28 września 2024
trybunna-logo

Sezamie otwórz się, czyli spory w labiryntach tajemnic „Rękopisu znalezionego w Saragossie”

Po pierwszej lekturze rewelacyjnego wstępu Michała Otorowskiego do tomu szkiców jego autorstwa, zdjąłem z półek domowej biblioteki trzy egzemplarze mojego ukochanego „Rękopisu znalezionego w Saragossie” Jana Potockiego i ustawiłem je obok siebie.

Wymienię je w kolejności edycji. Pierwszy to wydanie „Czytelnika” z 1950 roku, w trzech woluminach, z ilustracjami Antoniego Uniechowskiego. Wydanie było skromne, broszurowe, nabyłem je w antykwariacie, a po kilku latach znajomy introligator-artysta oprawił mi je w jeden wolumin, z pięknym skórzanym grzbietem imitującym księgę sprzed kilku wieków. Drugi to wytworne wydanie Państwowego Instytutu Wydawniczego z roku 1965, w pięknym opracowaniu graficznym Jerzego Jaworowskiego i ze znakomitym posłowiem Leszka Kukulskiego, pierwszym w polskim piśmiennictwie, który tak pięknie przybliżył podstawową problematykę i kształt artystyczny powieści Potockiego. I trzeci, wydany przez Wydawnictwo Literackie w Krakowie w roku 2015, w nowym przekładzie Anny Wasilewskiej, bez opracowania graficznego tekstu, ale z ciekawą, barwną okładką.
We wstępie Michał Otorowski przypomina, że tom „Jak zagubiono „Rękopis znaleziony w Saragossie i czy warto go odnaleźć​?” złożony został z jego kilkunastu tekstów opublikowanych na łamach kilku specjalistycznych periodyków i nieco tylko na potrzeby publikacji zbioru zmodyfikowanych. „Z racji nielinearnej konstrukcji „Rękopisu znalezionego w Saragossie”, każdy kto chce się pokusić o próbę prezentacji jego ideowej zawartości, musi liczyć się z zapętleniem wykładu, mówienie zaś o szczególe zawsze okazuje się mówieniem o całości. Natomiast wobec braku w dotychczasowej literaturze przedmiotu analitycznych opracowań owych szczegółów, nie można dokonać takiej sumarycznej prezentacji bez zidentyfikowania i rozwiązania wielu kwestii, wymagająca niekiedy bardzo specjalistycznego ujęcia tudzież sięgania do dyscyplin, do których badacze literatury zazwyczaj nie mają powodu się odwoływać. Innymi słowy, nie można inaczej udzielić odpowiedzi na proste jedynie z pozoru pytanie, o czym, a w rezultacie także czym jest utwór Jana Potockiego” – napisał Otorowski we wstępie. W tle jego rozważań o „Rękopisie” i egzegezy jego poszczególnych części i cząstek: Kabała, masoneria, zagadki biblijnego „Potopu”, antyreligijni „philosophes” i jakobińskie dziedzictwo Wielkiej Rewolucji Francuskiej”.
Już ten krótki wstęp uświadamia czytelnikowi, jak labiryntowo skomplikowana jest problematyka „Rękopisu” i jego filiacje z różnymi wątkami kultury przełomu XVIII i XIX wieku, z ówcześnie modnymi doktrynami filozoficznymi, także z kabałą, wolnomularstwem dziedzictwem Oświecenia oraz z szeregiem postaci tamtego czasu, m.in. hrabiego Josepha de Maistre czy księdza Stanisława Chołoniewskiego , z którymi los zetknął hrabiego Jana Potockiego. Użył przy tym Otorowski określenia „potockologia”, choć wydaje się, że co najmniej równie trafnym terminem byłoby w tym przypadku określenie „rękopisologia”, jako że to „Rękopis znaleziony w Saragossie” jest w centrum zainteresowania badaczy biografii Potockiego i egzegetów jego dzieła.
W eseju wstępnym zatytułowanym „Rękopis czy rękopisy?”, w pierwszym zdaniu Otorowski stwierdza: „Napisany po francusku przez Polaka z Ukrainy, odwołujący się do islamu oraz żydowskiej kabały, opowiadający o Hiszpanii pierwszej połowy XVIII wieku „Rękopis znaleziony w Saragossie” jest – czy nam się to podoba czy nie – powieścią rosyjską”. Czyli, szkic zaczyna się po hitchcockowsku od wybuchu bomby, a następnie napięcie rośnie. To nie pierwsze zaskoczenie jakie może wywołać w czytelniku lektura tego zbioru tekstów analitycznych poświęconych „Rękopisowi”. Czytamy dalej: „A jednak po bliższym rozeznaniu swoista rosyjskość utworu Jana Potockiego – tyleż uparcie, co mgliście kojarzona z Francją – wydaje się niepodważalna, uświadamiając nam jedynie, jak mało w gruncie rzeczy wiemy o świecie, z którego „Rękopis” faktycznie do nas dotarł. Bo co też właściwie wiemy o tym świecie, zasługującym raczej na miano Atlantydy aniżeli Ciemnogrodu, pod którym wyśmiewał go pokrętnie, więc już nieczytelnie Stanisław Kostka Potocki (…)?”