W tytule spektaklu „Norwid późnym wnukom” nietrudno znaleźć rękę Norwida. To przecież Poeta zwracał się do „wnuka” w wierszu otwierającym jego zbiór „Vade-mecum”.
To jeden z najbardziej znanych i najczęściej cytowanych wierszy, zaczynający się do słów „Klaskaniem mając obrzękłe prawice,/ Znudzony pieśnią, lud wołał o czyny”.
W ostatniej strofie tego wiersza pisał Poeta: „Syn – minie pismo, lecz ty spomnisz wnuku”. Pisał jednak o tym z goryczą, o czym świadczą słowa z ostatniego wersu tego wyznania: „Ale on spomni mnie… bo mnie nie będzie!”. Była to więc gorzka autoironia, a nie świadomie wybrany czytelnik w następnych generacjach.
Innymi słowy „wnuk” nie był zaplanowanym, wykalkulowanym adresatem wierszy Norwida, ale miał stać się nim niejako siłą rzeczy, skoro współcześni nie docenili znaczenia jego twórczości, odrzucili jego poezje, uznali go za dziwaka, przechwalonego za młodu poetę-pyszałka, zadufka, a niektórzy nawet uważali za zmarłego (za życia). Norwid nie tyle dla pociechy szukał odbiorcy w przyszłych pokoleniach, ile wyrażał przekonanie, że jego słowa nie zginą, że jest w nich taka siła, która sprawi, że prędzej czy później znajdą swego czytelnika. Nie pomylił się – znalazły. Renesans zainteresowania poezją Cypriana Norwida rozpoczął się niemal natychmiast po jego śmierci, a wśród koryfeuszy tego odrodzenia znaleźli nie byle jacy odbiorcy, bo Zenon Przesmycki (Miriam) czy Stanisław Wyspiański.
Mimo tego, że tak się właśnie stało, wcale to nie miało znaczyć, że walka o czytelnika zakończyła się pełnym zwycięstwem. Norwid wciąż zmaga się z opinią poety ciemnego, jego dramaty bardzo rzadko pojawiają się afiszu teatralnym i – co tu kryć – żyje głównie w poręcznych cytatach, które można wykorzystywać przy różnych okazjach. Można z nich wyplatać motta i makatki.
Ale spektakl „Norwid późnym wnukom” taki nie jest. Stanowi udaną próbę wykazania, że poezja Norwida wciąż może nas zaskakiwać, że kryją się w niej nieprzebrane skarby metafory, refleksji i zachwytu nad fenomenem życia. To nie jest tylko koncert-recital poetycko-muzyczny, ani tym bardziej składanka okolicznościowa z okazji Roku Norwida w dwusetlecie jego urodzin. Teksty Norwida, w których aż rojno od wspomnianych sformułowań uchodzących za złote myśli, wyjątkowo łatwo nadają się do tworzenia takich wyborów, nie zawsze sensownie skladanych. Stąd nagminne życie cytatów z Norwida w obiegu powszechnym, takich jak choćby „Odpowiednie dać rzeczy słowo” albo „Ojczyzna jest to zbiorowy obowiązek” czy też „Każdy czyn za wcześnie, każda książka za późno” albo „Słowo – jest czynu testamentem”… A z drugiej strony wciąż utrzymujące się niezłomne przekonanie o poecie trudnym, o zawiłych frazach i niejasnych myślach zapełniających jego utwory, przez które trudno jest przebrnąć. Nawet Wisława Szymborska, wprawdzie ironicznie, ale pisała o czytelnikach Poety jako „skazanych na ciężkie Norwidy”.
„Norwid późnym wnukom”, projekt Fundacji Republika Marzeń przeczy tym obiegowym opiniom. Wprawdzie i w tym spektaklu można by się doszukać niejednego aforystycznego sformułowania, bo od ciętego języka Norwidowych ripost uciec niepodobna, jak powtarzane parę razy w tym spektaklu ironiczne wersy z fraszki „Siła ich”:
„Ogromne wojska, bitne generały,
Policje – tajne, widne i dwu-płciowe –
Przeciwko komuż tak się pojednały?
– Przeciwko kilku myślom… co nienowe!”
Dominują jednak głębsze motywy jego twórczości związanej z kondycją polskiego społeczeństwa: niepokoje poety, jego nadzieje, komentarze i krytyka formalnych relacji między ludźmi. Spektakl Jana Bończy-Szabłowskiego (scenariusz) i Jerzego Satanowskiego (muzyka i reżyseria) to starannie przemyślana kompozycja, portretująca poetę na wskroś współczesnego, o bliskiej nam wrażliwości i wyobraźni. Poetę, który żywo reaguje na otoczenie, na obserwowane postawy, na ludzi i zdarzenia. Nie czyni tego jednak z obojętnością rejestratora, ale jak ktoś, kto „współ-czuje”. Czasem poddaje cały świat surowej krytyce, szuka oparcia w metafizyce, czasem z dystansem pokpiwa z narodowych wad i społecznej martwicy serca. Pełen emocji i wewnętrznego napięcia poszukiwacz prawdy i demaskator zakłamania.
