16 listopada 2024
trybunna-logo

Kinga Dunin i groby pobielane

Gdy panią z „Wydawnictwa Krytyki Politycznej” poprosiłem o „coś” Kingi Dunin, sięgnęła po zapakowaną paczkę książek, jakby prosto z drukarni, i wyciągnęła egzemplarz. Przez moment myślałem, że właśnie ukazało się się „coś nowego” autorstwa znanej publicystki. Gdy jednak wziąłem egzemplarz do ręki zobaczyłem się, że zmylił mnie wygląd paczki, że nie jest to żadna „nówka nie śmigana”, ale rzecz sprzed lat już jedenastu.

Dobrze się jednak stało, że nie trafiła ta książka do moich rąk jedenaście lat temu, gdy się ukazała. W czasach, kiedy ostatnie podrygi przeżywała nudna epoka „ciepłej wody w kranie” rzuciłbym na nią okiem, może pobieżnie przewertował, a następnie odłożyłbym na bok bez zamiaru uważnej lektury. Dziś, po jedenastu latach przeczytałem ją przez pryzmat minionego, burzliwego dziesięciolecia, najbardziej burzliwej z trzech dekad trzydziestu lat III RP. I z perspektywy „chwili bieżącej” Z takiej perspektywy narracja Dunin i jej interlokutora, Sławomira Sierakowskiego, jawi się jako leniwa, spokojna, nudnawa nawet, jak „ciepła woda w kranie”, choć z ówczesnego punktu widzenia szereg wyrażonych przez oboje rozmówców opinii mogło się wydawać kontrowersyjnymi czy obrazoburczymi. Po raz kolejny sprawdza się trafność sformułowania: „Habent sua fata belli” – zbiór „Kochaj i rób” jawi się jako dokument spokojnych czasów, choć naówczas wcale nie wydawały się takie spokojne. To pokazuje też jak relatywne są nasze oceny rzeczywistości i jak istotną rolę odgrywa w nich upływ czasu. Mimo to lektura „Kochaj i rób” jest interesująca.
„Kinga Dunin, Feministka, a zna na pamięć katolickie pieśni – przedstawia Sierakowski swoją rozmówczynię – „Agresywna kłótnica”, a w naszej pracy układna, lojalna. Lewicowa krytyczka, a potrafi bronić prawicowych powieści. Socjolożka i filozofka, a od „mądrych dyskursów” woli czytać rękopisy debiutantów. Skąd się wzięłaś? Z prawicowej i konserwatywnej, a słyszałem nawet, że i antysemickiej rodziny…”.
„Nie przesadzaj – odparowuje rozmówcy Dunin – Nie twórz fałszywych mitów. Z inteligenckiej, relatywnie liberalnej rodziny, z odruchami antysemickimi – może. Ale już nie w pokoleniu moich rodziców. Tradycyjna? W miarę. Katolicka – bez przesady”.
I właśnie ten rys, niechęć do „fałszywych mitów” (czy to nie błąd językowej tautologii?), jest jednym z najbardziej charakterystycznych rysów osobowości Kingi Dunin. Działaczka przedsierpniowej opozycji, szereg razy zatrzymywana przez SB, internowana w stanie wojennym, jak diabeł święconej wody wystrzega się mitologizacji polskiego społeczeństwa. „Te wszystkie mity o społeczeństwie antykomunistycznym – to w ogóle jest śmieszne” i przywołuje fakty świadczące jak nikłe poparcie miała przedsierpniowa opozycja w PRL, jak jej działacze byli osamotnieni, aż do sierpnia 1980. Pojawiają się też inne zagadnienia, n.p. wewnętrznych podziałów ideowych w opozycji już u jej zarania. Na pewno niejednego czytelnika zelektryzuje taki oto na przykład fragment dotyczący jednej z ważnych postaci współczesnej sceny politycznej. Chodzi o jednego z członków KSS „KOR”, z którym Dunin współpracowała. „Najpierw wydawało się, że dobrze się z nimi czuję, a potem wyraźnie stanęła kwestia narodu. Pamiętam