16 listopada 2024
trybunna-logo

W popkulturze jest dużo miejsca

11 lipca 1942 r. w Rzeszowie urodził się Tomasz Stańko – jazzman, trębacz, kompozytor i aranżer, lider zespołów. Jego muzyka, zdaniem amerykańskiego autora bestsellerowych kryminałów Michaela Connelly’ego, nadawała się „świetnie do prowadzenia inwigilacji”. Gdyby żył kończyłby 80 lat.

Jednego z głównych bohaterów swych utworów, detektywa Harry’ego Boscha, Connelly uczynił wyrafinowanym melomanem.
W powieści „Dziewięć smoków” Bosch, prowadząc obserwację z własnego prywatnego auta (co nawiasem mówiąc, było złamaniem policyjnych przepisów) słucha swojego najnowszego muzycznego odkrycia. „Tomasz Stańko był polskim trębaczem, który brzmiał jak duch Milesa Davisa. Jego trąbka grała ostro, a zarazem rzewnie. To była świetna muzyka do prowadzenia inwigilacji. Pozwalała Boschowi zachować czujność. O szesnastej Bosch włączył płytę „Soul of Things” i uznał, że nawet Miles musiałby uznać geniusz Tomasza Stańki” – czytamy na początku rozdziału 14. A dwukrotnie przywołanie w krótkim akapicie postaci Milesa Daviesa, pozwala nam praktycznie nie zauważyć ewidentnej edytorskiej wpadki („uznał, że… musiałby uznać”).

W ten sposób Tomasz Stańko stał się bohaterem popkultury, co bardzo go ucieszyło.

„Bo ja jestem fanem popkultury” – powiedział Markowi Sławińskiemu. „Uważam, że w popkulturze jest miejsce dla wszystkich – bardzo wyrafinowanych produktów jak i dla rzeczy popularnych. To nowy trend, który z szacunkiem odnosi się do słuchaczy, publiczności, odbiorców, a nas artystów stawia w pewnej określonej pozycji. To dla mnie bardzo pozytywne określenie, które mnie motywuje” – wyjaśnił Stańko.

Jego ojciec, Józef, był prawnikiem, choć najpierw wybrał konserwatorium. „Miał talent. Nie wiem po kim” – powiedział Tomasz Stańko Rafałowi Księżykowi, współautorowi swej autobiografii pt. „Desperado”. „System nerwowy go przyblokował. Zawodowi muzycy to drapieżne bestie, silni ludzie. A ojciec miał tremę, może był za wrażliwy. Zdawał do konserwatorium, ale w pewnym momencie się załamał. I poszedł na prawo” – dodał.

Matka, Eleonora, z domu Jakubiec, była nauczycielką. W domu stał fortepian, który odegrał istotną rolę w historii rodziny. „Po jakiejś akcji partyzanckiej Niemcy wpadli do domu. Rozbroił ich fortepian. Jeden coś zagrał. Zdaje się, że wielu esesmanów lubiło muzykę, tak jak to pokazują w filmach. W każdym razie pograł na fortepianie, pogłaskał mnie po głowie i poszli sobie. Było to stresujące przeżycie” – opowiadał Księżykowi Stańko.

Z trąbką po raz pierwszy zetknął się w harcerstwie. Jako uczeń szkoły muzycznej – co prawda w klasie skrzypiec, ale jedyny w drużynie mający styczność z muzyką – został wytypowany do gry na sygnałówce.

„Słuchałem już wtedy jazzu w amerykańskich audycjach radiowych Willisa Connovera” – wspominał. W jazzie pociągało go wiele rzeczy. „Dziś wydaje mi się, że po prostu mam skłonność do tego, co nieustabilizowane, anarchistyczne” – mówił. „Jazz był opozycją szkoły, stabilizacji i mieszczaństwa, które dał mi rodzinny dom. Instynktownie czułem, że jazz najbardziej pomoże mi w pokonywaniu słabości, zmianie osobowości” – wyjaśnił Stańko Księżykowi.

Jego pierwszym koncertem jazzowym – w roli słuchacza – był występ Dave’a Brubecka w krakowskiej „Rotundzie” w 1958 r. A pierwszym profesjonalnym angażem Stańki był występ w zespole Stanisława „Drążka” Kalwińskiego na zabawie sylwestrowej w krakowskim klubie „U Plastyków” w 1959 r.

