Adam Michnik jest (a może był, bo od dawna zamknął się w wieży z kości słoniowej, chorował i „ma swoje lata”, więc być może jego znane przewagi są już nieaktualne bądź wyblakłe?) osobowością tak oryginalną, niepospolitą (mimo skłonności do pospolitych grzechów), tak barwną, fascynującą, dynamiczną, że dobrze napisać jego biografię w trybie tradycyjnym jest bardzo trudno, a właściwie niepodobna.
Jak bowiem sportretować człowieka tak dynamicznego, bożyszcze licznych środowisk, renesansowego epikurejczyka, człowieka „musującego”, tak ruchliwego umysłowo, tak migotliwego jak obraz w kalejdoskopie? Za pomocą nudnego – choćby i drobiazgowego, bogatego w informacje zaczerpnięte z archiwów – księgowego sprawozdania z życia? Za pomocą stopklatki lub standardowej fotografii legitymacyjnej ukazać człowieka, którego życie przypomina przygodowy film o wartkiej akcji? Michnik to postać poniekąd literacka. W publikowanej przed laty w „Trybunie” politycznej powieści z kluczem (takiego ówczesnego „Ucha Prezesa”, tyle że na papierze) Magda Cień (pod tym pseudonimem krył się m.in. Piotr Gadzinowski) nadała mu kryptonim „Redaktor Pickwick”. Nieprzypadkowo, bo Michnik odruchowo wręcz budzi skojarzenia literackie. Można w nim dostrzec zebrane w jedną całość niektóre cechy n.p. Don Juana, Żołnierza Samochwała, pana Jowialskiego, Falstaffa, Petroniusza, Stawrogina, Rogożyna, Iwana Karamazowa, Mackie Majchra, a w radości i witalności życiowej, Colasa Breugnon. Wszystkie te literackie asocjacje przywołuję tu oczywiście w pickwickowskim trybie.
„Archiwista” w zarękawku opowiada o „orle”
Tylko ktoś wyposażony w badawcze i pisarskie umiejętności profesjonalne, a jednocześnie o temperamencie i formacie myślowym pozwalającym mu wczuć się w psyche, myślenie, esprit i uczuciowość Michnika miałby szanse na wyjście obronną ręką z takiego przedsięwzięcia. Niestety, Roman Graczyk, autor „Demiurga. Biografii Adama Michnika” nie jest wyposażony w te atrybuty. Jest to publicysta spokojny, nawet jeśli podejmuje tematy „nerwowe” i kontrowersyjne, o słabym temperamencie publicystycznym, acz bardzo sprawny, fachowy jako kompilator i redaktor materiałów źródłowych. Choć pracował przez lata w „Gazecie Wyborczej”, nie chciał lub nie potrafił wykorzystać tego czasu na „zgłębienie duszy” Michnika i nie potrafi o nim zajmująco, oryginalnie, błyskotliwie opowiedzieć. Z tego punktu widzenia nic z lat pracy w Firmie nie wyniósł. Paradoksalnie, ciekawiej, choć stronniczo i agresywnie, sportretowali Michnika jego zaprzysięgli wrogowie – niepozbawiony dozy publicystycznego talentu, a na pewno awanturniczego temperamentu, „żulnalista” Rafał A. Ziemkiewicz w swoim pamflecie (paszkwilu?) „Michnikowszczyzna”, czy znacznie bardziej wyrafinowany eseista Krzysztof Kłopotowski w swoim tekście „Obywatel M”.
A może dokumentalna, sucha biografia nie pasuje do Michnika? Może na niego potrzebny byłby wielki eseista o formacie Jerzego Stempowskiego z „Panem Jowialskim i jego spadkobiercami”? Niestety Graczyk nie ma talentu eseisty nawet za grosz, więc w jego przypadku i ten wariant odpada. Można dostrzec w jego pracy warstwę z dokumentalnego punktu widzenia cenną: na przykład drobiazgowy opis działalności Komitetu Obrony Robotników (późniejszego KSS „KOR”), gąszcz detali obrazujących organizacyjną kuchnię tego ugrupowania, konflikty i niesnaski między jego frakcjami, ale kogo to właściwie poza historykami-pedantami może obchodzić? To, jak to ujął Krzysztof Varga, „anachroniczne” potraktowanie tematu. To Michnik „kopalny, oldskulowy, archiwalny” – dodałbym. Michnik działał w kręgu KSS „KOR”, ale związek tej organizacji z jego późniejszymi rolami, to właściwie fakt drugorzędny. Bo co istotnego, by posłużyć się analogią, można znaleźć na potrzeby biografii Józefa Piłsudskiego w jego młodzieńczej działalności organizacyjnej w strukturach PPS? Ślęczenie przy drukarce powielającej „Robotnika”? Michnik był w KSS „KOR” jednym z grona działaczy, trybem w organizacyjnej maszynce. Rola istotna dla jego biografii zaczęła się od publikacji jego głośnej książki „Kościół. Lewica.Dialog”, a później od jego aktów moralno-politycznych w rodzaju listu do generała Kiszczaka z miejsca uwięzienia, a po latach wraz z objęciem przez niego naczelnej redakcji „Gazety Wyborczej” i rzuceniem hasła „Wasz prezydent, nasz premier”, pierwszym posunięciem, które otworzyło mu drogę do roli „demiurga”. To „Gazeta” i jej popularność, poczytność posłużyły mu za dźwignię, platformę do budowania nieformalnej, ale przez lata bardzo wpływowej roli politycznej, a akurat o tym Graczyk, napisał i niewiele i niespecjalnie ciekawie. Można uznać za atut książki Graczyka zarysowanie rozległego historycznego tła czasów, w których Michnikowi przyszło działać, ale z tego powodu niekoniecznie trzeba sięgać akurat po ten tytuł, bo podobnych syntez, lepszych i gorszych, powstało już całkiem sporo. Niestety Graczyk nie zdobył się także na wyjście poza schemat interpretacyjny typowy dla wielu publicystów związanych czy sympatyzujących z prawicą. Ten schemat oparty jest na aprobacie dla postawy i działalności Michnika do 1989 roku i na odniesieniu krytycznym do okresu III RP. Ten „pierwszy” Michnik, to szlachetny opozycjonista walczący z „komuną” o wolność i niepodległość. To „marcowy buntownik”, „uciekinier z marksistowskiej utopii”, „romantyk w stanie wojennym” i „uwodziciel polskiej inteligencji”. Ten drugi, to postać dwuznaczna, podejrzana, polityk układający się z „postkomunistami” przy Okrągłym Stole i realizujący w sojuszu z nimi swoje polityczne interesy, „zdrajca ideałów „Solidarności”.