. Ową rosyjskość „Rękopisu” wywodzi Otorowski z „Wieczorów petersburskich” Josepha de Maistre, przyjaciela i mistrza Jana Potockiego. „Znajomość zapoznanego świata petersburskich salonów początku XIX wieku – azylu francuskich rojalistów, (…) miejsca katolickiej agitacji, ezoterycznych uniesień, masońskich kłótni, iście deribasowskich karier awanturników z całej Europy i „panoszenia się” polskich panów pod przewodem Adama Jerzego Czartoryskiego – jest absolutnie kluczowa dla zrozumienia arcydzieła, nie mogącego, mimo upływu dwóch stuleci, znaleźć należnego miejsca w naszej tradycji narodowej. Nie pasującego ani do Sienkiewiczowskiej „ojczyzny”, ani do Gombrowiczowskiej „synczyzny”. Nie posiadającego „formy polskiej” czy choćby „antypolskiej”, też swoiście rodzimej. Lokowanego zaś protekcjonalnie wśród uroczych ramot w rodzaju „Wieczorów badeńskich” Józefa Ossolińskiego czy „Ja gorę” Henryka Rzewuskiego, zamiast obok Mickiewiczowskiego „Pana Tadeusza”, któremu co najmniej dorównuje narracyjnym kunsztem i epickim rozmachem, a przewyższa intelektualną głębią, tyle że radykalnie obcą (…). Lwia część wywodu Otorowskiego poświęcona jest polemice ze stanowiskiem François Rosseta, Dominika Triaire oraz translatorki Anny Wasilewskiej, którzy nowy przekład jej autorstwa „ukonstytuowali” jako „właściwą”, kanoniczną i ostateczną wersję arcydzieła.
Otorowski podważa ich wersję. Jego zdaniem wersja uznana przez nich za kanoniczną i ostateczną jest jedynie „przejściowa” i nie ma powodu, by detronizować klasyczny przekład Edmunda Chojeckiego. W tle jest też spór – nazwijmy go tak – światopoglądowy, żywy za życia Potockiego i obecny w tworzywie „Rękopisu”. To spór między ateistycznymi naturalistami a teologami. Między materialistami a teozofami. Między metafizykami a locke’istami.
W niejakim uproszczeniu można rzec, że Rosset, Triaire i Wasilewska bliscy są tym pierwszym, a Otorowski tym drugim. Ci pierwsi widzą Potockiego jako nieodrodnego syna Oświecenia, ale i żydowskiej Kabały, Otorowski, śladem księdza Stanisława Chołoniewskiego, przyjaciela, który za życia Hrabiego starał się dbać o uratowanie jego chrześcijańskiej duszy, także, tyle że dwieście lat później, troszczy się o pośmiertne losy jego duszy, o jego zbawienie. Stara się też przekonać siebie i innych, że ostatecznie Potocki się nawrócił i wierzy, że jego dusza została zbawiona, pomimo samobójstwa hrabiego („krajczego”, jak nieco familiarnie nazywa go Otorowski), co jak wiadomo, jest w katolicyzmie grzechem śmiertelnym.
Zaczerpnąłem wody z Oceanu łyżeczką od cukiernicy, choć nie tej samej, z której pochodziła kulka, co posłużyła hrabiemu Potockiemu jako samobójczy nabój do pistoletu. W sporze między „naturalizmem” a „teizmem” jestem zdecydowanie bliżej tego pierwszego, czyli w tym przypadku Rosseta, Triaire’a i Wasilewskiej, choć nie pcham się „między ostrza potężnych szermierzy”, ale imponujące dzieło Michała Otorowskiego bezgranicznie podziwiam. Przez mniej więcej pół wieku, kilka razy przeczytałem „Rękopis” w całości, kilkanaście razy go przewertowałem, a dziesiątki razy okazjonalnie do niego zaglądałem.
Wiele też razy oglądałem ekranizację Wojciecha Jerzego Hasa. Teraz, na czas lektury fascynującego tomu Otorowskiego, to on zastępuje mi „Rękopis”. Nie wszystko z jego egzegez i komentarzy rozumiem, a wiele zgoła nie pojmuję, ale te rozkosze łamania głowy i wędrowania po zawiłym Labiryncie, po przebogatym Sezamie „Rękopisu”, po jego Kosmosie, nawet jeśli bezowocne, są same w sobie fascynujące. Bo w Tajemnicy fascynujące jest także to, że się przed nią staje. Tak fascynujące, jak fascynująca jest niekończąca się historia rozszyfrowywania sensów i znaczeń tej Arcypowieści. A gdy przestudiuję, przemyślę i zrozumiem, ile zdołam, z egzegez i komentarzy Michała Otorowskiego, znów wrócę do „Rękopisu” i znów zacznę lekturę od tego nieśmiertelnego zdania: „Hrabia Olavidez jeszcze nie był sprowadził osadników z gór Sierra Morena”.

Michał Otorowski – „Jak zagubiono „Rękopis znaleziony w Saragossie i czy warto go odnaleźć?”, Fundacja Evviva L’arte, Warszawa 2019, str. 658, ISBN 978-83-944747-8-2

Poprzedni

Bliska, tajemnicza Dania

Następny

Za Odrą rewolucja w taksówkach