Niezręczna to sytuacja pisanie o pisarzu zupełnie dotąd sobie nieznanym, nawet ze słyszenia. Dla piszącego od lat o literaturze mola książkowego z bardzo długim stażem, który od dziesięcioleci prawie codziennie czyta co najmniej kilkanaście stron o tejże, czytelnika „Literatury na świecie”, jest to sytuacja niecodzienna i dyskomfortowa. Na usprawiedliwienie można powiedzieć sobie i innym, że nie sposób ogarnąć w całości nawet dziedziny, w której jesteśmy zanurzeni po uszy i to od dawna.
Z drugiej jednak strony fakt, że laureatem tegorocznej Literackiej Nagrody Nobla został pisarz na tyle słabo znany, że przez wiele lat jego pisarstwo nie zainspirowało żadnego wydawnictwa w Polsce, o czymś mówi. To sygnał radykalnego obniżenia rangi literatury w światowej przestrzeni kultury. Tradycją literackiej Nagrody Nobla było to, że przyznawana była ona (najczęściej) uznanym pisarzom czy poetom, wybitnym i uznanym, niejednokrotnie wielkim, sławnym, a czasem też poczytnym.
Nagroda Nobla była ukoronowaniem ich kariery, a nie dźwignią służącą do promowania nieznanych talentów czy pisarzy bez mała niszowych. Nie twierdzę oczywiście, że Abdulrazak Gurnah jest pisarzem zupełnie nieznanym, w końcu był nominatem do prestiżowych nagród, ale fakt, że Literacka Nagroda Nobla przyznawana jest coraz częściej pisarzom inspirującym bardzo ograniczoną recepcję, nie funkcjonującym w powszechnym obiegu kultury, nie znanym kulturalnej publiczności choćby nawet tylko z nazwiska. Gdy w roku 1907 Literacką Nagrodę Nobla otrzymał Rudyard Kipling, twórca „Księgi dżungli”, w 1912 roku sławny dramaturg Gerhard Hauptmann, w 1915 – Romain Rolland, autor sławnego na całym świecie „Colasa Breugnon”, w 1929 – „wielki olimpijczyk” Thomas Mann, w 1934 roku sławny dramaturg Luigi Pirandello, w 1949 roku William Faulkner, w 1957 roku sławny egzystencjalista Albert Camus, w 1965 roku Michaił Szołochow, a w 1982 roku wielki i poczytny arcymistrz literatury iberoamerykańskiej Gabriel Garcia Marquez, to w ich osobach honorowani byli giganci literatury.
Owszem, co pewien czas Literacki Nobel przyznawany był pisarzom mało znanym, a także takim, których twórczość nie wytrzymała próby czasu, ale przypadki te były nieliczne. Od mniej więcej trzydziestu lat stało się to niemal regułą, z nielicznymi wyjątkami. I choć w tegorocznej noblowskiej laudacji padły słowa, według których „od premiery powieści „Paradise” w 1994 roku Abdulrazak Gurnah jest powszechnie uważany za jednego z najważniejszych postkolonialnych pisarzy na świecie”, to jest to raczej okolicznościowa, kurtuazyjna retoryka niż odzwierciedlenie rzeczywistości. Zresztą, kluczem do wyjaśnienia absencji nazwiska i prozy Abdulrazaka Gurnaha w powszechnym obiegu literackim jest być może słowo „postkolonialny”. W końcu literatura tego nurtu jest jednak partykularna, a jej problematyka kolonializmu czy „postkolonializmu” obca sporej części świata, w tym choćby doświadczeniu Europy Środkowo-Wschodniej, w tym Polski, mimo tego, że niektórzy eseiści czynią dość swobodne analogie między kolonializmem Zachodu w Afryce i Azji, a specyficzną odmianą kolonizacji, której poddawane były mniejsze i słabsze narody, takie jak Polacy, Węgrzy czy Czesi, przez narody liczne i silne, jak Niemcy czy Rosja. To jednak zupełnie inne fenomeny pomimo pewnych podobieństw.
Tyle o zmianie personalnego modelu przyznawania Nagrody, który jest jednak ważnym znakiem czasu dotyczącym literatury. Anders Olsson, przewodniczący Komitetu Noblowskiego powiedział w laudacji o Abdulrazaku Gurnahu m.in.: „W każdej z dziesięciu powieści konsekwentnie i wielką empatią analizuje skutki kolonializmu w Afryce Wschodniej oraz jego wpływ na życia jednostek: odciętych od korzeni i zmuszonych do migracji. Bohaterowie Gurnaha, czy to w Anglii, czy na kontynencie afrykańskim, tkwią w otchłani między kulturami i kontynentami, między życiem, które zostawili za sobą i tym, które dopiero nadejdzie.
