Powoli i mozolnie, ale stopniowo następuje jednak poprawa jakości naszych dróg. Tym szybciej, im więcej można zarobić na boku przy ich modernizacji.
Polskie drogi już nie zawsze są synonimem dróg najpodlejszej jakości. Nadal wprawdzie są oznakowane w sposób tak niedorzeczny, jakby zajmowało się tym grono niebezpiecznych wariatów, ale stan ich nawierzchni powoli się poprawia.
Według danych Głównego Urzędu Statystycznego, najgęstsza jest sieć dróg publicznych zarządzanych przez gminy i powiaty. Wynosi ona obecnie ponad 376 tysięcy kilometrów. To prawie 89 proc. łącznej długości wszystkich dróg publicznych w Polsce. Około 237 tys. kilometrów z nich stanowią odcinki o tzw. ulepszonych rodzajach nawierzchni (głównie asfaltowej). Reszta to głównie drogi polne, gruntowe (31 proc.) oraz mające nawierzchnię brukową i w postaci kocich łbów, a także tłuczniową (żwirowe).
Samorządom tradycyjnie brakuje pieniędzy na remonty dróg, toteż potrzebują wsparcia ze strony centrali. Taka pomoc była blokowana podczas pierwszych rządów Prawa i Sprawiedliwości, ale gdy wybory w 2007 r. wygrała Platforma Obywatelska, to już w 2008 r. rząd uruchomił skuteczny instrument pomocy dla jednostek samorządu terytorialnego w modernizowaniu i rozwijaniu sieci dróg powiatowych oraz gminnych. Realizowano to w ramach trzech programów wieloletnich: „Narodowy Program Przebudowy Dróg Lokalnych 2008-2011”, „Narodowy Program Przebudowy Dróg Lokalnych – Etap II Bezpieczeństwo – Dostępność – Rozwój”, „Program rozwoju gminnej i powiatowej infrastruktury drogowej na lata 2016-2019”.
Gdy w 2015 r. PiS zdobyło władzę, zaczęły się narastające problemy z modernizowaniem oraz remontowaniem dróg. Prace ślimaczą się niemiłosiernie, co widzą i odczuwają na własnej skórze wszyscy podróżujący po Polsce. Stan dróg w naszym kraju widzi i Najwyższa Izba Kontroli, która w swoim raporcie z sierpnia tego roku stwierdziła: „Mimo systematycznej poprawy stan techniczny dróg lokalnych jest bardzo zróżnicowany i wciąż stanowi jeden z podstawowych czynników obniżających poziom bezpieczeństwa ruchu drogowego”. A warto dodać, że według statystyk europejskich Polska pod względem bezpieczeństwa na drogach notowana jest na jednym z ostatnich miejsc.
Nadzieję na szybszą poprawę sytuacji miał stworzyć Fundusz Dróg Samorządowych, powołany odrębną ustawą w październiku 2018 r. Umożliwia on dofinansowanie inwestycji realizowanych na drogach lokalnych począwszy od 2019 roku. Teoria była taka, że Fundusz Dróg Samorządowych miał się przyczynić do poprawy bezpieczeństwa ruchu drogowego i standardu lokalnej sieci drogowej oraz zwiększyć atrakcyjność i dostępność terenów inwestycyjnych.
„Dzięki Funduszowi Dróg Samorządowych (poprzez wykonanie dróg, skrzyżowań, chodników, ścieżek rowerowych, przejść dla pieszych itp.) poprawiła się jakość sieci dróg lokalnych, a tym samym bezpieczeństwo ruchu drogowego oraz dostępność i atrakcyjność terenów inwestycyjnych. Oznacza to, że zakładane cele i efekty rzeczowe zadań dofinansowanych z FDS zostały osiągnięte” – zwróciła uwagę NIK.
Wkrótce jednak w funduszu nastąpiła znacząca zmiana. Od 31 grudnia 2020 r. fundusz ten nosi bowiem nazwę Rządowy Fundusz Rozwoju Dróg i nie jest już przeznaczony wyłącznie na wspieranie modernizacji dróg podległych samorządom. Ta zmiana była jednym z przejawów świadomego rzucania kłód pod nogi samorządom przez obecną ekipę rządzącą. Teraz z tego funduszu mogą być finansowane wszelkie inwestycje drogowe w Polsce, co oczywiście oznacza, że samorządy zostały odsunięte na dalsze miejsca w kolejce po wsparcie. Środki z Rządowego Funduszu Rozwoju Dróg nie pochodzą już z dotacji celowej, ale z wpłat z budżetu państwa.
Środki z funduszu na zadania powiatowe oraz gminne przyznawane są na zasadach konkursowych, na podstawie wniosków o dofinansowanie, składanych przez jednostki samorządu terytorialnego (jako zarządców dróg) w ramach każdego województwa. Wysokość dofinansowania tych zadań ze środków funduszu nie może przekraczać 80 proc. kosztów jego realizacji i jest uzależniona od dochodów własnych danego samorządu terytorialnego.
