16 listopada 2024
trybunna-logo

Za co naprawdę płacili zwiedzający?

Wystawy Banksy’ego – bardzo mało autentyków, dużo kopii, ale pieniądze za wstęp jak najbardziej prawdziwe.
19 września zakończyła się wielomiesięczna wystawa prac Banksy’ego w Warszawie. Organizatorom musiała chyba przynieść krocie, bo cieszyła się dużą popularnością, jeden bilet dla osoby dorosłej kosztował 70 złotych, a samemu Banksy’emu – a raczej Banksym, bo pod tym pseudonimem ukrywa się zapewne kilka osób – nie trzeba przecież płacić ani grosza za możliwość prezentowania jego dzieł. Banksy, kontestując kapitalizm, zachęca bowiem do bezpłatnego wykorzystywania i kopiowania własnych prac – i nie chce, aby jakieś firmy i osoby zarabiały na jego sztuce .
Oczywiście, za sprawą kapitalistycznych reguł panujących w świecie, ta szlachetna idea zmieniła się w swoje przeciwieństwo. Kapitalistyczni cwaniacy rzeczywiście za darmo przejmują i kopiują jego dzieła (chyba, że muszą kupić je od innych, którzy zdobyli je za darmo), po czym zarabiają ciężkie pieniądze na pokazywaniu ich publiczności. W rezultacie na wystawach prac Banksy’ego, objeżdżających świat jest bardzo mało autentycznych prac – bo przecież trudno w oryginale pokazywać jego murale – natomiast bardzo wiele fotograficznych reprodukcji. Kasa za wstęp jest zaś jak najbardziej prawdziwa.
Autentycznym powrotem do idei Banksy’ego byłby ogólnoświatowy bojkot wystaw prezentujących jego sztukę, który zmusiłby cwanych wystawców do drastycznej obniżki cen biletów, ale na razie na to się nie zanosi. Chociaż, Azja daje przykład i być może stamtąd właśnie przyleci pierwsza jaskółka zmiany. Na bliźniaczej wobec warszawskiej, wystawie Banksy’ego w Seulu, oburzeni koreańscy widzowie wykryli, że na 150 eksponatów ponad 120 to kopie. W rezultacie, organizatorzy musieli im zwrócić za bilety. Niestety, Warszawiacy są chyba mniej dociekliwi, albo było im obojętne czy płacili za oglądanie autentyków, czy fotokopii. Kto wie, może i słusznie, bo przecież i na autentyku, i na kopii jest taki sam obrazek – a na kopii nawet lepszy, bo gładszy i równiejszy.
Przedstawiciel „Trybuny” zapytał jednak warszawskich organizatorów o to, co na tej wystawie było autentyczne. Otrzymał odpowiedź, że część eksponatów to autentyki, reszta to kopie, ale ze względów bezpieczeństwa nie podaje się, które są które. Ciekawe, czy chodziło tu o bezpieczeństwo pokazywanych prac, czy raczej finansów? W rzeczywistości, w Warszawie było jeszcze gorzej, niż w Seulu: na ponad sto eksponatów tylko 17 było oryginałami.

Poprzedni

Sprawa się rypła czyli Nielegały u władzy

Następny

Handel zagraniczny zarobił mniej

Zostaw komentarz