Lektura tych wspomnień ewokowała w mojej pamięci odległe wspomnienia z lat szkolnych, gdy z pasją czytałem powieści lotnicze Janusza Meissnera („L jak Lucy” czy „Żądło Genowefy”), ale przede wszystkim sławny „Dywizjon 303” Arkadego Fiedlera, mimo że z tej legendarnej, klasycznej już od dziesięcioleci reporterskiej opowieści z dziejów polskich pilotów walczących w przestworzach w bitwie o Anglię, akurat nazwiska Mariana Duryasza (1911-1993) sobie nie przypominam.
Aczkolwiek bowiem otarł się on i o Dywizjon 303, to przede wszystkim był pilotem brytyjskiego 213 Dywizjonu Myśliwskiego, a następnie Dywizjonów 302, 317, 316, a w końcowej fazie wojny (1944-1945) został dowódcą Dywizjonu 302. Jak sygnalizuje już na okładce wydawnictwo „Bellona”, „autor z dramatyzmem opisuje swoje loty bojowe, m.in. w osłonie desantu aliantów w Normandii w 1944 roku i stoczone walki powietrzne.
Przybliża też realia życia pilotów i sylwetki kolegów”. Wspomina również przedwojenną naukę w Szkole Podchorążych Lotnictwa w Dęblinie oraz służbę w eskadrach myśliwskich przed wybuchem II wojny światowej.
Znakomity aktor Wojciech Duryasz, syn bohatera tych wspomnień wprowadza w nie w tonie osobistym, lirycznym, bardzo ciepłym, by nie powiedzieć czułym. Wspomina ojca z perspektywy pamięci kilkuletniego chłopca, który ojca szybko na kilka lat utracił, by odzyskać go w Anglii, dokąd zaprowadziły go wojenne losy. O legendarnym „srebrnym Spitfire” Mariana Duryasza opowiada jego młodszy syn, Marek Duryasz. Autor wstępu Wojciech Matusiak skrupulatnie zauważa, że Marian Duryasz znajduje się na 79 miejscu na słynnej „liście Bajana”, oficjalnej klasyfikacji polskich myśliwców podczas II wojny światowej. Wbrew pozorom to wysoka pozycja, zważywszy, że w polskim lotnictwie podczas II wojny światowej służyło około półtora tysiąca pilotów. Marian Duryasz należy do nielicznych spośród nich, którzy pozostawili po sobie wspomnienia. Są wśród nich Witold Urbanowicz, Jan Zumbach, Wacław Król, Jan Falkowski, Jan Maliński, Janusz Żurakowski. Swoje wspomnienia z walk powietrznych w kampanii wrześniowej 1939 pozostawił Stanisław Skalski pod tytułem „Czarne krzyże na Polską”. „Wartość faktograficzna wspomnieniowych tekstów jest różna – napisał autor wstępu – od inżynierskiej precyzji (i – niestety – niesłychanej zwięzłości), po Zumbacha puszczającego wodze fantazji tak dalece, że miejscami można się zastanawiać, czy to jeszcze autobiografia, czy raczej już barwna opowieść łotrzykowska, luźno oparta na faktach”.
Z tego punktu widzenia wspomnienia Mariana Duryasza sytuują się jakby pośrodku – ich zwięzłość nie jest przesadna, a jednocześnie czuje się ich rzetelność faktograficzną połączoną z barwnością opowieści. Puryści faktograficzni doszukują się czasem nieścisłości we wspomnieniach, ale pamiętniki, jak sama nazwa wskazuje, są zapisami pamięci, a nie pracami naukowymi. Ich autorzy opisują to, co przeżyli i co widzieli tak właśnie jak utrwaliła to ich pamięć, czasem niedokładnie, mgliście, czasem z błędami, bo pamięć się zaciera, bo nikt nie jest alfa i omegą. Jednak na tym właśnie polega ich czytelniczy walor. Jako się rzekło, sięgnąłem po wspomnienia Maryana Duryasza głównie z powodów sentymentalnych, jakby wracając za ich pośrednictwem do wczesnomłodzieńczych lektur, do wczesnomłodzieńczych wrażeń. I nie tyle do drobiazgowych opisów walk, nie do specjalistycznych określeń technicznych, lotniczych, nie do nazwisk i dat, lecz do tej mocno już zagrzebanej w pamięci aury romantycznej, odważnej przygody.
Marian Duryasz – „Moje podniebne boje. Wspomnienia dowódcy Dywizjonu 302”, Bellona, Warszawa 2021, str. 351, ISBN 978-83-11-15743-9