16 listopada 2024
trybunna-logo

Pijacy i inne Seweryny

Podejrzewam, że już wiecie, ale życie to jeden wielki teatr jest. Często w nim uczestniczę, kulturalnie rzecz jasna. Polazłem więc, zaproszony oficjalnie przez samą dyrekcję, na kolejną premierę w krakowskiej „Bagateli”. Nie pamiętam, czy o tym już pisałem, ale scena ta artystycznego rozmachu dostała po tym, gdy dyrekcję objęli Andrzej Wyrobiec (ongiś wiceminister kultury) w roli dyrektora oraz Krzysztof Materna (znany powszechnie, nie tylko z tego, że jest znany) w roli dyrektora artystycznego.

Tym razem do repertuaru wprowadzili nową sztukę, pod jakże symptomatycznym i prostym w intelektualnym przekazie tytułem „Pijacy”. Jakże takiego spektaklu swoją obecnością nie zaszczycić, więc zaszczyciłem i co zobaczyłem? Na wstępie wychyliliśmy z Wielce Szanowną po małej lufeczce, sami się domyślcie czego. Był to niezbędny warunek, by słowo pijaństwo towarzyszyło nam przez najbliższe 110 minut. Tyle trwa bowiem jednoaktówka, w reżyserii Artura Barona Więcka. To rozpoznawalny, i krakowski jak najbardziej, reżyser wielu filmowych i teatralnych produkcji. Takich choćby jak, „Anioł w Krakowie”, czy „Wszystkie kobiety Anioła”. Wiele produkcji Baron poświęcił postaci księdza profesora, Józefa Tischnera, a w filmach tych jego rolę odgrywał Jerzy Trela.

Skąd „Pijacy” przy tak chrześcijańskich wartościach? Ano, z tego, Bohomolec był w swoim życiu także księdzem jezuitą, a reżyser Baron niejednego kielicha w życiu swoim wypił, jak większość z nas. Kiedy więc poczytał twórczość Franciszka Bohomolca, kiedy poczytał twórczość Jerzego Pilcha, z którym się kumplował, wpadł na pomysł, by coś teatralnie na tej bazie stworzyć. Z morza opisanego rodaków pijaństwa, może przecież powstać niezły spektakl teatralny. Nad tytułem nie trzeba było długo dumać, gdyż jego przekaz jest jasny, i jak najbardziej klarowny. Bo piliśmy, pijemy i pić będziemy. Różne formy słowa pijaństwo przez cały czas spektaklu słyszymy, a flaszka gorzały ani sekundy sceny nie opuszcza. Recenzję streszczając – „Pijacy” z „Bagateli” to jedna wielka balanga, nie pozbawiona elementów dramaturgicznych, w których dwóch panów, przed dwoma wiekami, pragnie poślubić jedną panią. W wielu scenach rodem z filmów Monthy Pythona, brylują szczególnie Krzysztof Bochenek (ależ to jest aktor!) i Adam Szarek. Na scenie wiele się dzieje, są pijackie szlagworty starych i nowych epok, jest mnóstwo dowcipnych sentencji, jest akcja, jest pijaństwo. Czyli jedna jedną wielką, niebagatelną teatralną balangę nam Teatr „Bagatela” zaoferował. Jak wpadniecie kiedyś do Krakowa, zajrzyjcie na nią by niezłą sztuką się upajać.

Filmowo upojony byłem po kolejnej premierze na Netflixie, gdzie pokazano mocno reklamowany miniserial „Królowa”. W dniu premiery rzuciłem się na niego czym prędzej, po wieściach o tym, że swoją życiową rolę odgrywa w tej produkcji Andrzej Seweryn. Seweryna aktorskiego podziwiam od dekad wielu, ba, pochwalić się Wam mogę, że i prywatnie zdarzyło mi się z nim w krakowskim hotelu „Rubinstein” pogaworzyć przy lampce wina.

Scenariusz powstał ewidentnie „pod Seweryna”, który wiele lat scenicznego życia, wskutek stanu wojennego spędził we Francji. Język francuski i kunszt aktorski opanował aż tak wzorowo, że doczekał wielu nagród i trafił do elitarnego teatru „Comedie Francaise”

Nie spojlerując Wam zbyt wielu szczegółów napiszę, że akcja 4 odcinków dzieje się we Francji i zawęglonym ongiś dolnośląskim Kłodzku. Andrzej Seweryn swoją rolę odgrywa w „Królowej” wcielając się jednocześnie w postać wielkiej gwiazdy paryskich scen Loretty i Sylwestra z Polski, który po latach przypomniał sobie, że w Polsce ma rodzinę, w tym wnuczkę, zagraną przez Julię Chętnicką. Całkiem udanym pomysłem było zatrudnienie w roli matki, Marii Peszek. Nie brakuje w tym mini – serialu elementów małomiasteczkowej socjologii, nie brakuje podtekstów związanych z homofobią. I choć nie jest to film scenariuszowo dopracowany, choć wiele wątków traci sens, zaliczyłem ten serial z przyjemnością. Której głównym powodem była naprawdę udana kreacja Andrzeja Seweryna. Nie wypominając mu wieku, wcielić się jednocześnie w eleganckiego mężczyznę i niepospolitą „drag queens” przypominającej Violettę Villas, wyczyn to jest niebywały. Tym bardziej wart szacunku, że Seweryn i śpiewa, i tańczy, i wygłasza poważne teksty.

W tych dniach pijcie wodę, oglądajcie seriale i zaglądajcie do teatrów.

Poprzedni

Teatr ma przekazywać dobrą literaturę widzom

Następny

Nominacje Angelusa