16 listopada 2024
trybunna-logo

Bronisława Łagowskiego wykłady o politycznym nierozumie

Tak nazwałem ten kolejny tom tekstów profesora Bronisław Łagowskiego, publikowanych cyklicznie na łamach tygodnika „Przegląd” na przestrzeni kilkunastu lat (2000-2016). Bo teksty Bronisława Łagowskiego, jednego z najmądrzejszych ludzi w Polsce, są czymś znacznie więcej niż prasowymi artykułami.

W tomie „Polska chora na Rosję”, Łagowski skoncentrowany jest, jak wskazuje tytuł, na jednej z najbardziej szkodliwych, przewlekłych i sprawiających wrażenie nieuleczalnych chorób polskiego systemu mentalnego – choroby bezwarunkowej nienawiści do Rosji.
Choroba ta jest bardzo demokratyczna i dotyka, niczym wszechogarniający wirus, wszystkie strony politycznej sceny, od lewa do prawa, większości środowiska dziennikarskiego, także niezależnie od jego sympatii i filiacji polityczno-ideowych. Mógłby ktoś zadać pytanie, czy aby na pewno polska nienawiść i nieufność w stosunku do Rosji jest nieuzasadniona i niezrozumiała.
Przecież Rosja była jednym z zaborców Polski i poddawała ją rusyfikacji, stalinowska władza ZSRR była odpowiedzialna za zbrodnię katyńską, a nadto w latach 1944 -1989 Polska żyła w strefie dominacji ZSRR. Ta sekwencja wydarzeń i okresów historycznych w oczywisty sposób była pożywką dla rusofobii i do pewnego stopnia jest to zrozumiałe.
Wszystkie te fakty historyczne nie uległy unieważnieniu, nie zostały i nie zostaną wytarte z kart historii, niezależnie od tego, że można przywołać także wcale nie tak rzadkie przykłady dobrej woli rosyjskiej wobec Polaków – rzecz jednak w tym, że już od bez mała 33 lat mamy do czynienia z nową rzeczywistością. Łagowski w swoich tekstach od czasu do czasu odwołuje się do XIX wieku, ale głównie koncentruje się na relacjach polsko-rosyjskich od przełomu roku 1989 i od objęcia władzy w Polsce przez obóz solidarnościowy.
I wychodząc od tego momentu historycznego profesor rozpoczyna swoje uwagi. „Rusofobia nie jest wyosobnionym stanem świadomości; występuje w połączeniu z inną fobią: totalnym potępieniem przez obóz solidarnościowy Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej i uczynieniem z tego głównego artykułu wiary patriotycznej – pisze Łagowski – Pod hasłami nacjonalistycznymi i w imię rzekomego odzyskiwania pamięci, wykreowano ułudę, jakoby Polska w wyniku wojny znalazła się pod drugą okupacją.
Na straży tej ułudy i tej fobii stoi specjalny urząd, będący oczkiem w głowie władzy postsolidarnościowej. „Armia Czerwona nie wyzwoliła, tylko podbiła Polskę” – uważa IPN”. Co znamienne i poniekąd paradoksalne, owa „rytualizacja” nienawiści do Rosji nie uległa żadnej zmianie nawet w okresie, gdy w czasach jelcynowskich Rosja – oczywiście we właściwych dla niej proporcjach, uwarunkowanych tradycją polityczną – przybrała na bez mała dekadę postać republiki liberalno-demokratycznej, o nieograniczonej właściwie wolności słowa i minimalnie tylko ograniczanych prawach i wolnościach obywatelskich.
I w tym momencie pojawia się wątek usytuowany pomiędzy Polską a Rosją, czyli Ukraina. W tekście „Żartobliwa polityka zagraniczna” (2000) profesor Łagowski profetycznie niemal przewiduje fiasko polskich aspiracji do udzielania Ukrainie lekcji demokracji i reform.
Ujmuje to nawet w ironiczny sylogizm: „Przyjmować jakieś nauki reformatorskie od Polaków? Nie, tego Ukraińcy nie mogą brać poważnie. Jeśli się uczyć, to od Niemców albo Amerykanów; mogą bez poniżenia przyjąć ich zwierzchnictwo, jakąś formę protektoratu i wedle mojego rozeznania Ukraina mogłaby wejść trwale do zachodnich sojuszy, gdyby to amerykański, a nie polski rząd uznał Ukrainę „unikalnym miejscem w swojej polityce”.
Tak oto Ukraina bezpośrednio i namacalnie traci na tym, że jest sąsiadem Polski i że ta Polska aspiruje do jej „wyzwalania” spod wpływów Rosji. Czyni to sytuację Ukrainy prawdziwie tragiczną, bowiem żadnym sposobem Ukraina nie może wyjść poza widełki, a raczej polityczne widły polsko-rosyjskie.
