16 listopada 2024
trybunna-logo

Dylogia Sławomira Tabkowskiego

Wydaną w zeszłym roku autobiografię Sławomira Jerzego Tabkowskiego „Przywołania z galaktyki Koziorożca” warto studiować razem z jego wcześniejszą o siedem lat książką „Gazeta Krakowska w antrakcie”. Wspomnienia redaktora”. Owe „Wspomnienia redaktora” szczegółowo opisują bowiem centralny epizod w życiu autora – pięcioletnie (1983-1988) kierowanie najważniejszą podówczas krakowską i małopolską gazetą codzienną, jedną też z najważniejszych gazet w Polsce, dziennikiem, który miał wówczas średnią sprzedaż na poziomie 200 tysięcy egzemplarzy i rozchodził się niemal bez zwrotów, mimo że przecież nikt nikogo do jego nabywania nie przymuszał.

„Przywołania z galaktyki Koziorożca” zaś tworzą dla tych wspomnień o krakowskim dzienniku potrzebne obramowanie, dopełniając obrazu losów osobistych i życia zawodowego autora w okresie od lat czterdziestych ubiegłego stulecia aż po dzień dzisiejszy.
A owo życie zawodowe Tabkowskiego – socjologa, publicysty, działacza politycznego, wydawcy, animatora kultury – było doprawdy nietuzinkowe. Młody, utalentowany człowiek, który w dojrzałość wkraczał w drugiej połowie lat pięćdziesiątych, głęboko przemyślał i dobrze wykorzystał szansę, jaką dawał jemu i milionom mu podobnych popaździernikowy ustrój: możliwość zdobycia porządnego wykształcenia i możliwość podjęcia sensownej służby społecznej. Ów ustrój zresztą Tabkowski akceptował i weń wierzył: „w takie wartości jak równość i sprawiedliwość, a także wolność, ale rozumiana – mówiąc skrótowo – jako uświadomiona konieczność”. „Drogę ku zmianie i przekształcaniu otaczającej rzeczywistości na lepszą dostrzegałem poprzez uczestnictwo w oficjalnych strukturach wpływu i władzy” – wyznaje w innym miejscu; stąd brała się w jego młodych latach działalność w krakowskim Związku Młodzieży Socjalistycznej, potem szefowanie krakowskiemu oddziałowi Krajowej Agencji Wydawniczej i wreszcie „Gazecie Krakowskiej”. A następnie – już u schyłku Polski Ludowej – awansował na szczebel centralny, obejmując na krótko funkcję kierownika Wydziału Polityki Informacyjnej Komitetu Centralnego PZPR, a następnie ostatniego szefa wielkiej spółdzielni RSW Prasa-Książka-Ruch. „Nie chciałem obalać czy zamieniać socjalizmu na inny ustrój, dążyłem do tego, aby był, jak to się później powszechnie mówiło, z ludzką twarzą” – sumuje ten etap swej drogi życiowej. Ale okres pracy w Komitecie Centralnym ocenia już jako „żałosną szamotaninę”; kiedy zaś doszło – ze złamaniem obowiązującego prawa spółdzielczego – do likwidacji RSW i uwłaszczeniu się na jej majątku beneficjentów nowego ustroju, Tabkowski, który nie otrzymał też żadnej propozycji ze strony rodzącej się polskiej socjaldemokracji, wrócił do Krakowa. Skądinąd w III RP odnalazł się bez trudu, i jako intelektualista, i jako działacz społeczny i kulturalny: prowadził badania, wykładał, redagował pismo ”Po ziemi”, z wielkim powodzeniem uprawiał publicystykę polityczną. Z prawdziwym podziwem obserwowałem go jako szefa krakowskiego Polskiego Wydawnictwa Muzycznego w latach 2002-2006: uchronił je przed zgubną prywatyzacją, zdynamizował jego pracę (w tym edycję kolejnych tomów Wielkiej Encyklopedii Muzycznej), wymyślił i powołał do życia Festiwal Muzyki Polskiej. PiS, który w 2005 roku doszedł do władzy, oczywiście takiego prezesa nie mógł ścierpieć…
O tym wszystkim pisze Tabkowski w swoich dwóch książkach w sposób po kronikarsku udokumentowany, przywołując setki faktów, dat, cytatów. Pojawiają się na kartach tych książek setki ludzi, z którymi autor w swym życiu i pracy się stykał: i tych z pierwszych stron gazet, i tych znanych cokolwiek mniej, których postawy i działania autor uznał jednak za godne odnotowania i utrwalenia. A pisze o nich wszystkich otwarcie i szczerze, ale też, jak to już ktoś znany zauważył, „po krakowsku, czyli elegancko”. Nie brak ubarwiających narrację obrazków rodzajowych i anegdot. A racje Tabkowski stara się rozdzielać – jak to zresztą czyni i w swej obfitej bieżącej publicystyce – w sposób wiarygodny i sprawiedliwy. Nie stroni od krytyki błędów, zaniechań i absurdów czasów PRL, ale nie ma też żadnych złudzeń co do prawdziwego charakteru i oblicza współczesnej polskiej kapitalistycznej rzeczywistości: „To wszystko oglądam jak film nakręcony przez wariata-wirtuoza (…) Szczególna, ale w świecie nierzadka, odmiana polskiego kapitalizmu poniża i sprowadza ludzi do zasobów pracy – bezwolnej, jak najtańszej siły roboczej, pozbawionej praw, doceniając ich tylko jako konsumentów pomnażających dochód bogaczy. Zysk czuje się świetnie w szatach post-solidaryzmu, nacjonalizmu, klerykalizmu, ksenofobii i wszystkich podobnych naszych stałych pandemii.” Osoba znana jeszcze bardziej niż ta wspominająca o krakowskiej elegancji autora napisała Tabkowskiemu o jego ostatniej książce: „W czasach prawicowej polityki historycznej, która jest kłamstwem i manipulacją, maczugą na inaczej myślących, Twoja książka jest ważniejsza i bardziej potrzebna niż kiedykolwiek!”
Sławomir J. Tabkowski, „Gazeta Krakowska” w antrakcie. Wspomnienia redaktora, „Śląsk” Wydawnictwo Naukowe, Katowice 2014, ISBN 978-83-7164-840-3
Sławomir Jerzy Tabkowski, Przywołania z galaktyki Koziorożca, „Śląsk” Wydawnictwo Naukowe, Katowice 2021, ISBN 978-83-8183-085-0

Poprzedni

Sadurski na dzień dobry

Następny

Arcyzegarmistrz genewski spod Lublina rodem