianą wzdłuż korytarza, zarzuciła lewą nogę na głowę, dotykając noskiem baletki podłogi. Jednocześnie udaje jej się rozmawiać przez telefon. Czy ci ludzie nie mają kości?

– Wydaje się, że wszystko robi się łatwo. W rzeczywistości trzeba przezwyciężać ból. Zachowywać dyscyplinę we wszystkim, co dla milionów innych dziewcząt stanowi główną część ich życia – rozrywki, dyskoteki, nocne kluby, ciasta i koktajle – mówi nauczycielka tańca Alla Gołowko. – Stracić formę i zostać przez to wyrzuconym, to dla dziewczynek katastrofa.

„Balet to katorga w kwiatach” – przypominam sobie słowa z zostawionego na parapecie zeszytu. Na całej ścianie sali prób zawieszone są lustra, w których odbija się talent uczniów, ich wdzięk, świeżość, piękno, ale też ich błędy. Ręcznie polerowane balustrady wzdłuż ścian są jak warsztat. W jego centralnej części pracują przede wszystkim soliści. Ci, którzy ćwiczą z boku próbują awansować na solistów.

– Préparations… Pierwsza pozycja… Prawy łokieć do góry… Jeszcze mocniej… Mocno całą stopą… Battement tendu… Battement frappe… Dobrze… Battement tendu jeté… Glissade… Podnoszenie się na pół palce… Battement retiré… Ręka okrągło… – słychać w sali ćwiczeń.

W XVII w. Francuz Raoul Feuillet stworzył system opisujący elementy tańca klasycznego. Wszyscy choreografowie na świecie nadal używają jego terminów.

– Dziewczyny, nie zapominajcie, czym jest ciało: to widoczna część duszy. Allongé… Port de bras… Dobrze… – instruuje Alla Nikołajewna Gołowko, która uczy tu od 17 lat i podobnie jak wielu innych pedagogów uczelni, ukończyła tę akademię.

W lustrze odbija się „cebulka” koka. Kobiety wiedzą co to, ale wyjaśnię mężczyznom. Kok to fryzura, jedna z najbardziej bezpretensjonalnych. Włosy są przyczesane do tyłu, zebrane na czubku głowy, skręcone w ciasny węzeł i spięte szpilkami lub niewidocznymi spinkami. W akademii obowiązuje całkowity zakaz rozpuszczania włosów.

Nina Naumowski jest absolwentką akademii. Jej mama pochodzi z Białorusi, a ojciec jest Francuzem. Rodzice poznali się w Mińsku, gdzie oboje studiowali, ale Nina urodziła się w Nantes i przez sześć lat mieszkała w Lille. Tańczyła przed telewizorem, kiedy tylko usłyszała muzykę. Mama zaprowadziła córkę do klubu tanecznego. Potem rodzina przeniosła się do Mińska i Nina poważnie zajęła się tańcem. Poszła do szkoły baletowej. W wieku 14 lat wstąpiła do akademii.

– Marzę o odegraniu roli Sylfidy – mówi Nina, poprawiając kok. – To manifest baletowego romantyzmu. Podoba mi się ten temat: rozdźwięk między marzeniami a rzeczywistością. Niezgodność poezji i prozy życia, sprzeczność między ideałem duchowym a ziemską egzystencją. Ulubione baleriny? Smirnowa, Zacharowa, Wiszniewa, Osipowa…

Aleksiej Szakuro, rodak Niny, jakby podsłuchując naszą rozmowę, wyznaje, że również chciałby zatańczyć w „Sylfidzie”. Urodził się w Brześciu i zaczął tańczyć w wieku trzech lat:

– Po prostu czuję się Jamesem z „Sylfidy” – mówi Aleksiej.

Bohater baletu „Sylfida” – wieśniak James chce zrealizować marzenia, ryzykując utratę wszystkiego. Aleksiej Szakuro jest do niego podobny: pewien że zostanie słynnym tancerzem baletowym…

Na stoliku rektora uczelni Mariny Leonovej stoi brązowa rzeźba Rudolfa Nuriejewa. Brąz oddaje gwałtowny, niezłomny i nieokiełznany charakter wielkiego tancerza i… grzesznika. Nuriejew podczas prób ścierał nogi do krwi. Zdarzało się, że ze zmęczenia dosłownie padał i znoszono go ze sceny.

– Ile prawdy jest w „opowieściach grozy”, że baleriny, rywalizując, przecinają sobie wstążki, wsypują potłuczone szkło do pointów, psują kostiumy? – pytam.

– Jest to jeden z mitów. Przez ostanich 20 lat mojej pracy w Teatrze Wielkim ani razu nie spotkałam się z podobnymi podłościami. Mitem jest również, że najlepsi tancerze głodzą się i chorują z wyczerpania. Powiedzenie „Bez baletu nie ma bufetu” wymyśliły właśnie baletnice. Żeby być w formie, jak odważnie i trafnie powiedziała jedna z najwybitniejszych tancerek Maja Plisiecka, po prostu „nie trzeba żreć!”. Jeśli już na obiad jest mięso, to bez ziemniaków i makaronu. Kasze, twaróg, owoce, warzywa… Wszystko z umiarem. Mama oddała mnie do kółka baletowego tylko dlatego, że jako powojenne dziecko, byłam bardzo chuda. Chciała, żebym dzięki tańcowi nabrała mięśni. Baleriną również została moja córka. Tańczy w Teatrze Wielkim.

– Proszę wymienić przyszłe gwiazdy światowego baletu.

– Dmitrij Wyskubienko, w wieku 18 lat został laureatem przynajmniej dziesięciu międzynarodowych konkursów. Iroczka Awierina – dziewczyna o niezwykłych zdolnościach. Anastasia Strachowa – baletnica uniwersalna, która potrafi bardzo dużo.

– Rosyjska szkoła baletowa jest nadal najlepsza na świecie?

– Tak. Nasz balet wytrzymał wszystkie wstrząsy. Powinniśmy być z niego dumni.

Przełożyła Marta Hofman

Poprzedni

„Edukacyjna i zabawna”

Następny

Demokracja dla wszystkich

Zostaw komentarz