Na dodatek: niechęć Ukrainy do przyjmowania lekcji demokracji od Polski zyskała dodatkowe uzasadnienie z powodu procesów dewastacji demokracji i państwa prawa dokonywanie w Polsce przez władzę PiS przez sześć ostatnich lat. „Polska polityka, a raczej propagando-dyplomacja wobec Ukrainy opiera się na oczywistości, którą sformułował już Maurycy Mochnacki 170 lat temu: złamać imperium rosyjskie można tylko poprzez odjęcie Moskwie Ukrainy. (I przyłączenie jej do Polski – wówczas było to pragnienie poniekąd naturalne). Nie mogę się zdecydować: czy banały stanowią solidne oparcie dla polityki, czy przeciwnie, niebezpieczne koleiny myślowe, ograniczające swobodę rozumowania. Tak czy owak, wielka miłość sfer rządzących do Ukrainy jest funkcją nienawiści do Rosji”.
Stop. Zatrzymajmy się by sprawdzić aktualność tych konstatacji. Mimo bowiem tego, że na swój użytek wyłączyłem teksty profesora Łagowskiego spod kategorii stricte publicystycznej i traktuję je jako wykłady profesorskie, ale nawet wykłady miewają swoją datę ważności.
Powyższe uwagi sformułował bowiem Łagowski w końcu 22 (dwadzieścia dwa) lata temu. Jednak spojrzenie z dzisiejszego punktu widzenia na diagnozy profesora potwierdza ich zasadność, z tym, że, czego nikt nie mógł przewidzieć, jest jeszcze gorzej niż było. Jest tak samo, tylko bardziej – można być rzec z dozą złośliwości. Autorytet polski jest w oczach Ukraińców jeszcze mniejszy niż kilkanaście lat temu.
Przeceniano co prawda wagę i znaczenie roli, jaką polscy politycy, n.p. Aleksander Kwaśniewski czy Radosław Sikorski odegrali w czasie „pomarańczowej rewolucji” na Majdanie w Kijowie, ale jednak tam się pojawili, uczestniczyli w rozmowach, formułowali oceny , sugestie i przestrogi (zapamiętałem wspomnienie Aleksandra Kwaśniewskiego, który jako uczestnik rozmowy Juszczenki z Janukowyczem skojarzył ją z jakimiś smieszno-strasznymi dialogami-mieszaninami stylu Gogola z Dostojewskim).
Dziś, po latach, nawet trudno sobie wyobrazić sytuację, że któryś z polityków polskich doproszony jest do negocjacji w podobnej sytuacji. Reasumując – o ile zgodnie z polskim dogmatem niepodległa Ukraina jest warunkiem istnienia niepodległej Polski, o tyle dla Ukrainy odklejenie się od Polski stworzyłoby szansę na „odklejenie się” od Rosji i wykonanie ruchu na zachód.
Wróćmy do Rosji. Wybitny znawca Rosji, profesor Andrzej de Lazari użył w stosunku do postawy Polski oficjalnej określenia „antyrosyjskie zaprogramowanie kulturalne”. Jego skutkiem jest i to, że żaden gest czy pozytywny ruch ze strony Rosjan Polaków „nie zadowala”.
Ciążył na polskiej pamięci historycznej proces szesnastu przywódców Polski Podziemnej w 1945 roku – podczas swojej wizyty w Polsce (była takowa!) Władimir Putin złożył wieniec pod pomnik Armii Krajowej nieopodal Sejmu. Chcieli Polacy przyznania, że zbrodni katyńskiej dokonały władze ZSRR – Rosjanie to przyznali. Chcieli przeprosin – doczekali się ich z ust prezydenta Jelcyna.
Chcieli Polacy mauzoleum i cmentarza w Katyniu – Rosjanie wsparli tę ideę. Mimo to dalszym, coraz bardziej namolnym roszczeniom nie było końca. Z Katynia zrobili Polacy „religię”, jakby próbując przebić rangę Holokaustu, czego się dokonać nie da. Im bardziej Rosjanie byli „zgodliwi”, tym bardziej strona polska była natarczywa w dalszych żądaniach.
Pojawił się nawet pomysł, by zażądać od Rosji wypłaty odszkodowań, ale tu już sprawa była z góry przegrana, choćby dlatego, że wypłacając jakiekolwiek odszkodowania Polsce za represje stalinowskie, musieliby Rosjanie wypłacić je połowie swojego narodu.
Kończy się z wolna miejsce na omówienie wykładów profesora Łagowskiego, a zapewniam, że kolejne, liczne podejmowane przez niego wątki i formułowane diagnozy są nie mniej ważkie od wspomnianych wyżej.
Łagowski spod swojej krytyki polskiej „polityki” wobec Rosji i Ukrainy nie wyłącza żadnej formacji politycznej, z SLD włącznie, przeciwnie zarzucając mu przyjęcie za swoją postsolidarnościowej rusofobii.
Drwi z szablonowego, karykaturalnie rusofobicznego języka polskich dziennikarzy i reporterów działających w Rosji (n.p. Wiktora Batera i jego „czeczenofilii” – brutalnych i okrutnych także wobec dzieci terrorystów czeczeńskich z Biesłanu nazywał „bojownikami”).
Patologiczne zakłamanie, mściwość, bezrefleksyjna podejrzliwość, agresja, roszczeniowość, ignorancja, przesądy, zła wola – oto niektóre tylko symptomy „choroby na Rosję”, która trawi Polskę. Zachęcam gorąco do samodzielnego, wnikliwego przestudiowania wykładów „rosyjsko-ukraińskich” Bronisława Łagowskiego.

Bronisław Łagowski – „Polska chora na Rosję”, Fundacja Oratio Recta, Warszawa 2016, str. 335, ISBN 978-83-64407-12-3

Poprzedni

Sadurski na dzień dobry

Następny

Barbara Krafftówna (1928-2021)