Już za około pół tysiąca lat Polska stanie się krajem wolnym od rakotwórczego materiału budowlanego.
O tym, że azbest jest szkodliwy i ma właściwości rakotwórcze, wiadomo od dziesięcioleci. We wszystkich państwach, które kiedyś go stosowały (głównie w budownictwie) jest on zatem usuwany – niekiedy razem z całymi obiektami do budowy których służył.
Polska postanowiła podejść do walki z azbestem bardzo formalnie i oficjalnie. W naszym kraju stworzono zatem jedyny w Europie plan usuwania azbestowych elementów. Precyzyjnie określał on cele, zadania i terminy. I jak to u nas, oczywiście nie został w pełni zrealizowany.
Ze względu na szkodliwość wyrobów azbestowych dla zdrowia, ich produkcja została zakazana w Polsce w 1998 r. Od następnego roku obowiązuje też zakaz obrotu azbestem i wyrobami zawierającymi azbest. W krajach Unii Europejskiej całkowity zakaz stosowania azbestu wprowadzony został w 2005 r.
Na początku było słowo
Polski rząd w 2002 r przyjął krajowy „Program usuwania azbestu i wyrobów zawierających azbest stosowanych na terytorium Polski”. Jego realizację zaplanowano na lata 2003-2032. Ponieważ wykonanie szło niesporo, w roku 2009 rząd przyjął kolejny dokument antyazbestowy, tym razem o nazwie: „Program oczyszczania kraju z azbestu na lata 2009-2032”.
Azbest jest zaliczany do substancji o udowodnionym działaniu rakotwórczym. Chorobotwórcze działanie tego materiału to azbestu to wynik wdychania włókien azbestu zawieszonych w powietrzu.
Opracowanie łódzkiego Instytutu Medycyny Pracy z 2010 r stwierdza jednoznacznie: „Aktualnie największym problemem jest zanieczyszczenie powietrza spowodowane stosowaniem wyrobów azbestowych i emisji włókien na skutek korozji płyt azbestowych”. Warto zauważyć, że to alarmujące opracowanie powstało w 11 lat po wyeliminowaniu w Polsce azbestu ze sprzedaży i 8 lat po przyjęciu „Program usuwania azbestu”. Oznacza to, że przez te lata niewiele udało się zrobić.
Śmiertelne wdychanie
Włókna azbestowe zanieczyszczają powietrze i wewnątrz, i wokół pomieszczeń. Największym źródłem tych rakotwórczych emisji są instalacje grzewcze, klimatyzacyjne, wentylacyjne, ścianki działowe, płytki PCV zawierające azbest, pokrycia dachowe. Szczególnie wysokie poziomy stężeń występują podczas napraw, usuwania lub wymiany elementów zawierających azbest. Usuwać go jednak trzeba, bo wprawdzie, zdaniem ekspertów z Instytutu Medycyny Pracy wyroby azbestowe nie stanowią większego zagrożenia dla ludzi i środowiska gdy są w dobrym stanie, nieuszkodzone i nieskorodowane – ale rzadko takie są. Konstrukcje wszystkich budynków poddawane są bowiem różnym drganiom i naprężeniom, które z czasem powodują, że włókna azbestu uwalniają się do środowiska.
Najwyższa Izba Kontroli przeprowadziła właśnie kontrolę: „Realizacja Programu Oczyszczania
Kraju z Azbestu”. I stwierdziła wyraźnie, iż program ten nie spełnia swojej roli. „Mimo stworzenia ram prawnych i zaangażowania środków finansowych z budżetu państwa, tempo usuwania azbestu jest znikome” – wskazuje Izba. Co gorsza, ilość azbestu w Polsce wciąż pozostaje niewiadomą, gdyż wciąż nie ma pełnej dokumentacji jego stosowania oraz zasobów. Skazani więc jesteśmy tylko na niezbyt precyzyjne szacunki.
Ministerstwo Gospodarki nigdy nie zgromadziło danych dotyczących rzeczywistej ilości azbestu – i najprawdopodobniej nigdy też nie zgromadzi ich Ministerstwo Rozwoju, następca resortu gospodarki. W momencie tworzenia programu oczyszczania oszacowano jego ilość na 14,5 mln ton, a do końca 2012 roku miała powstać Baza Azbestowa, zawierająca pełne dane o rzeczywistej ilości wyrobów do usunięcia. Rzeczywiście, powstała, ale do listopada 2015 r, kiedy to sprawę badała NIK, do Bazy Azbestowej wprowadzono zaledwie 5,3 mln ton, czyli niespełna 37 proc.
Najważniejsze, to wydać kasę
Od roku 2003, kiedy program oczyszczania wszedł w życie, usunięto zaledwie 6,6 proc.. zawierających go wyrobów. Usuwanie szło kiepsko, ale wydawanie pieniędzy – bardzo sprawnie. Wydano bowiem ponad 43 proc. środków przeznaczonych na cały okres realizacji programu. NIK szacuje, że przy dotychczasowym, tak powolnym tempie usuwania wyrobów zawierających azbest, prace te będą trwały w Polsce jeszcze około 200 lat. W rzeczywistości będą jednak trwać ponad pół tysiąca lat!. Trzeba bowiem zaznaczyć, że w obliczeniach tych uwzględniono jedynie ilości ujęte w Bazie Azbestowej, czyli wspomniane 37 proc wszystkich zasobów azbestu w Polsce.
Do tej pory nie ma także rzetelnej wiedzy o lokalizacji i stanie technicznym wyrobów zawierających azbest. Według tych cząstkowych danych najwięcej azbestu pozostającego do unieszkodliwienia pozostało w województwach mazowieckim, lubelskim i łódzkim.
