22 listopada 2024
trybunna-logo

Aktorzy i Niepodległa

Mamy już za sobą główną falę rocznicowych obchodów. Dominowała wzniosłość albo przedziwny smutek, zamiast radości. Zwyczajni jesteśmy uroczystościom martyrologicznym, ale gorzej nam idzie, kiedy przychodzi świętować coś, co się udało.

 

Niezwykły to bowiem był zbieg okoliczności i nadzwyczajna kumulacja marzeń wielu pokoleń, że właśnie wtedy, w listopadzie 1918 doszło do wybuchu Niepodległej. „I ni z tego, ni z owego była Polska na pierwszego”, jak mawiał pono Józef Piłsudski, choć, oczywiście, to tylko bon mot, bo tak naprawdę nie tak znowu „ni z tego, ni z owego”, a i droga do tego bytu trwała, bagatela, ponad 120 lat. Ale udało się i jest co świętować w dobrym nastroju, nawet jeśli później wiele szans zostało zniweczonych bezpowrotnie.

W ten długi marsz do niepodległości niemały wkład wnieśli aktorzy. Tradycje ich patriotycznych postaw polskich otwiera piękny rozdział udziału aktorów w narodzinach Konstytucji 3 Maja. Dość przypomnieć wystawienie „Powrotu posła” Juliana Ursyna Niemcewicza, które miało moc debaty sejmowej, czy aktualne kuplety dopisywane do „Krakowiaków i Górali” Wojciecha Bogusławskiego o sile agitacyjnych ulotek.

Podobne ożywienie deklaracji niepodległościowych miało miejsce w okresie powstania listopadowego – często aktorzy chwytali za pióro i pisali utwory związane z walką o państwową niezależność. Stanisław Wyspiański nawiązał do tych epizodów w „Nocy listopadowej”. Nie przypadkiem jedna z kluczowych scen – z udziałem generała Chłopickiego – toczy się w teatrze. Wyspiański przypomniał zaangażowanie aktorów w sprawy restytucji państwowości właśnie w powstaniu listopadowym, gdy opiewali niepodległościowy zryw.

Aktorzy zawsze znajdowali się w patriotycznej szpicy. Te komercyjne wycieruchy, z rzemiennym dyszlem krążący po kraju z farsami i niewydarzonymi komedyjkami, okazywali się ludźmi gotowymi do służby i poświęceń. Jeden z moich (być może, bo pewien nie jestem) odległych przodków, Felicjan Paweł Miłkowski (18 I 1807 Kielce – 1854 lub 1859 Paryż) sztuką „Dwudziesty dziewiąty listopada” reagował na powstanie listopadowe. Tę zakurzoną sztukę wydaną nakładem autora w roku 1831 odnalazł Olgierd Łukaszewicz, dzięki któremu trafiła w moje ręce. Sztuka nie zaleca się szczególnymi walorami literackimi, ale tchnie z niej szczera nuta entuzjazmu dla powstańczego czynu. Sztuka nosiła podtytuł: „Rys historyczno-dramatyczny ze śpiewami oryginalnie wierszem napisany”. I rzeczywiście, przyśpiewki oddawały ducha czasu, jak ta przywołana w tym dramacie na nutę „Mazurka 3 Maja” pieśń autorstwa A. Pitschmanna:

Cieszcie się Sarmatów dzieci,
Zbawienia bije godzina,
Komu drogi kraj, rodzina,
Niech z orężem w ręku leci –
Nowy świat – nowy świat,
Rozwija wolności kwiat.

Nawet jeśli te strofy nie zadowolą subtelnych literackich gustów, to przecież świadczą jak aktorzy lgnęli do wolnej Polski i wolności w ogóle. Nie doczekał się jej Felicjan Paweł Miłkowski, autor jeszcze kilku innych sztuk i sam nieźle zapowiadający się aktor. Po klęsce powstania wyruszył jak wielu żołnierzy powstania na emigrację. Osiadł w Paryżu i tam został pono wziętym doktorem medycyny.

