22 listopada 2024
trybunna-logo

Ten szalony Ozzy Osbourne

Musicie mi uwierzyć. 1948 rok przejdzie do historii, nie tylko Królestwa Brytyjskiego. Urodził się w tym roku duet jakże różnych bohaterów. Ten pierwszy został właśnie Królem Karolem III, ten drugi, Ozzy Osbourne, od dziesięcioleci uchodzi za Rockowego Szaleńca – wydał nowy album. Ten pierwszy Król, wiecie co reprezentuje: Brytyjską Monarchię, a ten drugi, poczytajcie…

Na scenie potrafi odgryźć i konsumować głowę gołębia, podobny los spotkał nietoperza. Wygląda i porusza się jak ożywiona mumia, nieustannie skandalizował, nadużywając narkotyków i alkoholu. Uchodzi za symbol satanizmu i zła wszelkiego. A jednocześnie miliony fanów na całym świecie od ponad półwiecza go uwielbiają. Taki jest Ozzy Osbourne.

Kiedy w 1968 roku ze szkolnym kolegą Tonym Iommim, w brytyjskim Birmingham, zakładali rockowy zespół, nawet przez myśl im nie przeszło, że tworzą grupę, która doprowadzi do muzycznej rewolucji i powstania nowego gatunku.

Muzyka zaproponowana przez Black Sabbath była tak inna od popowych piosenek, tak przygniatająca ucho mocarnymi riffami i brzmieniem perkusji, że rychło zaczęto określać ją mianem hard – rocka, później heavy metalem. Miliony rychło pokochały nowy styl, gwarantując olbrzymi sukces Black Sabbath, a jednocześnie zachęcając innych muzyków do zakładania takich zespołów jak Iron Maiden, Metallica czy Budgie.

Sukces odniesiony z Black Sabbath ułatwił Ozziemu, karierę solową. Niemałą w tym rolę odegrała nadzwyczaj przedsiębiorcza i zaborcza małżonka. Kolejne płyty sprzedawały się na pniu, podobnie trasy koncertowe obfitujące w sceniczne ekscesy, nazwisko Osbourne stało się dla zatrudnianych przez niego muzyków, trampoliną do sukcesów.

Telewizyjnym hitem okazał się cykliczny program Rodzina Osbournów, prezentujący rockowego prowokatora za domowymi kulisami. Szaleństwa przynoszą jednak konsekwencje: nałogi zaowocowały licznymi chorobami ( najpoważniejszą jest choroba Parkinsona i kręgosłupa) oraz operacjami. Wiele wskazywało na kres kariery Ozziego, choć on sam obiecywał koncerty z niespodziankami.

Nie oznacza, że Osbourne muzyczne buty zawiesił na kołku. Przed niespełna rokiem gruchnęła wieść, że Ozzy nagrywa nowy album. Magią swojego nazwiska udało mu się zachęcić do współpracy rockowych gigantów, takich jak: Jeff Beck, Eric Clapton, Tony Iommi, Zakk Wylde czy Mike Mc Cready z Pearl Jam. Przyznajcie sami, że stateczny bluesman Eric Clapton przygrywający rockowemu szaleńcowi, to spora niespodzianka. Świat nowej płyty doczekał. W piątek, 9 września wylądowała także w moim odtwarzaczu. Jaka jest? Już Wam piszę.

Na pewno inna od ostatniego, udanego albumu „Ordinary Man”. Niemałą rolę w tej odmianie odegrali nie tylko rockowi giganci z własnymi kompozycjami, lecz także nowy producent Andrew Watt, który powierzony mu materiał ładnie do kupy złożył.
Na „Patient nr 9” (tak album zatytułowano) jest różnorodnie, kolejne utwory przenoszą nas w odmienne muzyczne tradycje, ale nad wszystkim czuwa duch i głos Ozzy Osbourna.

Słuchamy więc beatlesowskiego „A thousand shades” z orkiestrowymi brzmieniami. Po raz kolejny podziwiamy kunszt Erica Claptona, który w „One of those days” brzmi, jak za dawnych lat. Gdy na płycie pojawia się Tony Iommi z Black Sabbath od razu słyszymy sabbathowy klimat w „Now escape from now”.

Słuchałem tego utworu, odnosząc wrażenie, że słucham „Planet caravan” z kultowego albumu „Paranoid”. Wydano go przed półwiekiem, w wieku XXI udało się klimat tamtego nagrania odtworzyć, co słychać w zmianach tempa i aranżacyjnych patentach. W tytułowym „Patient number 9” opowieści muzycznej o pacjencie szpitala psychiatrycznego, urzeka melodią gitara Jeffa Becka. Nie brakuje metalowo – industrialnych riffów, które słyszymy w „Parasite”, nie brakuje przebojowości i harmonijki ustnej w wybranym na promujący album singiel ” Degradation rules”.

Podsumowując – jest czego posłuchać, Ozzy formę trzyma. W towarzyszących wydaniu albumu wywiadach opowiada, że jego największym marzeniem jest powrót na trasę koncertową. Nawet gdy przetrwa jeden koncert – będzie to jedna z najszczęśliwszych chwil w jego barwnym życiu.

Co tu długo pisać: życzmy dobrze królowi Karolowi III i Szaleńcowi Rocka, którym jest Ozzy Osbourne.

Poprzedni

Wystawa Jana Piotra Norblina

Następny

Pragnienie bycia matką