Swoje intencje, towarzyszące przygotowaniu tego spektaklu wyłuszczył w programie Jan Bończa-Szabłowski: „Chcemy zajrzeć w głąb duszy Norwida. pokazać stan ducha wielkiego Artysty, wrażliwego i samotnego. Ukazać Geniusz w chwilach triumfu i zwątpienia, który zmagał się z niezrozumieniem i odrzuceniem. Wizjonerem, który kochając Polskę i Polaków, nie wahał się mówić im prawd często bolesnych. Przywracał słowom im wartość, ich pierwotny sens. Majmy w pamięci utwory Norwida śpiewane do muzyki Niemena, Gintrowskiego czy Kurylewicza, lecz odchodzimy do tamtych aranżacji i wykonań. Chcemy Norwida przeżyć na nowo. W opracowaniu muzycznym Jerzego Stanowskiego jego wiersz nabierają nowych wartości, czytelnych dla wrażliwości współczesnego widza i słuchacza”.
W spektaklu wiążącym w nową całość ułamki tej poezji, czasem powyrywane i przekornie zestawiane ze sobą, czasem liryki przywoływane w całości, komentarzem staje się hipnotyczna muzyka Jerzego Satanowskiego, tak przecież charakterystyczna przez swoje rytmy i refreny, a jednocześnie umiejętnie zmieniająca nastroje. Komentarzem staje się też muzyka Chopina w mistrzowskim wykonaniu Marka Bracha, która idealnie przylega do interpretacji Oskara Hamerskiego Fortepianu Chopina – nigdy nie słyszałem tego genialnego utworu tak zespolonego z muzyką. Można było odnieść wrażenie, że Norwid napisał libretto do muzyki Chopina. Dzięki tak pomyślanej interpretacji poemat Norwida ujawniał swoją niebywałą muzyczność.
Tej muzyczności obecnej w poezji Norwida spektakl odsłania więcej, jak choćby w zachwycającej interpretacji melancholijnej „Mojej piosnki” („Źle, źle zawsze i wszędzie/ Ta nić czarna się przędzie”) melorecytowanej, śpiewanej i deklamowanej przez pięciu aktorów uczestniczących w tym Norwidowskim sensie myśli i uczuć. Mirosław Baka ze swoim głębokim głosem powagi i refleksji, młodzieńczo romantyczny i zamyślony w słowa Michał Mikołajczyk, intelektualny wrażliwiec Oskar Hamerski, czysty i radosny jak pieśń Wojciech Brzeziński i poruszający spiżowym dźwiękiem Artur Żmijewski (tak brzmi w jego wykonaniu intymny i jednocześnie donośny „Pierwszy list, który mnie doszedł z Europy”) tworzą jedyny taki kwintet nastrojony na Norwidowskie nuty.
Wybrzmiewa to niezwykle przekonująco w zaskakującym finale, którym jest sławny wiersz Norwida „W Weronie”, pamiętany w wirtuozerskim wokalnym ujęciu Wandy Warskiej. Aktorzy w spektaklu Satanowskiego-Szabłowskiego odchodzą od tego sposobu podania tego tekstu, odnajdując w nim Norwidowskie przesłanie, przepojone smutkiem wobec obojętności kamiennego świata na ludzkie cierpienia. Mimo tej goryczy, to jednak całość tego magicznego wieczoru spaja inna myśl Cypriana Norwida z jego wiersza „Do Bronisława Z.”:
„Skarby i siły przewieją, ogóły całe zadrżą,
Z rzeczy świata tego zostaną tylko dwie,
Dwie tylko: poezja i dobroć… i więcej nic”.
Poezja i dobroć – oto droga, która wskazuje Poeta.
To sugestywne wskazanie nabiera siły w Sali pod Liberatorem Muzeum Powstania Warszawskiego, której ciemność rozświetlają tylko reflektory punktowo kierowane na aktorów i muzyków. Buduje to szczególny nastrój tego wieczoru, ale jednocześnie nieco ukrywa wizualną oprawę spektaklu, która była skomponowana z reprodukcji rękopisów Norwida. Może będzie okazja lepiej je wydobyć przy następnych prezentacjach spektaklu. O ile znajdą się środki i sponsorzy, aby przedłużyć sceniczne życie tego nad wyraz udanego spektaklu-koncertu.
NORWID PÓŹNYM WNUKOM, scenariusz Jan Bończa-Szabłowski, reżyseria, muzyka, układ tekstów Jerzy Satanowski, scenografia wizualna Hektor Werios, aktorzy: Mirosław Baka, Wojciech Brzeziński, Oskar Hamerski, Michał Mikołajczak, Artur Żmijewski, gość specjalny Marek Bracha (fortepian), produkcja Fundacja Republika Marzeń, premiera w Muzeum Powstania Warszawskiego, Sakla pod Liberatorem, 19 października 2021.