Moralizatorstwo i brak intelektualnej ciekawości
Zamiast szukać oryginalnego klucza interpretacyjnego do oceny biografii i osoby Michnika, Graczyk moralizuje w stylu: „Adam Michnik walnie się przyczynił do tego, że aksjologiczne fundamenty Polski są rozmyte”. Czy zdaniem Graczyka nosicielami właściwych fundamentów aksjologicznych są rządzący aktualnie wrogowie Michnika, jego formacji i jego gazety? A może to rola obciążonego ciężkimi procesami degeneracyjnymi i tracącego autorytet kościoła katolickiego? Graczyk jakby nie dostrzegał lub nie chciał dostrzec aprobatywnego przez całe lata stosunku Michnika do kościoła katolickiego. To Michnik w 1997 roku, przed wizytą Jana Pawła II Polsce napisał hagiograficzny wstępniak zakończony kiczowatą frazą: „A ptaki śpiewały mu po polsku”. Po 2005 roku z wolna i to bardzo, narastał krytycyzm Michnika w stosunku do kościoła katolickiego, ale w udzielonym Dominice Wielowieyskiej w 2021 roku wywiadzie znów sentymentalnie, w sposób kuriozalnie afirmatywny – biorąc pod uwagę to, co zdarzyło się i co zostało ujawnione na przestrzeni ostatnich zwłaszcza lat – odniósł się do roli kościoła katolickiego w Polsce. Dziś trudno ocenić aprobatywnie to michnikowe ponowne „nawrócenie”, po tym, jak odsłonięte zostały zgniłe korzenie kościoła i po tym co się stało w III RP n.p. z prawami kobiet. Na samym końcu tego łańcucha, którego pierwszym ogniwem był Michnika „Kościół. Lewica. Dialog”, jest m.in. pedofilia kleru, imperium biznesowe Rydzyka i kontrreformacyjna retoryka abp. Jędraszewskiego. Za ów „szlachetny dialog” lewicy laickiej z kościołem, kobiety zapłaciły już na początku transformacji (1993) radykalną redukcją ich praw, w tym drakońskim zakazem przerywania ciąży. Jednak zamiast odważyć się na autorską wędrówkę po labiryntach politycznej i „ludzkiej, arcyludzkiej” psyche Michnika, zamiast spróbować znaleźć autorski klucz do jego fenomenu, Graczyk poprzestał na powieleniu banalnych grepsów rodem z prawicowej publicystyki. Jakub Majmurek z „Krytyki Politycznej” zwrócił uwagę na to, że Graczyk „w zasadzie nie dostrzega tego, co w historii Michnika najciekawsze: ewolucji od rewizjonistycznego marksizmu i humanistycznego socjalizmu na pozycje, które po roku 1989 nie tylko pozwalają mu zaakceptować neoliberalną transformację, ale także uodparniają na lewicowe krytyki globalnego porządku, jaki wyłania się na świecie po upadku ZSRR”. Od siebie dodam, że nie mogę zapomnieć, jak lewicowa dziś że hej i nieobca aspiracjom socjalnym społeczeństwa „Gazeta Wyborcza”, przez wiele lat trwała przy ostentacyjnym, bardzo brutalnym kursie neoliberalno-darwinistycznym, wspartym równie brutalną, wręcz bezwzględną darwinistyczną retoryką.
Atrakcyjność książki Graczyka obniża też pakiet nudnych wspomnień kombatanckich, podobnych do siebie jak dwie krople wody. Dopiero kryzys w „Agorze”, konflikt między kierownictwem spółki a Michnikiem i jego kręgiem oraz hucpa urządzona przez pisowskie szczujnie po pokazaniu jego zabawnie entuzjastycznych „zalotów miłosnych” do generała Jaruzelskiego, skłonił mnie do lektury „Demiurga”. Wynika z niej jednak ważny wniosek: na interesującą biografię Adama Michnika przyjdzie jeszcze poczekać.
Roman Graczyk – „Demiurg. Biografia Adama Michnika”, wyd. Zona Zero, Warszawa 2021, str. 504, ISBN 978-83-668-1400-4