22 listopada 2024
trybunna-logo

Laska Phila Collinsa

Wybaczyć mi to powinniście, ale w czasie nieodległej wojny, zabieram Was na kolejne dwie wojenki. Jedna muzyki dotyczy, druga zaś sportu elitarnego, czyli tenisa konkretniej rzecz ujmując. Obie wojenki także z godnością i wolnością są związane.

Bohaterem pierwszej wojenki o artystyczną wolność i godność stał się w dniach ostatnich Phil Collins. Nawet młodsi moi Czytelnicy powinni wiedzieć kimże ów jest ten muzyk, jak znaczącą rolę w historii odegrał. Odbębnił tę rolę nie tylko na perkusji w sensie jak najbardziej dosłownym, on tę rolę także wyśpiewał, sobie i innym tę rolę skomponował, on tę rolę aktorsko i producencko odegrał w niejednym kasowym filmie. Bo Phil Collins to wielka postać w muzyce jest i będzie, gdyż mało kto zaśpiewał w czasie 5 lat osiem kawałków, które trafiły na I miejsce najbardziej prestiżowej listy przebojów Billboardu. Musicie przecież pamiętać „In the air tonight” , czy „Another day in paradise”.
Podestem dla jego solowej kariery była bardziej legendarna od solowego Phila, grupa Genesis. Absolutna legenda progresywnego rocka, która wychowała Petera Gabriela i Steva Hacketta, do dziś wielkich muzyków. Collins grał w zespole na perkusji, do przesiadki na wokal zmusiło go niespodziewane odejście z tej roli Petera Gabriela. Phil sprawdził się nadzwyczaj udanie, czego potwierdzeniem kolejne udane płyty, przeboje, wyprzedane koncerty. Gdy Genesis zawiesił buty na kołku, Collins kontynuował karierę solową. Nadzwyczaj udaną, która zapewniła mu sławę ogólnoświatową. I on jednak zawiesił buty na kołku.
Ciągnie jednak muzycznego wilka do lasu, więc gdy wieść gruchnęła, że Collins na scenę zamierza powrócić, i ja nie kryłem zaskoczenia. Podczas muzycznej przerwy w świecie nadal było o nim głośno. Z innych już powodów. Najgłośniej było o kolejnych żonach, partnerkach, kosztownych rozwodach, procesach, nałogach, a także pogarszającym się stanie zdrowia. Plotki potwierdzenie znalazły podczas solowej trasy gwiazdora. Odwiedził w ramach tej trasy Stadion Narodowy w Warszawie, gdzie koncert odśpiewał siedząc na obrotowym krześle. Choć koncert ponoć znakomity, mógł wróżyć koniec scenicznej kariery.
Jakież więc było moje zaskoczenie, gdy w połowie ubiegłego obwieszczono, że na trasę wracają legendarni Genesis z …Phillem Collinsem na wokalu. Na pniu wyprzedano trasę w USA, sprzedała się trasa na Wyspach, gdyż zobaczyć Genesis na scenie to nie lada gratka. Potwierdzam, gdyż dwukrotnie, przed laty widziałem, i zachwycony byłem. Nie mogąc ich podczas obecnej trasy podziwiać, zajrzałem na jutuba, gdzie wszystko zobaczyć można. Potwierdziło się, że Phil Collins wsparty inwalidzką laską na scenę wchodzi, siada przy kawiarnianym stoliczku na obrotowym fotelu, i śpiewa. Na perkusji bębni syn jego, czemu towarzyszy absolutnie fantastyczna oprawa świetlna i znakomite wykonania hiciorów Genesis przez pozostałych członków grupy. Pięknie się to ogląda, moje młodzieńcze wzruszenia powróciły. Zaskoczyło mnie więc nieprzyjemnie, że internetowy hejt się na Phila Collinsa wylał. Że to muzyczny trup już jest, że rock to sceniczny żywioł, że wokalista powinien biegać po scenie, wrzeszczeć do mikrofonu, a nie wspierając się laską i stołkiem przekonywać do siebie rockandrollową młodzież. Choćby tak, jak czyni to Mick Jagger z The Rolling Stones, starszy przecież od 71 letniego Collinsa o 8 lat! A ten wyrusza w kolejną trasę, na której będzie biegał i krzyczał na olbrzymiej scenie.
Jak tak różnorodne zachowania rockowych idoli potraktować?. Rodzimy Perfect śpiewa, że ze sceny trzeba zejść niepokonanym. Phil, choć o lasce, wcale nie schodzi z tej sceny pokonany. Chce i udanie na niej funkcjonuje, gdyż bliższa mu sentencja „każdy orze, póki może”. A jemu ta rockowa orka sprawia jeszcze satysfakcję. I mnie, widzowi, też sprawia. Śpiewaj mi więc Phil, nawet na szpitalnym łóżku. Ty, przynajmniej wiesz, że starość to może być też radość, a młodość wieczna nie jest.
Odmienną ścieżkę wybrała Ashleigh Barty, tenisistka na pierwszym miejscu w rankingu WTA notowana. Australijka obwieściła właśnie światu, że postanowiła zakończyć sportową karierę. Zejście z tenisowego kortu i finansowego tortu w wieku zaledwie ..25 lat, sami przyznajcie, to szok dla sportowego świata. Wielu docieka, jakie tego prawdziwe przyczyny, gdyż ona sama ich, gdy piszę te słowa, wyraźnie nie ujawniła. Najwięcej jednak wskazuje na to, że Ashleigh już w tym wieku postanowiła poświęcić się życiu rodzinnemu. Oświadczył się jej sportowiec z innej dyscypliny, ona pragnie założyć szczęśliwą rodzinną, żyjącą z dala od sportowo – finansowej zawieruchy, wymagającej olbrzymich wyrzeczeń i psychicznej, stałej dyscypliny. Australijka sportowo czuje się spełniona, zmierzy się więc teraz z innym życiem.
Jak czytacie, różnorodne są ludzkie wybory. 71 – letni rockman wciąż chce być na scenie, 25 letnia tenisistka schodzi z kortu. Szanujcie takie decyzje. Wszak podjęli je ludzie wolnego świata.
Świat wolność zabierający wybiera, niestety, wojnę.

Poprzedni

Mój dziennik politycznie niepoprawny

Następny

Irena Jun: Powrót do „Starej kobiety”