O wielkiej Artystce będę Wam dziś prawił. Biję się w piersi ze wstydem przyznając, że stanowczo za późno o niej piszę, że już dawno powinienem jej postać do „Diariusza” wrzucić. Ale wiecie jak to jest: krótka pamięć, wiele kulturalnych wydarzeń wartych natychmiastowego opisania i skomentowania. Aż doszło do tego, że Artystka sama mi o sobie przypadkowo przypomniała, krótkim występem w bliskim mi krakowskim Klubie „Kazimierz”, przy innej okazji. Gdy ją na scenie zobaczyłem, postanowiłem w końcu kilka słów skreślić. I to jak najszybciej. Dołączyłem ten obowiązek nawet do własnych, noworocznych postanowień. To akurat, w przeciwieństwie do wielu innych, czym prędzej wypełniam.
Artystka Jaga Wrońska zasługuje bowiem opisywanie, na ochy i achy zachwytu publiczności i krytyków, na zdecydowanie większą sławę i pieniądze. Doczekało takich sukcesów wiele innych pseudo – gwiazdeczek szołbiznesu, nie dysponujących ani walorami głosowymi, ani aktorskim talentem, ani instrumentalnymi możliwościami, ani nieprzeciętną artystyczną inteligencją. Trudno przecież dostrzec takie walory w twórczości pani Cleo, Natalii Lesz czy jakiejś tam Darii, by Dodzie nawet nie wspomnieć. Jaga Wrońska wszystkie te gwiazdy w tyle za sobą pozostawia, choć wielka sława jeszcze za nią nie kroczy.
Kimże Jaga Wrońska jest? I dlaczego na osobny felieton Pana Dariusza zasługuje? Już Wam wyjaśniam.
Najczęściej kojarzona jest z „Piwnicą pod Baranami”, gdzie śpiewa od lat. Ale nie tylko tam swój nieprzeciętny talent ujawniała. Wiele lat związana była z kultowym krakowskim kabaretem „Loch Camelot”, wiele pięknych nut i mądrych tekstów wyśpiewała w krakowskich „Jaszczurach” czy „Rotundzie”. No, wszędzie jej było pełno i jest. Także w szkołach, gdzie uczyła języka polskiego. Takie talenty nie rodzą się z byle czego. Rodzą się w wielu przypadkach z młodzieńczych fascynacji i osobistych aspiracji. Któż z Was, muzycznie i młodzieńczo wychowanych nie chciał być takim jak Elvis, Michael Jackson, Madonna, Paul Mc Cartney, czy nawet Mozart z Chopinem razem wzięci? Któż z Was nie chciałby takiej sławy i ponad wiekowej popularności doczekać?
I młodą Wrońską ten przypadek dopadł. Zobaczyła inne zjawiska i zjawiskiem artystycznie podobnym być postanowiła. Któż bowiem, z potencjałem Wrońskiej, nie chciałby zostać francuską Edith Piaf, czy polską Ewą Demarczyk? I tak to się zaczęło. Czarne sukienki, kolorowe szmatki, szaliczki i inne atrybuty artystycznej kobiecości, i inności. Wybaczcie, ale w tych sprawach więcej Wam pisać nie będę, gdyż pisanie byłoby to nierzetelne dla Pana Dariusza, który jest uosobieniem męskości w męskości, i z trudem pojmuje wiele zachowań i ubiorów kobiecości w kobiecości. W każdym razie, nasza Wrońska postanowiła się, wzorując na innych, stroić do wszelkich występów po swojemu. Przez modowy atrybut, szaliczek, sukieneczkę, kolor, a nawet sposób nałożenia na ciało. Do tego artystycznego anturażu dodała też możliwość i umiejętność śpiewania w językach: francuskim, niemieckim, rosyjskim, ukraińskim, hebrajskim, romskim, w jidysz, a nawet we lwowskim bałaku. Stała się artystką globalną jak najbardziej. I dostrzeżoną na koncertach, których – w ramach występów grupowych i indywidualnych, słuchano we Francji, Anglii, Niemczech, Szwajcarii, Węgrzech czy Ukrainie. Od wielu lat, talent naszej Edith Piaf, zwanej pod Wawelem, Wróbelkiem Krakowskim ( Edith Piaf zwana była „La mome Piaf”, czyli małym wróbelkiem”) doceniają inni wielcy. Muzykę do nieprzeciętnego talentu głosowego i scenicznego Wrońskiej, piszą m.in. Zygmunt Konieczny, Ewa Kornecka, Andrzej Zarycki, Janusz Grzywacz, a tekstami wspierają m.in. Józef Baran czy Monika Partyk. Większość z nich z Krakowem jest związana, niemniej także w Warszawie i kulturalnej Polsce są to postaci znane i szanowane.
Jaga Wrońska ma tę wspaniałą cechę, że jak już scenę wejdzie, jak publiczności się ujawni, jak zacznie śpiewać, to Ona nad tą sceną panuje, a publiczność od jej pierwszych wersów i głosu już wie, że przez najbliższych kilka, kilkadziesiąt minut odczuwa, że będzie miała na tym koncercie z wielką sztuką i wielką artystką kontakt. Wyszperajcie na jutubie takie choćby pieśni, jak „Dziewczynka w czerwonej sukience”, „Viva la Arte” czy „Żegnaj mi Krakowie”, a uszanujecie wartość mojego noworocznego postanowienia, że trzeba więcej pisać, słuchać, podziwiać Jagę Wrońską. Jej żar i czar śpiewania, jej głosowy potencjał, jej sceniczny i jak najbardziej naturalny talent. Od pierwszych do ostatnich minut koncertu porywający publiczność.
Jak sama przyznała w jednym z wywiadów, była w dzieciństwie nieśmiała, wrażliwa, zafascynowana innymi gwiazdami ekranu, takimi jak Krystyna Loska czy Mirelle Mathieu. Po obejrzeniu tej ostatniej, w swej dziecięcej naiwności, poszła do Kościoła i modliła się „ Panie Boże, ja chcę śpiewać tak jak ona”.
Jak wiecie, Pan Bóg rzadko jest sprawiedliwy. W sprawie Jagi Wrońskiej akurat mu się udało.