Są dwa zasadnicze podejścia do roli literatury. Jedno traktuje ją jako ważny segment najszerzej rozumianego życia społecznego, mający być tego życia mimetycznym obrazem i instrumentem służącym jego przemianie. Drugie odżegnuje się od takiej roli literatury, od takich obowiązków i oczekuje by była tylko i aż literaturą. By była domeną fantazji, swobodnej kreacji językowej, by egzystencja była dla niej jedynie służebnym tworzywem, nie zadaniem. By ojczyzną literatury było nie życie, lecz sztuka.
Gorącym zwolennikiem takiej roli literatury był Giorgio Manganelii (1922-1990), prozaik, eseista, poeta, krytyk, tłumacz. Manganelii nie odrzucał realizmu, ale traktował go jedynie jako jedną z form literackiej kreacji, nie jako akt mimetycznego odzwierciedlenia życia.
W jego wizji literatury realizm czy nawet naturalizm miał być wzięty w nawias stworzony przez podstawowy instrument literatury, czyli słowo, język. Po zamknięciu etapu neorealizmu mniej więcej w połowie lat pięćdziesiątych we włoskiej literaturze, zapanował tradycyjny, klasyczny realizm, będący swoistym nawrotem do wzorotwórczych źródeł Manzoniego i jego „Narzeczonych”, nawrotu którego lokomotywami byli Carlo Cassola i Giorgio Bassani.
W odpowiedzi na ich prozę Manganelli wydał „Hilarotragoedię”, powieść – jak napisała tłumaczka tomu i autorka posłowia, Joanna Ugniewska – odrzucającą linearną narrację, oferującą w zamian formę „barokowego pastiszu”, polifonię form wyrazu literackiego, groteskę, ironię, oniryzm, deformację, hiperbolę, parodię, demistyfikację, grę konwencjami, relatywizm, sztuczność, grę. Jednak Manganelli jako krytyk i teoretyk literatury poszedł jeszcze dalej niż tylko do granicy literackiego eksperymentu.
W eseju „Literatura jako kłamstwo”, stanowiącym tytuł całego zbioru, opowiedział się namiętnie za aspołeczną, niemoralną rolą literatury.
To literatura ma przetwarzać rzeczywistość, nie odwrotnie. Żywiołem pisarza jest język, nie rzeczywistość. Potwierdza te przekonania na przykładach z literatury na pozór paradoksalnych. I tak n.p. uważany za realistyczną powieść przygodową „Dziedzic na Ballantrae” Roberta Louisa Stevensona pod analitycznym okiem Mangandellego („Machina literacka”) staje się precyzyjną „strukturą, w której żaden element nie ma sensu poza fabułą”. W uważanych za kwintesencję „gorszego”, naiwnego Charlesa Dickensa dla młodzieży i ku jej moralnemu zbudowaniu (czyli nie tego od „Klubu Pickwicka” czy „Olivera Twista”) „Wielkich nadziejach” dostrzega bliskiego … Fiodorowi Dostojewskiemu pisarza „czarnego”.
Mistrzem prozatorskim Manganellego był Carlo Emilio Gadda, twórca „Niezłego pasztetu na via Merulana”, arcymistrz literatury jako gry, literatury dla literatury. Jego mistrzem w domenie krytyki był Edmund Wilson, „krytyk dziwaczny”, pełen niekonsekwencji, błyskotliwy, kreatywny interpretacyjnie. Pod swoją krytyczno-eseistyczną lupę wziął Manganelii także m.in. „Trzech muszkieterów” Alexandre’a Dumasa. Gdy „ta książka się kończy i pożegnaliśmy oklaskami żywe i martwe postaci, odnosimy od razu wrażenie, że coś się psuje i rozpada, z solidnej brawurowej powieści pozostaje wirujący pył”. Wyzbyta realizmu w stopniu wielokrotnie większym od innych gatunków prozy, literatura fantastyczna spełnia manganellowską rolę w stopniu do kwadratu i jest oswojeniem nas z piekłem do którego zmierzamy (m.in. ETA Hoffman, Poe czy Lovecraft). W Walterze Scottcie widzi Manganelli „nie kronikarza zmierzchu bogów, lecz codziennej deziluzji towarzyszącej wiecznemu przemijaniu wartości”. Ta wędrówka poprzez literaturę z Manganellim jako egzegetą, naprawdę może wywrócić na nice nasze stare, czytelnicze spostrzeżenia.
Giorgio Manganelli – „Literatura jako kłamstwo”, przekład i posłowie Joanna Ugniewska, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2021, str. 244, ISBN 978-83- 8196-250-6