Pewnie z myślą o tych dziesiątkach, a może i setkach rozbudzonych patriotycznie aktorów, Olgierd Łukaszewicz sięgnął po „Traktat o Wiecznym Przymierzu Między Narodami Ucywilizowanymi – Konstytucję dla Europy” Wojciecha Bogumiła Jastrzębowskiego, listopadowego powstańca. To niezwykłe dzieło wyszło spod pióra kanoniera zaraz po bitwie o Olszynkę Grochowską, która stała się krwawą łaźnią dla powstańców i nacierającej armii Dybicza. Napisane dosłownie po bitwie, a wydane drukiem w rocznicę Konstytucji Trzeciego Maja, miało pozostać na lata zapoznanym świadectwem zaskakująco dojrzałej myśli politycznej, niezwykłym projektem, który w Europie podjęty został dopiero 150 lat później.

Jastrzębowski zwracał się już w lutym 1831 roku z dramatycznym apelem do polityków, władców Europy:

„Monarchowie i Narody Europy, porozumiejcie się ze sobą! W Europie, w tym (przynajmniej mniemanym) siedlisku oświaty i cywilizacji, w tej szczupłej krainie, w której narody tak ściśle religią, naukami i obyczajami są ze sobą połączone, że prawie jedną zdają się składać rodzinę. Możnaż ustalenie Wiecznego pokoju uważać za rzecz niepodobną?”.

Brzmiało to przejmująco. Rzecz tym bardziej zdumiewająca, że Wojciech Jastrzębowski ani nie był politykiem, ani prawnikiem, przygotowanym do formułowania rozwiązań ustrojowych. Ten śmiały projekt zjednoczonej Europy bez wojen to nie tylko szlachetna utopia, ale zarys rozwiązań ustrojowo-systemowych, które podjęto później, budując zręby Unii Europejskiej, choć projekt Jastrzębowskiego był w tym czasie zapomniany, a jego jedyne wydanie książkowe niemal w całości zniszczone przez rosyjskiego zaborcę. Teraz spoczywa w gablocie w Pałacu Prezydenckim, przypominany od czasu do czasu, ale nadal jest dokument zapoznanym. No, już nie całkiem, bo jednak Łukaszewiczowi z wielkim trudem udało się doprowadzić na warszawskiej Agrykoli do premiery wielkiego widowiska plenerowego opartego na tekście konstytucji i pieśniach patriotycznych. Widowisko odbyło się w dniu zgromadzenia generalnego Paktu Północnoatlantyckiego w Warszawie (9 lipca 2016 roku). Potem jeszcze w okrojonej formie powtórzone parę razy, nie stało się jednak stałym fragmentem programu dzisiejszego ZASP-u (jak chciał ówczesny prezes Olgierd Łukaszewicz), związku aktorów, który jest rówieśnikiem polskiej niepodległości, a nawet nieco starszym jej bratem. Bo choć pierwszy zjazd ZASP odbył się 21 grudnia 1918 roku, to już 26 października w Warszawie miało miejsce spotkanie komitetu założycielskiego, który postanowił zwołać zjazd aktorów ze wszystkich ziem polskich. Jak do tego doszło, a także, w jaki sposób aktorzy brali udział w procesie jednoczenia ziem polskich po odzyskaniu niepodległości można dowiedzieć się z realizowanego z rozmachem cyklu autorskiego profesor Bożeny Frankowskiej „100 x 100. Artyści, wydarzenia: 100 razy teatr polski na stulecie Polski Odrodzonej i Niepodległej”, którego ponad 50 odcinków ukazało się już na portalu polskiej sekcji AICT/Klubu Krytyki Teatralnej SDRP (www.aict.art.pl). Kolejne odcinki cyklu publikowane są w zakładce „Yorick nr 52” – tak powstaje specjalne wydanie tego pisma w całości poświęcone historycznemu wkładowi artystów sceny w historię odrodzonej Polski.

„Artyści polskiego teatru – napisała prof. Frankowska – od trzeciego rozbioru (1795) do roku 1918 przez 123 lata budowali teatr polski, który – na pewnych obszarach ziem polskich i przez wiele lat – był jedyną instytucją, w której mógł głośno rozbrzmiewać język polski. Zabroniony w szkołach, urzędach i w miejscach publicznych.