Pierwszy zespół Jazz Darings – założony przez Stańkę, wspólnie z kontrabasistą Jackiem Ostaszewskim, pianistą Adamem Makowiczem i perkusistą Wiktorem Perelmutterem – powstał w 1962 r.

W 1963 r. Stańko, zaproszony do współpracy przez pianistę i kompozytora Krzysztofa Komedę, zadebiutował z nowym kwintetem Komedy na Jazz Jamboree. Pod koniec 1965 r., powstał album „Astigmatic” – jedna z najważniejszych płyt polskiego jazzu.

„Udział w zespole Komedy to była dla mnie wielka szansa, bo tak prawdę mówiąc – uczyć się jazzu nie bardzo było jak. Można go było chłonąć poprzez charyzmę, magię, intuicję muzyków, z którymi grałem. No, ale do tego trzeba było grać z kimś takim, jak Komeda i jego muzycy” – powiedział Stańko Markowi Romańskiemu („Jazz forum”, 2015). „Dzięki temu wszedłem do tej całej grupy europejskiego jazzu, zacząłem jeździć na spotkania Berendta do Baden-Baden, grać z Tonym Oxleyem, Brötzmannem, Von Schlippenbachem i innymi freejazzowcami” – wyjaśnił.

W 1964 r. Tomasz Stańko rozpoczął studia w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej w Krakowie w klasie trąbki pod kierunkiem prof. Ludwika Lutaka. W 1969 r. obronił pracę dyplomową.

Po czterech latach w zespole Komedy postanowił się „usamodzielnić” – w 1967 r. powstał Tomasz Stańko Kwartet, przekształcony po roku w Tomasz Stańko Quintet. „Jego Kwintet z lat 1968-1973 uznany został za jedną z najlepszych formacji w historii polskiego jazzu” – napisał Andrzej Schmidt, historyk jazzu.

Zespół nagrał trzy płyty: „Music For K” (1970), „Jazz Message From Poland” (1972) i „Purple Sun” (1973).

W 1974 r. Stańko rozpoczął współpracę z grupą SBB. Do połowy lat 80. występował z różnymi muzykami m.in. z saksofonistą Tomaszem Szukalskim i perkusistą Edwardem Vesalą, nie wiążąc się jednak na dłużej z nikim. W 1985 r. założył zespół Freelectronic – z Witoldem Rekiem, Januszem Skowronem i Tadeuszem Sudnikiem – w którym zaczął eksperymentować z brzmieniami syntetycznymi. W latach 90. powrócił do grania akustycznego.

Był jednym z nielicznych muzyków ze Wschodniej Europy zaproszonych do koncertów i nagrań dla słynnej wytwórni płytowej ECM Records. Koncertował, występował i nagrywał m.in. z Cecilem Taylorem, Janem Garbarkiem, Peterem Warrenem, Stu Martinem, Donem Cherrym, Garym Peacockiem, Davem Hollandem, Dino Saluzzim, Adamem Makowiczem, Januszem Muniakiem, Zbigniewem Seifertem i Michałem Urbaniakiem.

Nagrał ok. 40 albumów, skomponował muzykę do kilkudziesięciu filmów – m.in. „Ręce do góry” w reż. Jerzego Skolimowskiego (1967), „Trąd” w reż. Andrzeja Trzosa-Rastawickiego (1971), „Pożegnanie z Marią” Filipa Zylbera (1993) i „Reich” Władysława Pasikowskiego(2001) – oraz spektakli teatralnych – m.in. „Balladyna” w reżyserii Rudolfa Zioło (Teatr Ludowy w Krakowie, 1994), „Nienasycenie” w reżyserii Zofii Rudnickiej (Teatr Wielki w Warszawie, 1987) „Roberto Zucco” w reż. Krzysztofa Warlikowskiego (Teatr Nowy w Poznaniu 1995).

