22 listopada 2024
trybunna-logo

XIX-wieczne źródła naszych czasów

Historiografia poświęcona XIX wiekowi jest tak bogata, że wydawanie kolejnych syntez może się wydawać niecelowe.

Znów o kresie epoki napoleońskiej, porządku wiedeńskim i Świętym Przymierzu, o przemianach kapitalistycznych naruszających fundamenty feudalizmu, o Wiośnie Ludów, o polskich powstaniach, o francuskich rewolucjach i Komunie Paryskiej, o wielkich ideach intelektualnych, artystycznych i politycznych, o narodzinach nowoczesnego nacjonalizmu czy modernizmu?
A jednak historia to nie tylko zasób wydarzeń, zjawisk, dat i personaliów, to także, a może przede wszystkim, ludzka myśl, która historię, czyli to, co minione, nieustannie przetwarza, poddaje fermentacji intelektualnej. Każda kolejna dekada naszych czasów przynosi fakty, które skłaniają do przemyślenia i interpretacji historii na nowo. Rzadko się zdarza, abyśmy, czytając stare dzieła historiograficzne, n.p. sprzed stu (a tym bardziej o dawniejszej jeszcze metryce), a czasem nawet sprzed pięćdziesięciu lat, nie doznawali uczucia anachroniczności przekazu. Niby fakty i daty te same, a jednak podane jakoś nie z duchem naszego czasu. Spróbujmy przeczytać n.p. wysoko kiedyś oceniane syntezy historii literatury polskiej Piotra Chmielowskiego czy Ignacego Chrzanowskiego sprzed lat przeszło stu, a nie unikniemy uczucia anachronizmu. Dotyczy to także wybitnych klasyków historiografii, jak n.p. Adam Skałkowski, Wacław Tokarz czy Władysław Konopczyński. Ich dzieła o Wielkiej Rewolucji Francuskiej, Powstaniu Listopadowym czy Konfederacji Barskiej przeczytamy z pożytkiem dla wiedzy i podziwem dla uczoności autorów, ale na ogół z poczuciem, że czegoś w nich brak, czegoś co jest w nas jako czytelnikach. Alain Madelin, Pierre Gaxotte, Georges Lefebvre czy Albert Mathiez byli wielkimi historykami Wielkiej Rewolucji, ale po przeczytaniu ich klasycznych syntez czegoś nam brak, czegoś, do czego jesteśmy przyzwyczajeni, jakiejś barwy, kształtu czy zapachu, więc chętnie sięgamy po syntezy nowe. Ten brak wywołany jest ich sposób patrzenia na przeszłość, w którym brak następnych kilkudziesięciu czy stu i więcej lat, tych, których przebieg my już znamy. Nawet w barwnej, atrakcyjnej narracji takich mistrzów pisarstwa historycznego jak Szymon Askenazy czy Stanisław Cat Mackiewicz nie da się czasem nie poczuć owego zapachu, o którym zwykło się mówić, że „trąci myszką”. Owo zjawisko zdaje się więc być skądinąd dowodem na to, że historia to nie tzw. materialne fakty, lecz kreatywna ludzka myśl i światło rzucane na przeszłość pod różnymi kątami, światło o różnych barwach i natężeniu.
Dlatego z zainteresowaniem sięgnąłem po tom „Początek końca historii”, o tradycjach politycznych XIX wieku, autorstwa Marka Cichockiego. I nie zwiodłem się. Autor, nawiązując w tytule do słynnej i wykpionej frazy Fukuyamy o końcu historii, stwierdza, że „koniec historii” może jednak nastąpić, tyle że nie będzie to zjawisko uniwersalne, lecz będzie on oznaczał koniec cywilizacji europejskiej. Radykalne przyjęcie skrajnego utylitaryzmu (n.p. Jeremy Bentham) i nihilizmu odbiera tej cywilizacji moc potrzebną do obrony przed procesami rozkładowymi. „Świat machin, śrub, pieniędzy i roastbeafów”, który tak proroczo zobaczył Zygmunt Krasiński, przybrał dziś postać najbardziej utylitarną z utylitarnych. Cichocki przedstawia też analizę źródeł liberalizmu i nacjonalizmu, ich ewolucję oraz relacje wzajemne (n.p. jest zdania, że w przeciwieństwie do sytuacji w XX i XXI wieku sprzeczność między tymi nurtami nie była tak jaskrawa, a nawet istniało rodzaj iunctim). W pokazanym na tym tle „segmencie polskim” swojego studium, Cichocki zajmuje się przede wszystkim kwestią polskiej modernizacji i szeregu jej konkurencyjnych modeli, nieśmiertelny niestety syndrom wynikający z mutującego, ale trwającego podziału na „panów” i „chamów”. „Czy można zrozumieć krytyczny stan współczesnej Europy (…) bez znajomości europejskiej historii politycznej XIX i XX wieku?” – pyta w swoim eseju autor, a jego odpowiedź jest przecząca. Wiele znanych faktów, zjawisk i personaliów Cichocki przemyślał na nowo, a stawiając nowe akcenty, daje czytelnikowi obraz XIX-wiecznych źródeł naszej nowoczesności.

Marek Cichocki – „Początek końca historii. Tradycje polityczne w XIX wieku”, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2021, str. 592, ISBN 978-8196-328-2

Poprzedni

Sadurski na dzień dobry

Następny

„Drugi Mędrzec”, pierwszy po Konfucjuszu