W ciągu ostatniego półwiecza przed odzyskaniem przez Polskę Niepodległości święcili nawet kolejno otwarcie Teatru Polskiego w Poznaniu (1875), zbudowanego przez polskie społeczeństwo z trzech zaborów, co upamiętnia dumny napis na frontonie „Naród – sobie”, Teatru Miejskiego w Krakowie (1893) noszącego od 1909 roku imię wielkiego poety polskiego Juliusza Słowackiego, a w roku 1913 inaugurację nowoczesnego Teatru Polskiego w Warszawie”.

Warto przypomnieć, o czym wspomina prof. Frankowska, że dziejowy moment wejścia Polski na drogę niepodległości obwieścił Leon Schiller „Marsylianką”, graną na szpinecie w dniu 10 listopada podczas przedstawienia „Cyrulika sewilskiego” w warszawskim Teatrze Polskim. W teatrze, o którym Artur Oppman pisał w okolicznościowym wierszu na jego otwarcie: „To nie teatr, to pole narodowej bitwy”. Stało się tak, jak to proroczo przewidział Wyspiański w „Nocy listopadowej”. Do teatru dobiegła wiadomość o abdykacji cesarza Niemiec. Koniec cesarstwa oznaczał koniec wojny i brzask niepodległości. Teatr to obwieścił pierwszy zakazaną jeszcze wówczas przez cenzurę „Marsylianką”. Po latach ze wzruszeniem wspominał to zdarzenie Jan Lechoń: „Za chwilę za kulisami Schiller grać będzie jedną z wybranych przez siebie melodii Lully’ego, ale (…) słyszę nagle dźwięki inne, drogie wszystkim wolnym ludziom świata, głoszące tryumf wolności i dlatego właśnie w owych latach niewoli zakazane i jak pieśń tłumionego buntu rozlewające się tylko w ukryciu. I oto słyszę je teraz w pełnej sali, w której pierwszych rzędach siedzą oficerowie (…) okupacyjnej armii. Nie, to nie złudzenie słuchu – to Schiller, coraz głośniej, silniej, coraz bardziej zapamiętując się w uniesieniu gra naprawdę „Marsyliankę”, witając nią wieść dopiero co nadeszła, a jeszcze nieznaną nam widzom na sali, że pobite Niemcy proszą o pokój. I ta właśnie „Marsylianka” grana na szpinecie przez Schillera obwieszcza Warszawie spełnienie wszystkich proroctw naszej poezji i koniec stuletniej niewoli”.

Aktorzy zorganizowali się szybko, odpowiadając potrzebie czasu – scalenia kraju podzielonego przez zaborców. W grudniu 1918 powstaje ZASP, a w jego szeregach rodzą się nie tylko zasady korporacyjne, ale także idee niepodległego teatru. Inicjują powstanie Instytutu Teatrologicznego, pisma „Scena Polska”, Domu Aktora w Warszawie i Domu Aktora Weterana w Skolimowie, wreszcie Państwowego Instytutu Sztuki Teatralnej. O tym wszystkim przeczytać można w monumentalnym dziele „Artyści sceny polskiej w ZASP. 1918-2008”, wydanym na 90-lecie stowarzyszenia staraniem i pod redakcją Andrzeja Rozhina. Dziś przydałby się ciąg dalszy…

Wkrótce z ambitnymi zamiarami twórców ZASP zderzy się komercja, ale kilku wybitnych artystów tworzy silny i oddziałujący do dziś na polskie życie teatralne ferment: Juliusz Osterwa, Leon Schiller, Stefan Jaracz, Wilam Horzyca, Aleksander Zelwerowicz i działający na obrzeżach eksperymentatorzy. Ludzie teatru spieszą też do Gdyni, gdy rusza budowa portu i nowego miasta. Ten szybko powstający gmach runie po najeździe hitlerowskim, choć podczas wojny i okupacji przetrwa w podziemiu tkanka polskiego życia teatralnego, aby odrodzić się po wyzwoleniu.

Poprzedni

Wyniki Ligi Mistrzów UEFA

Następny

Lewy dogonił Messiego

Zostaw komentarz