„Zawsze fascynował mnie dźwięk jego trąbki, rodził skojarzenia, obrazy, nostalgię, a nawet tęsknotę… I choć miałem trochę obaw, czy ten jeden dźwięk nie zdominuje spektaklu, czyniąc go monochromatycznym, to jednak zdecydowałem się zadzwonić do Stańki, proponując, by stworzył muzykę do spektaklu „Przejście” realizowanego w Scenie Plastycznej KUL” – wspominał Leszek Mądzik w piśmie „Akcent” (2018). „Rozmowa była szarpana, ale treściwa – ja więcej improwizowałem, dotykając głównych ludzkich problemów, sądząc, że gdzieś one drążą wyobraźnię tego świetnego muzyka. Finał spotkania zaowocował krótką słowną syntezą: rozumiem – powiedział – chodzi o smakowanie starości. I to wystarczyło. Wiedziałem, że muzyka Tomasza Stańki wejdzie w pełną symbiozę z dramaturgią spektaklu „Przejście” i doprowadzi do szczęśliwego finału” – napisał twórca Sceny Plastycznej KUL.

W 2003 r. Stańko zorganizował po raz pierwszy festiwal Jazzowa Jesień w Bielsku-Białej – do śmierci był jego dyrektorem artystycznym.

W 2009 r. wziął udział w promocji ostatniego tomiku Wisławy Szymborskiej pt. „Tutaj” – improwizacjami ilustrował czytane przez nią wiersze, co zaowocowało – już po śmierci noblistki – kolejną płytą pt. „Wisława”. „Znaleźć się na jednej scenie z poetką takiego formatu jak Szymborska to tak, jak grać z Milesem Davisem czy Keithem Jarrettem. Muzyka sama wypływała z trąbki” – powiedział w 2012 r. Tomasz Stańko. „Wisława Szymborska miała piękny głos i brzmienie jej głosu mnie najbardziej inspirowało” – dodał.

„Choć mam mocne korzenie jazzowe, to teraz moja muzyka sytuuje się w innych trochę rejonach. To, co gram, jest bardzo osobiste, może trochę wyrafinowane, ale szukam oryginalnych form wyrazu. Muzyka jest jednak abstrakcją, tak więc ze swej natury pasuje do poezji, zwłaszcza do wierszy Szymborskiej, która lubiła np. posługiwać się paradoksem; nie była to gra intelektualna, lecz jej sposób na zbliżenie się do zagadek egzystencji. Tak myślę” – opowiadał Annie Bernat.

Dla swego rodzinnego Rzeszowa skomponował hejnał – po raz pierwszy zagrał go osobiście 17 stycznia 2016 roku.

Tomasz Stańko nagrał ok. czterdziestu albumów – jego najważniejsze płyty autorskie to m.in. „Music for K” (1970), „Balladyna” (1976) „Witkacy – Pejotl” (1988), „Freelectronic: Switzerland” (1988), „Litania” (1997), „Soul Of Things” (2002), „Suspended Night” (2004) i „Lontano” (2006).

„W jazzie zawsze podobało mi się to, że stoi księgowy obok wariata i razem czują się świetnie, bo im dobrze się grało. To mnie pociągało w jazzie, jego różnorodność i tolerancyjność, i szaleństwo płynące z tego zestawienia” – powiedział Tomasz Stańko Rafałowi Księżykowi.

„Podziwiam, jak ani na chwilę nie przestając być sobą, zmienił się z frika w burżuja w garniturze szytym na miarę, z kolekcją kobierców, mieszkaniem na Manhattanie. Siła jego muzyki wynika właśnie z tego kunsztu bycia sobą” – napisał Marek Karewicz w swoim albumie „this is jazz” (2009).

Tomasz Stańko zmarł 29 lipca 2018 r. w Warszawie na raka płuc. Miał 76 lat. Spoczywa na Powązkach.

W poniedziałek o godz. 20 na placu Defilad w Warszawie odbył się koncert pt. „Tomasz Stańko. Toast Urodzinowy”. Wystąpił Marcin Wasilewski Trio z norweskim trębaczem Nilsem Petterem Molvaerem oraz zespół EABS.

„Tata wielokrotnie powtarzał, że czuje się spełniony. Śmierć traktował jako naturalny element cyklu życia i taką też mądrość chciał podarować swoim fanom. Dlatego chcemy go wspominać w atmosferze radości, celebrując jego życie i sztukę, w otoczeniu artystów, na których wywarł wpływ i których przez lata inspirował. Dokładnie tak, jak on by sobie tego życzył” – powiedziała Anna Stańko, córka trębacza, cytowana w zapowiedzi wydarzenia.

pau/pap

Poprzedni

Bruno Schulz urodził się 130 lat temu

Następny

Zachodnia pomoc