29 listopada 2024
trybunna-logo

Żabka, która ubiła mleko

Nie jest wykluczone, że prezydent Hannna Gronkiwicz-Waltz jednak wyjdzie cało z reprywatyzacyjnej zawieruchy.

Kiedy do historii przeszła czwartkowa sesja Rady Warszawy, na której Hanna Gronkiewicz-Waltz broniła się przed zarzutami dotyczącymi rabunkowej reprywatyzacji, można było nabrać przekonania, że pani prezydent już się z tego nie podniesie, a jej polityczne dni są policzone.
Wielogodzinny ciężki ostrzał, jakiemu została poddana, nie dawał wielu możliwości racjonalnej obrony. Inna sprawa, że ona sama zachowywała się tak, jakby nie miała nic na swoją obronę. Nie odniosła się ani merytorycznie, ani prawnie do żadnej z poważnych nieprawidłowości, pojawiających się przy okazji zwracania stołecznych nieruchomości.

Lista grzechów głównych

Katalog głównych naruszeń prawa, powszechnie występujących podczas warszawskiej reprywatyzacji, przedstawiłem (zresztą nie po raz pierwszy) w piątkowym dzienniku Trybuna.
Chodzi o oddawanie nieruchomości za które wypłacono już odszkodowanie, nie odliczanie nakładów poczynionych przez lata na utrzymanie zwracanych obiektów, zawyżanie czynszów, usuwanie ludzi z reprywatyzowanych budynków, łamanie wyroków Trybunału Konstytucyjnego dotyczących reprywatyzacji, brak starań o obronę mienia komunalnego przed bezprawnym przekazywaniem w prywatne ręce, świadome oddawanie nieruchomości cwaniakom, którzy w podejrzanych okolicznościach kupili za grosze tytuły własności do nich, bezprawne zwracanie miejskich działek kuratorom.
O wszystkich tych nieprawidłowościach Hanna Gronkiewicz Waltz oczywiście doskonale wiedziała – i jako prezydent miasta, w którym reprywatyzacja jest wielkim, bolesnym problemem, i jako doktor oraz profesor prawa. Podczas czwartkowych obrad nie odniosła się do nich nawet słowem. Może to jedynie oznaczać, że nie byłaby w stanie im zaprzeczyć.
Powtarzała natomiast, że wszystkiemu winien jest brak ustawy reprywatyzacyjnej, jakby to był argument tłumaczący łamanie przepisów przez urzędników warszawskich.
Jej osobistą winą miało być zaś tylko zaufanie okazane osobom zatrudnionym w urzędzie przez poprzedniego prezydenta stolicy Lecha Kaczyńskiego, którzy byli tego zaufania niegodni – co jest wyjaśnieniem nie tylko nie merytorycznym i obrażającym inteligencję publiczności, ale po prostu niemądrze złośliwym.

Pod skoncentrowanym ogniem

Podczas czwartkowej sesji powtórzono wszystkie, znane od lat pretensje reprywatyzacyjne, kierowane już wcześniej pod adresem Hanny Gronkiewicz-Waltz. Z pasją atakowali ją i działacze lokatorscy, i dzielnicowi działacze samorządowi, którzy kiedyś padali ofiarą jej autorytarnych, łamiących demokrację poczynań, jak choćby Piotr Guział.
Rezultaty tego skoncentrowanego ognia wyglądały porażająco. Pani prezydent została skutecznie przedstawiona jako bezduszny urzędnik, który nie tylko wspiera całe bezprawie reprywatyzacyjne z jakim mamy do czynienia w Warszawie, ale co gorsza także i czerpie z niego bezpośrednie korzyści, w postaci wątpliwego odzyskania kamienicy przez jej męża. Zapewne wiele osób, które śledziło te obrady Rady Warszawy nabrało przekonania, że wizerunek pani prezydent legł w gruzach, zaś jej kariera musi się nieuchronnie i smutno skończyć.
Sprzyjać temu będzie taktyka Prawa i Sprawiedliwości, które zadba o to, by opinia publiczna co jakiś czas była informowana o kolejnych zarzutach związanych ze stołeczną reprywatyzacją, a zwalczanie tej afery trwało długo – najlepiej do kolejnych wyborów parlamentarnych.

Czy ma przyszłość przed sobą?

Mimo wszystko, nie jest jednak wykluczone, że pani prezydent wyniesie cało głowę z reprywatyzacyjnej zawieruchy.
Przypomina się tu opowieść o dwóch żabkach, które wpadły do wazy z mlekiem. Jedna, nie widząc żadnych możliwości ratunku, poszła na dno i utonęła. Ta druga, też wprawdzie ich nie widziała, lecz robiła jedyną rzecz jaka jej pozostała – desperacko tłukła łapkami o mleko, próbując utrzymać się na powierzchni. W rezultacie, ubiła mleko na masło i wyskoczyła z wazy.
Otóż Hanna Gronkiewicz-Waltz sprawia wrażenie właśnie takiej żabki, desperacko walczącej o ocalenie. Nie jest bowiem wykluczone, że jej postawa mogła wzbudzić szacunek części obserwatorów. Nie uchyliła się bowiem od konfrontacji, nie zrejterowała, stanęła sama – możnaby powiedzieć, po męsku – przeciwko tłumowi gniewnych ludzi. Zachowała panowanie nad sobą, okazała twardość i konsekwencję.
Broniła się wprawdzie mało sensownie, ale uporczywie i konsekwentnie. Nie oddawała też pola politycznemu przeciwnikowi, podkreślając, że PiS-owi nie chodzi o to by złowić króliczka, ale by gonić go.
Może się więc okazać, że nasz polityczny światek uzna, że jest w nim miejsce dla działacza o cechach takich, jakie w czwartek pokazała pani prezydent.

Ta sprawa nie jest słuszna

A jednak, byłoby niedobrze, gdyby afera reprywatyzacyjna nie pociągnęła pani prezydent w polityczną otchłań. Całkiem po prostu: ponieważ wtedy sprawiedliwości nie stałoby się zadość.
Wprawdzie Wiaczesław Mołotow był politycznym gangsterem, a jego kraj agresywnie burzył ład europejski – ale jednak w czerwcu 1941 r miał on rację wypowiadając słynne słowa: „Nasze dieło prawoje”.
Prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz nie może tak powiedzieć. Bo warszawska reprywatyzacja w żadnej mierze nie jest sprawą słuszną. Przynosi krzywdę tysiącom ludzi, bezprawnie nagradza grupkę oszustów, powoduje wielomilionowe straty. Jej uczestnicy i obrońcy ponoszą za to odpowiedzialność. W żadnym razie nie powinni więc wymigać się od konsekwencji.

Poprzedni

Grillowanie

Następny

Zamieszanie z medalami