16 listopada 2024
trybunna-logo

Myśl zimna w gorączce tropików

„Życie seksualne dzikich w północno-zachodniej Melanezji”, „Argonauci Zachodniego Pacyfiku”, „Mit w prymitywnej psychologii”, „Rodzina u australijskich Aborygenów”, „Wierzenia pierwotne i formy ustroju społecznego” – to dzieła, które wprowadziły Bronisława Malinowskiego (1884-1942), jednego z twórców antropologii, na szczyty międzynarodowej sławy naukowej, w barwach brytyjskich.

Niektóre z nich zostały przyswojone polszczyźnie i weszły do obiegu naukowego, ale Malinowski nigdy nie był w Polsce traktowany jako „uczony polski”, tak jak n.p. Maria Skłodowska-Curie, ani jako „pisarz polski” (choć to fałszywa definicja, bo bezwzględnie przynależy on do literatury angielskiej), czyli tak jak zangliczały Joseph Conrad z Korzeniowskich. „Od zawsze” traktowany jest Malinowski jako postać obca, rodzaj beznarodowca, czy bezpaństwowca. Poza tym w odróżnieniu od ogólnie znanych, prywatnych biografii Skłodowskiej i Conrada, aż do 2002 roku, kiedy to ukazało się pełne wydanie jego „Dziennika w ścisłym znaczeniu tego wyrazu”, Malinowski był postacią tajemniczą, jako osobowość, jako jednostka. Tym bardziej, że nie było jeszcze wtedy także kompletnej edycji listów Witkacego, który poświęcił w nich sporo miejsca zarysowaniu sylwetki charakterologicznej swojego przyjaciela. Wspomniany dziennik, choć wielu rozczarował, to aż z naddatkiem i z silnymi rysami ekshibicjonizmu pokazywał Malinowskiego jako postać bardzo skomplikowaną, ekscentryczną, dziwaczną. Także jako człowieka próbującego kierować się nietzscheańskimi motywami samodoskonalenia i „nadczłowieczeństwa”.
Grzegorz Łyś w sposób bardzo interesujący opowiedział (bo to bardziej opowieść, niż biografia „w ścisłym znaczeniu tego wyrazu”) o życiu i dziele Bronisława Malinowskiego. Choć był on o 27 lat, czyli o pokolenie młodszy od Conrada, uderza podobieństwo wstępnej zwłaszcza fazy ich biografii. Krakowskie dzieciństwo w rodzinach szlacheckiej proweniencji, dobra krakowska edukacja w inteligenckim środowisku, formowanie się w dookolnej atmosferze „pamiątek narodowej przeszłości”, a później także pragnienie wyrwania się z tego zamkniętego, klaustrofobicznego, toksycznego kręgu, w którym obaj czuli się uwięzieni psychicznie i duchowo, a następnie „pójście w świat”, w obu przypadkach ku tropikom.
Grzegorz Łyś zarysował sylwetkę Malinowskiego na bogatym tle epoki, tle polskim i europejskim. Uczynił to w sposób barwny, błyskotliwy, zajmujący. Pokazał zetknięcie Malinowskiego z głównymi ówczesnymi nurtami duchowymi, nie tylko ze światem krakowskiego kołtuństwa i rytualnego patriotyzmu, już wtedy pachnącego naftaliną, ale także z Młodą Polską i jej „nagą duszą pod peleryną”, z ówczesnymi europejskimi prądami filozoficznymi i naukowymi.
Pokazuje go jako barwną postać pomieszczoną przez Witkacego w jego młodzieńczej powieści „622 upadki Bunga”, czyli księcia Nevermore, jako uczestnika życia zakopiańskiej bohemy, jako człowieka i intelektualistę pełnego sprzeczności, napiętnowanego przejawami psychicznej nierównowagi, jako mieszkańca tropikalnych wysp i uczestnika życia ich mieszkańców, jako namiętnego seksualnie mężczyznę. Rzecz jest napisana świetnie, potoczyście, błyskotliwie, inteligentnie, z delikatnymi nutkami humorystycznymi. Co prawda jest to nade wszystko biografia „życiowa”, a nie gruntowna analiza dokonań naukowych i myślenia Malinowskiego, ale i skondensowaną wiedzę na ten temat potrafił Łyś inteligentnie włączyć do barwnej narracji. Świetna, bardzo zajmująca lektura.
Grzegorz Łyś – „Dzikie żądze. Bronisław Malinowski nie tylko w terenie”, Grupa Wydawnicza Foksal (WAB), Warszawa 2021, str. 524, ISBN 978-83-280-9090-3

Poprzedni

American Film Festival 2021

Następny

Uwaga, kryptoantysemityzm!