Ministerstwo Gospodarki tylko w latach 2009-2014 przeznaczyło 14,3 mln zł na dofinansowanie lokalnych programów inwentaryzacji wyrobów azbestowych. Jednak wydatki na to, nader kosztowne, zbieranie informacji o miejscach stosowania azbestu, nie przyniosły spodziewanych efektów. Nie pomogło też korzystanie z internetu. „Elektroniczny System Informacji Przestrzennej nie spełnia swojej podstawowej funkcji, jaką miała być koordynacja i monitorowanie realizacji Programu Oczyszczania Kraju z Azbestu. Nie osiągnięto żadnych z założonych w programie wskaźników dotyczących tempa usuwania azbestu” – stwierdza NIK.
Realizację programu utrudnia niechlujne przygotowanie ram administracyjnych i prawnych, koniecznych do jego wdrożenia. W przepisach nie określono dokładnie obowiązków, zadań i kompetencji. W rezultacie, zarówno właściciele terenów i obiektów, na których znajduje się azbest, jak i organy administracji publicznej mają wątpliwości, co należy do ich obowiązków i w jaki sposób mają się z nich wywiązać. Na wszelki wypadek robią więc jak najmniej. Ponadto postanowienia programu oczyszczania nie mają żadnej mocy obowiązującej w stosunku do samorządów, co oczywiście nie pozwala osiągnąć zamierzonych w nim efektów i sprawia, że samorządy robią to, co im się żywnie podoba.
Kontrola pokazała, że właściciele nieruchomości nie przekazują urzędom gmin lub urzędom marszałkowskim corocznych informacji o ilości wyrobów zawierających azbest na swoim terenie. Samorządy natomiast nie podejmują działań w celu wyegzekwowania tych informacji – bo nie muszą. Tak więc, jak zauważyli kontrolerzy NIK często sami urzędnicy nie wiedzą, że na ich terenie znajdują się budowle zawierające azbest.
Na przykład, dopiero w wyniku kontroli Starostwo Powiatowe w Łodzi dowiedziało się o sytuacji na zapleczu szpitala Chorób Płuc w Tuszynie, gdzie leżały porozrzucane, połamane płyty cementowo-azbestowe bez jakiegokolwiek nadzoru. Zapewne bliskie sąsiedztwo tych płyt wpływało na wzrost liczby pacjentów szpitala. Z kolei w Zwierzynie (woj. lubuskie) znajdowało się nielegalne składowisko odpadów, w tym azbestowych, na niezabudowanej działce położonej około 700 metrów od siedziby urzędu gminy.
Jeśli zaś samorządy w ogóle zajmują się usuwaniem azbestu, to przy planowaniu tych działań nie uwzględniają stopnia szkodliwości wyrobów zawierających azbest, ani nie koordynują działań mieszkańców, którzy sami wykazali zainteresowanie np. wymianą dachu z eternitu. Tymczasem, w pierwszej kolejności należy się zajmować uszkodzonymi elementami z azbestem. One wymagają niezwłocznego usunięcia, bo są najbardziej szkodliwe.
Ponieważ azbest usuwano w Polsce jak popadło, nie zwracając uwagi skalę zagrożenia, Minister Gospodarki, którym był wówczas Waldemar Pawlak, postanowił usankcjonować to bezhołowie i w 2010 r wydał rozporządzenie, które po prostu przesunęło część wyrobów azbestowych zakwalifikowanych poprzednio do natychmiastowego usunięcia, do grupy uznanej za mniej pilną i niezbyt groźną. I w papierach wszystko było już w porządku…
Umiemy tylko wyrzucać
Kontrola NIK wykazała szereg poważnych nieprawidłowości i zaniedbań przy demontażu i wywozie odpadów azbestowych. Niejednokrotnie fatalna organizacja całego procesu powodowała, że okres oczekiwania na przewóz odpadów wynosił do kilkunastu miesięcy. Powodowało to, że zdemontowany azbest leżał bez zabezpieczenia pod gołym niebem wokół domów, często po kilka miesięcy.
Izba zauważa też, że jedyną metodą utylizacji elementów azbestowych w Polsce jest ich wyrzucanie na składowiska odpadów niebezpiecznych, co nie rozwiązuje sprawy. Budowa nowych i rozbudowa dotychczasowych składowisk odpadów niebezpiecznych jest bowiem jedynie rozwiązaniem tymczasowym – i na pewno nie wystarczającym na ponad 500 lat walki z azbestem, czekającej jeszcze nasz kraj. Niestety, w Polsce nie są prowadzone żadne działania w celu poszukiwania innych metod utylizacji azbestu.
Wnioski z azbestowej kontroli są dość oczywiste. Obowiązki wszystkich uczestników „Programu oczyszczania kraju z azbestu” powinny być jasno i precyzyjnie określone w przepisach. Niezbędne jest również wypracowanie konkretnych zasad finansowania (dofinansowania lub innego rodzaju rekompensaty) osób usuwających azbest we własnym zakresie. Program oczyszczania nie przewiduje bowiem możliwości dofinansowania z budżetu państwa lub z funduszy ochrony środowiska, kosztów wymiany wyrobów zawierających azbest na inne – nieszkodliwe dla ludzi i środowiska. Pieniądze należy zaś skoncentrować na sprawnym i profesjonalnym usuwaniu tych elementów, które stwarzają największe zagrożenie.
Wszystkie te wymogi nie są raczej zbyt skomplikowane, ale jakoś trudno uwierzyć w to, by udało się je wprowadzić u nas w życie.