16 listopada 2024
trybunna-logo

Co widać, czego nie widać

Na pierwszy rzut oka widać, że „Empuzjon” Olgi Tokarczuk to powieść bliska „Czarodziejskiej górze” Thomasa Manna. Jednak pisarka nie proponuje ani repliki, ani persyflażu, ale prowadzi z dziełem swego wielkiego poprzednika wyrafinowaną grę.
Pisarka sama przyznaje się do związków z powieścią Manna, która należy do jej ulubionych lektur: „Postanowiłam w „Czarodziejskiej górze” trochę pogrzebać. Z miłością, bez złośliwości” – powiedziała w rozmowie z Michałem Nogasiem. „Empuzjon” pobrzmiewa więc echem dzieła Manna, choć podąża swoimi szlakami.

Te widome związki trafnie scharakteryzowała Agnieszka Warnke: „I tu, i tu mamy: drugie dziesięciolecie XX wieku, uzdrowisko dla gruźlików w górach, dwudziestokilkuletniego bohatera – mężczyznę, codzienną rutynę i chorobę, trawiącą nie tyle kuracjuszy, ile całe społeczeństwo europejskie. Dopiero gdy zdjąć ten płaszcz intertekstualnych nawiązań do dzieła niemieckiego noblisty, widzimy, że materiał może jest podobny, ale krój zgoła inny”.

I rzeczywiście. U Manna i u Tokarczuk akcja zawiązuje się podobnie. Do uzdrowiska dla gruźlików przybywa młodzieniec. Wprawdzie bohater Manna Hans Castorp przyjeżdża do Davos w odwiedziny do chorego kuzyna, a Mieczysław Wojnicz, student Politechniki Lwowskiej przybywa do Görbersdorf (dzisiejszego Sokołowska na Dolnym Śląsku) dla poratowania wątłego zdrowia, ale to drobne różnice, zresztą Castorp rozchoruje się na dobre, a Wojnicz wyzdrowieje.

Potem też bywa podobnie. Młodzieńcy rzuceni w wir uzdrowiskowego życia, jego rytuałów, przeciągających się męskich debat utkną w uzdrowisku na długo. W obu powieściach świat jest na krawędzi, a choć Olga Tokarczuk nie poświęca wiele uwagi polityce, to przecież czytelnik dobrze wie, co się wkrótce w Europie stanie. Jednak mimo tych i innych nawiązań czy równoległości, mimo opisów pejzażu, związku bohaterów z naturą i ich niepewnością wyboru przyszłej drogi życiowej, różnice zaczynają dominować i wkrótce okazuje się, że choć sztafaż podobny, to istota inna.

Inny kąt widzenia zawiera już tajemniczy tytuł, słowo utworzone od „empuzy”, żeńskiego demona z mitologi greckiej, prawdę mówiąc całkiem zapomnianego przez literaturę i teraz przypomnianego przez pisarkę, która posłuży się ową drapieżną bestią, aby stworzyć atmosferę grozy „horroru przyrodoleczniczego”, jak brzmi podtytuł książki. To ważny sygnał, mamy bowiem do czynienia z dwoma istotnymi nawiązaniami do tekstów kultury: z jednej strony do wyrafinowanej powieści Manna, z drugiej do horroru, podrzędnego gatunku literatury rozrywkowej. Co więcej, horroru „przyrodoleczniczego”, co sygnalizuje żartobliwy, a przynajmniej zdystansowany stosunek autorki do tego gatunku.

„Empuzjon to tytuł najnowszej powieści Olgi Tokarczuk. Wyraz ten powstał od rzeczownika empuza – wyjaśnia Katarzyna Kłosińska, językoznawczyni z Uniwersytetu Warszawskiego – oznaczającego w mitologii greckiej żeńską zjawę występującą w wyobrażeniach ludowych, często traktowaną jako czarownica. Empuzjon to miejsce zamieszkałe przez czarownice”
Ładne rzeczy! Görbersdorf okazuje się więc siedliskiem czarownic. Po co Oldze Tokarczuk czarownice? W horrorze najwyraźniej przydatne, ale okazuje się – nie tylko jako malownicze a groźne tło. Bo empuzy – jak należy się domyślić – to narratorki tej powieści, to właśnie one opowiadają ów „horror przyrodoleczniczy”. Warto zauważyć, że narrację tej powieści cechuje swoista zmienność. Od początku do końca to narracja wszystkowiedząca jak w tradycyjnej powieści realistycznej, ale tożsamość narratora/narratorki/ narratorek jest dość tajemnicza, Czasem bywa narratorem mężczyzna, czasem kobieta, ale najczęściej figura zbiorowa, najprawdopodobniej empuzy, skoro ostatnie zdania powieści brzmią tak: „A my? My jesteśmy tu zawsze”. Może to przestroga?

