Pierwsze zdanie wspaniałej powieści Wang Xiaobo (1952-1997) brzmi: „Gdy miałem dwadzieścia lat, wysłano mnie na reedukację do Junnanu”, więc tytuł „Złote czasy” jest jest oczywiście ironiczny. I ta wyrafinowana ironia jest jednym z najwazniejszych składników dzieła. Jest to przy tym ironia niejako podwójna i przewrotna, bo zwrot „złote czasy” jest zarówno kpiną z własnego, dokuczliwego losu reedukowanego na wsi chińskiego inteligenta czasów Mao, jak i nawiązaniem do tego, co dosłownie czyniło dla Wanga tamte czasy, nie na żarty, „złotymi” – do seksualnego wyzwolenia lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych.
„Złote czasy (…) są już dziełem kultowym (…) Popularność tej powieści, w której losy zesłanej na wieś wykształconej młodzieży splatają się ze złotymi czasami seksualnego wyzwolenia, częściowo tłumaczy jej skandaliczność.
Jednocześnie kryje się w niej zjadliwa rozprawa z maoistyczną chłopską utopią, sprowadzającą przeżycie do poziomu zwierzęcego.
Z tego punktu widzenia Wang Xiaobo jawi się jako krytyczny myśliciel nawołujący intelektualistów, by zamiast politycznymi utopiami zajęli się życiem społeczeństwa. Jego polemiczny ton, który wybrzmiewa w odmowie sakralizowania minionych cierpień, na swój sposób otworzył przestrzeń do dyskusji o rewolucji kulturalnej” – napisał krytyk Sebastian Veg i cytuję go tak obszernie, bo trafia on w samo sedno wyjątkowo przenikliwie.
Inna znawczyni prozy Wanga, Elżbieta Brzozowska napisała, że bohater „Złotych czasów”, „to jeden z milionów Chińczyków o podobnych doświadczeniach: rewolucja kulturalna, zesłanie na reedukację przez ciężką pracę wśród chłopów nienawidzących mieszczuchów-pasożytów, powrót do miasta i dalsze upokorzenia, także na uczelni”.
W opublikowanej w polskim przekładzie w 2019 roku powieści „Miłość w czasach rewolucji” Wang, podobnie jak w „Złotych czasach” wiele miejsca poświęca miłości, psychicznej i cielesnej.
Jest w tym mistrzem, jego obraz tej sfery życia podany jest w „ostrym sosie”, na granicy obsceniczności i wulgarności, ale jak to jest smakowicie podane!
Nie tylko Wang Xiaobo, także wielu innych współczesnych pisarzy chińskich pisze o seksie tak, jak nie potrafią o nim pisać pisarze innych nacji: ten erotyzm jest wspaniale „bezwstydny”, wyzbyty kompleksów, soczysty, fizjologiczny i prawdziwy, co rzadko można powiedzieć o erotyce w prozie europejskiej czy amerykańskiej, o polskiej nawet nie wspominając, bo seks w polskiej literaturze to koszmar nad koszmary, skłamany do szpiku kości.
Skąd to mistrzostwo obrazu seksu w literaturze chińskiej? Może jego źródła tkwią we wspaniałej, półpornograficznej ikonografii z rodowodem sięgającym dawnych wieków?
Może z „Kwiatów śliwy w srebrnym wazonie”? Ale przecież Europejczycy też mają swoje „Opowieści kanterberyjskie”, „Dekamerona”, „Żywoty pań swawolnych”, czy erotyczne opowieści Pietro Aretino, a mimo to w opisie miłości cielesnej nie dorastają pisarzom chińskim, nie tylko Wangowi, do pięt.
I wreszcie trzeci, obok ironii i erotyki, składnik współtworzący wspaniałość tej prozy – jej werystyczna prawda, jej iście „rentgenowska”przenikliwość brawurowe, soczyste opisy, dynamizm narracji, jej wielobarwność i wielokształtność, jej wyborny humor, groteska, jej pozbawiona złudzeń szczerość, a jednocześnie jej uroda i wyrafinowanie.
To wielki pisarz, wielki chiński epik. Chiński Gogol chiński Balzac, chiński Faulkner – można by rzec, gdyby takie porównanie miało sens, jako że proza Wanga jest na wskroś oryginalna.
Proza Wang Xiaobo jest w Chinach tak popularna, że przez pewien czas ukazywała się w niezliczonych nakładach w licznych oficynach, także po piracku.
Dlatego od 2016 roku monopol na wydawanie powieści Wanga przejęło wydawnictwo Xinjingdian z Pekinu. Lepszej rekomendacji chyba wystawić nie można.
Wang Xiaobo – „Złote czasy”, przekł. Katarzyna Sarek, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2021, str. 275, ISBN 978-83-8196-334-3