Mierzą się z rasizmem i uprzedzeniami, ale też są zmuszeni ukrywać prawdę lub na nowo wymyślać swoją biografię, by uniknąć starcia z rzeczywistością. Szacunek Gurnaha dla prawdy i jego awersja do uproszczeń są uderzające. Może wydawać się niektórym czytelnikom ponury i bezkompromisowy, ale z wielką empatią śledzi losy jednostek. Jego powieści wychodzą poza stereotypowe opisy i otwierają nasze spojrzenie na kulturowo zróżnicowaną Afrykę Wschodnią, nieznaną wielu w innych częściach świata. W literackim uniwersum Gurnaha wszystko zmienia się – wspomnienia, nazwiska, tożsamości” – mówił przewodniczący Komitetu Noblowskiego.
Pisarz uhonorowany został także za „za bezkompromisową i cechującą się współczuciem refleksję nad skutkami kolonializmu i losem uchodźców, znajdujących się w przepaści między kulturami i kontynentami”. W jego ojczyźnie w latach sześćdziesiątych doszło do rewolucji, podczas której prześladowano obywateli pochodzenia arabskiego. AbdulrazakGurnah należał do represjonowanej grupy i został zmuszony do opuszczenia rodziny i ucieczki z kraju, nowo powstałej Tanzanii. Miał wówczas osiemnaście lat. Do Zanzibaru mógł przyjechać dopiero w 1984 r. Jego pierwszym językiem był suahili, ale to język angielski stał się jego narzędziem literackim. Pisarz wspominał, że na Zanzibarze dostęp do literatury tworzonej w języku suahili był znikomy. Lektury jego młodości to m.in. poezja arabska i perska, a także Koran. Jednak jego pisarstwo ukształtowała przede wszystkim literatura anglojęzyczna, od Williama Szekspira do V. S. Naipaula. Wydał m.in. powieści: „Memory of departure” (1987), „Pilgrims way” (1988), „Dottie” (1990), „Paradise” (1994), „Admiring silence” (1996), „By the sea” (2001), „Desertion” (2005), „The last gift” (2011), „Gravel heart” (2017), „Afterlives” (2020). „Afterlives”, ostatnia jak do tej pory i najdojrzalsza artystycznie jego powieść, jest prozą o tematyce historycznej.
Osadzona w kontekście pierwszej połowy XX wieku opowiada o czterech bohaterach żyjących w nienazwanym mieście na wybrzeżu dzisiejszej Tanzanii – od czasów kolonialnych aż do kilku lat po odzyskaniu niepodległości. Tegoroczny laureat Literackiej Nagrody Nobla przedstawiany jest jako pisarz tanzański, który urodził się (1948) na Zanzibarze, u wschodnich wybrzeży Afryki. A przecież jego narodowa kwalifikacja wcale nie jest taka oczywista. Abdulrazak Gurnah mieszka bowiem od 1968 roku w Wielkiej Brytanii, pisze po angielsku i jest wykładowcą literatury na Uniwersytecie w Kent. Zatem choć pisarz poruszał w swojej prozie kwestie imigracji i związanych z nią egzystencjalnych ludzkich doświadczeń, to nie jest całkiem oczywista jego kwalifikacja tanzańska, afrykańska, podobnie jak pochodzenie narodowe Josepha Conrada, podejmowanie przez niego także wątków polskich, a także stworzenie przez niego swoistej angielszczyzny, odmiennej od klasycznej, rdzennej, nie zmienia faktu, że przynależy on do literatury angielskiej.
Komitet noblowski Akademii Szwedzkiej napisał o Abdulrazaku Gurnahu, że „w swej twórczości przygląda się doświadczeniu uchodźcy, skupia się na jego tożsamości, świadomości i samoocenie. Bohaterowie tych książek są rozdarci pomiędzy kulturami, kontynentami, pomiędzy życiem jakie mieli, i tym które ich czeka. Ten stan wprawia ich w nieustanne poczucie niestabilności i rozchwiania, którego nigdy nie potrafią się pozbyć”. W 2007 roku Gurnah opublikował tekst w obronie Salmana Rushdie, obłożonego fatwą (klątwą) i karą śmierci przez islamistów za, ich zdaniem, znieważenie postaci Allacha.
Zapoznanie się w internecie z angielskojęzycznymi notkami dotyczącymi poszczególnych jego powieści, choć jest metodą poznawania literatury daleką od właściwej, bezpośredniej, pozwala jednak zorientować się w atrybutach formy prozatorskiej Gurnaha. Jest ona zdecydowanie tradycyjna, realistyczna, linearna, daleka od wszelkich wpływów postmodernistycznych i od nurtów eksperymentalnych w prozie powieściowej. Pojawiła się już informacja, że jedno z polskich wydawnictw zamówiło przekład jednej z powieści Abdulrazaka Gurnaha, więc być może już w przyszłym roku polscy czytelnicy będą mieli okazję zapoznać się z próbką jego prozy i posmakować jego talentu.