Przestroga dla mężczyzn, których świat dominuje na kartach „Empuzjonu”. Paradoksalnie bowiem w krainie empuz kobiet nieomal nie ma. Zjawiają się na marginesie, gdzieś na przyzbie łuskają fasolę albo któraś z nich przemyka przez uzdrowisko w wielkim kapeluszu, albo jest budzącą przestrach oschłą siostrą Sydonią Patek „z tą swoją żółtawą, nader poważną miną”, albo pojawia się jako trup.

Już niemal na pierwszych stronach powieści popełnia (podobno) samobójstwo małżonka Williego Opitza, właściciela Pensjonatu dla Panów, w którym pomieszkuje Mieczysław Wojnicz i jego towarzysze uzdrowiskowej niedoli. Nigdy pani Opitz nie zobaczymy w całości, Wojnicz nie zwraca na nią za życia uwagi, bierze ją za posługaczkę, dopiero po śmierci jej tajemnicza postać zaczyna go przyciągać tak dalece, że obsesyjnie i w tajemnicy przed innymi zagląda do jej pokoju, dotyka pozostawione przez nią ubrania i przedmioty. Tak więc widzimy tylko jej zwłoki oczami Wojnicza, fragmenty garderoby, buty (swoją drogą drobiazgowe opisy obuwia szczególnie zajmują uwagę pisarki), także pomieszczenie na strychu pensjonatu, gdzie znajdował się jej pokój. Jej śmierć wywołuje pewne poruszenie wśród pensjonariuszy, ale szybko zostaje zapomniana, mimo przypuszczeń, że pani Opitz była ofiarą przemocy domowej, że mąż ją maltretował, bił, zmuszał do poniżających posług, a może nawet zabił.

Choć więc kobiet – jako bohaterek – właściwie tu nie ma, to stają w centrum wydarzeń i debat toczących się wśród panów. Kuracjusze wygadują nieprawdopodobne głupstwa o kobietach, dowodząc ich niższości względem mężczyzn, niedorozwoju i braku dyspozycji do samodzielnego myślenia. Taki zastrzyk mizoginizmu aż zdumiewa w powieści pisarki słusznie uchodzącej za feministkę. Tymczasem w „Empuzjonie” trwa istny festiwal antykobiecych deklaracji, mających potwierdzać jedynie słuszną formę patriarchalnych stosunków jako rękojmi społecznego ładu. Mogłoby to uchodzić za świadomie zastosowany chwyt wyolbrzymienia, mający wystawić na pośmiewisko męski szowinizm, gdyby nie informacja dodana w nocie od autorki, że wszystkie mizoginistyczne poglądy na temat kobiet zaczerpnęła od powszechnie uznawanych autorów. Tak tedy Olga Tokarczuk niczego nie zmyśla, a jedynie parafrazuje opinie autorów takich, jak następuje: Aureliusz Augustyn, William S. Burroughs, Bernard z Cluny, Joseph Conrad, Charles Darwin, Emile Durkheim, Henry Fielding, Sigmund Freud, Henry Rider Haggard, Hezjod, Katon, Jack Kerouac, David Herbert Lawrence, Cesare Lombroso, William Sommerset Maugham, John Milton, Friedrich Nietzsche, Publiusz Owidiusz Nazo, Platon. Ezra Pound, Jean Racine, François de La Rouchefoucauld, Jean-Paul Sartre, Arthur Schopenhauer, William Shakespeare, August Strindberg, Jonathan Swift, Algernon Charles Swinburne, Symonides z Keos, Tertulian, Tomasz z Akwinu, Richard Wagner, Frank Wedekind, John Webster, Otto Weininger, Wiliam Butler Yeats. Doprawdy imponująca lista – od antyku aż po nasze dni. Czerpiąc mizoginistyczne tezy od wspomnianych autorów Olga Tokarczuk dowodzi trwałości i głębokości uprzedzeń i niechęci narosłych przez wieki wobec kobiet, dając do zrozumienia, że daleko jeszcze do zerwania z tym wydawałoby się zwietrzałym
sposobem myślenia.

Empuzy biorą za to krwawy odwet, przynajmniej w przyrodoleczniczym horrorze, w życiu – niekoniecznie.
Pisarkę zaprzątają także inne wątki i problemy. Jednym z najbardziej interesujących są rozważania o obcowaniu z malarstwem, a szerzej o umiejętności patrzenia na świat i postrzegania rzeczywistości głębiej niż się ona tylko wydaje. O tym najczęściej rozmawiają Wojnicz i poznany w pensjonacie Thilo, umierający młody malarz i wielbiciel pędzla holenderskiego mistrza de Blasa. To właśnie Thilo otwiera Wojniczowi oczy na świat, kiedy odkrywa przed nim „inny rodzaj patrzenia, ogólny, totalny, pełny, absolutny, ja to nazywam patrzeniem przeziernym (…). Ono przekracza szczegół, wiedzie (…) do fundamentów danego widoku, do podstawowej idei, z pominięciem detali, które wiecznie rozpraszają umysł i wzrok człowieka”.
Chyba o takie patrzenie na dookolny świat i na samego siebie upomina się ta książka.

Poprzedni

Gdzie niby ta recesja?

Następny

Prawo a sprawiedliwość