taki wieczór, przyjęcie, picie wódki. Stoję z Macierewiczem i rozmawiamy o Polsce. I on mówi, jak tę Polskę strasznie kocha, a ja mówię, że Polska jest mi obojętna. On na to, że przecież to jest nasza ojczyzna, a ja, że co z tego, że nasza. Wtedy naprawdę zrozumiałam, że oni naprawdę są nacjonalistami, a ja nie mam takich odruchów, po prostu nie mam. Próbowałam napisać o tym tekst, którego mi nikt chyba nie opublikował (…)”. W innym miejscu mówi: „Jestem Polką, tak samo jak jestem kobietą. Spadło na mnie takie nieszczęście, ale nie widzę powodu, by miało to pociągać za sobą jakieś szczególne zobowiązania”. Dodaje też, że „nie potrafiła zakochać się w „Solidarności”. Wątpi o wyższości moralnej środowisk, z których się wywodzi. „Walkę z komuną uważa się za dobrą z założenia. Moralność była po naszej stronie. A niby dlaczego?”. Wiele miejsca w swojej narracji poświęca Dunin, z perspektywy ateistycznej, kwestiom kościelno-religijnym. „Gdyby nawet ateizm szczęścia nie dawał – nie jest to jeszcze dowód na istnienie boga”. „Szanuję ludzi, którzy zdecydowali się na apostazję, uważam jednak, że jest to procedura absurdalna i bezprawna. Poza lenistwem powstrzymuje mnie poczucie godności. Może kościół ma uprawnienia do wypowiadania się na temat ustaw, ale nie ma żadnego prawa orzekania czy jestem katoliczką. I o czym w końcu mieliby zaświadczać świadkowie? O tym na przykład, że jestem niewierząca? To jest kolejny absurd – oczekiwanie, że ateiści będą udowadniali swoją niewiarę? Może wiara wymaga jakichś dowodów, uzasadnień, ale niewiara? Nie wierzę w jednorożce. Czy to na mnie ma spoczywać ciężar dowodu, że nie istnieją. Wiara jest dla mnie zagadnieniem kulturowym, społecznym, psychologicznym, i w Polsce, przede wszystkim politycznym, ponieważ to, w co ludzie wierzą, ma całkiem realne konsekwencje – bez względu na to, czy przedmiot ich wiary istnieje. Natomiast ateizm jest nudny, niczego nie nakazuje, nie determinuje, nic z niego nie wynika. Cóż takiego miałoby wynikać z tego, że nie wierzę w jednorożce, krasnoludki, zielone smoki czy osobowego boga?” „Kościół katolicki w Polsce to jeden wielki pobielany grób”. Kolejne rozdziały książki zdominowane są zagadnieniami moralnymi, etycznymi, w tym głównie etyce odpowiedzialności za innych. Z mojego punktu widzenia nie podnosi to atrakcyjności książki, ta problematyka mnie nudzi, ale mimo wszystko warto pomeandrować z Dunin po tej przestrzeni, bo zawsze wyskoczy z roli moralistki z czymś zaskakującym, niegrzecznym i nie pasującym do pozytywnego, „budującego” schematu, na przykład „pochwałą eugeniki”. Sporo też w jej rozważaniach o liberalizmie, o związkach polityki z moralnością. Ten zbiór dobrze pokazuje, czego przed dekadą w polskim życiu publicznym nie był, lub występowało w formie zalążkowej, zaledwie się zapowiadało. Tym jaskrawiej widać na tym tle naszą burzliwą dekadę i teraźniejszość. Warto zajrzeć przez lufcik w przeszłość, w czas tamtej, przedburzowej dekady.
Kinga Dunin – „Kochaj i rób”, współpraca Sławomir Sierakowski, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2011, str. 253, ISBN 978-83-62467-38-9

Poprzedni

Klucz zniknął, „Sprzysiężenie” trwa – o powieściowym debiucie Stefana Kisielewskiego po 75 latach

Następny

Wojna o Ukrainę (cz. I)