Organizacja naborów i ocena wniosków leżą po stronie wojewodów. Podczas oceny wniosków brany jest pod uwagę wpływ danej inwestycji na ułatwienie transportu, na podnoszenie standardów technicznych dróg powiatowych i gminnych, poprawę stanu bezpieczeństwa ruchu drogowego czy poprawę dostępności terenów inwestycyjnych.
W rzeczywistości jednak, szczególnie duże znaczenie ma to, czy samorząd ubiegający się o wsparcie jest życzliwy PiS-owi, czy też zdominowany przez opozycję. Oceniający wnioski wojewodowie są przecież przedstawicielami rządu PiS, a w dodatku ostateczne listy zadań do dofinansowania z funduszu zatwierdza prezes Rady Ministrów, z prawem dokonywania w nich zmian.
PiS-owski premier oczywiście chętnie korzystał z przyznanego mu prawa do udzielania wsparcia wedle swego widzimisię. „Zmiany na listach zadań wynikały także z autonomicznych decyzji premiera, w związku z czym dofinansowanie uzyskały także te zadania, które nie podlegały komisyjnej ocenie formalnej i merytorycznej” – jednoznacznie stwierdza raport kontrolny. Zdaniem NIK, praktyka przyznawania dofinansowania zadaniom pozakonkursowym po pierwsze, przeczy założeniom ustawy, a po drugie i najważniejsze: „Skutkuje brakiem przejrzystości i jawności procesu przyznawania tego dofinansowania i może budzić wątpliwości co do równego traktowania jednostek samorządu terytorialnego ubiegających się o dofinansowanie”. To stwierdzenie NIK brzmi nieco enigmatycznie. W rzeczywistości, chyba żaden normalnie myślący człowiek nie wątpi, że Mateusz Morawiecki wspiera przede wszystkim samorządy obsadzone przez ludzi z PiS.
W ten sposób samorządy pro-PiS-owskie są z góry na uprzywilejowanej pozycji, a obecna ekipa, dzięki wspieraniu „swoich” samorządów będzie się mogła przechwalać, jak to jej ludzie świetnie gospodarują w terenie. Jednej z gmin przyznano nieprawidłowo środki w kwocie zawyżonej prawie o 1 mln zł.
Zmiana przez PiS charakteru funduszu zbiegła się też z rozmaitymi dziwnymi machinacjami dotyczącymi środków publicznych. „Ewidencja księgowa Funduszu i sporządzane na jej podstawie okresowe sprawozdania budżetowe nie przekazują rzetelnego obrazu finansów Funduszu, istotnie go zniekształcając” – wskazuje raport NIK.
Tak więc, wydaje się, że jak to pod rządami PiS, doszło do chachmęcenia przy gospodarowaniu publicznymi pieniędzmi. Izba wykryła, że w sprawozdaniach wystąpiły wielomilionowe zawyżenia wielkości kosztów i zobowiązań, doszło też do nieprawidłowego ewidencjonowania części umów wieloletnich. Ponadto dotacja z budżetu państwa (w kwocie 1 100 000,0 tys. zł) została świadomie ujęta błędnie w planie finansowym FDS na rok 2019 jako należność zamiast jako planowany i zrealizowany przychód Funduszu. Niewykluczone, że w tym przypadku mogło chodzić o jeden z przejawów kreatywnej księgowości rządu PiS, mającej pokazywać, że stan budżetu państwa jest lepszy niż w rzeczywistości.
W ubiegłym roku wciąż pojawiały się nieprawidłowości. „Nadal w kosztach realizacji zadań wykazywano wartość umów wieloletnich, która dotyczyła przyszłych okresów. Na koniec trzeciego kwartału 2020 r. nieprawidłowo wykazana wartość umów z tytułu projektów wieloletnich wynosiła ponad 2 mld zł” – stwierdza NIK, wytykając „nierzetelne ujmowanie danych w księgach rachunkowych Funduszu”. Zauważyła także „niedozwolone przekroczenie planu finansowego kosztów”.
Izba widzi oczywiście, że wszystkie te nieprawidłowości są świadomym działaniem obecnej ekipy rządzącej. „Przyjęty w Ministerstwie i zalecony wojewodom sposób ewidencjonowania w księgach rachunkowych i wykazywania danych dotyczących umów wieloletnich był błędny. Ponadto, dysponent Funduszu nie ustanowił mechanizmów zapewniających prawidłowe i rzetelne sporządzanie sprawozdań budżetowych” – podkreśla NIK.
Minister Infrastruktury, nadzorujący fundusz, nie całkiem prawidłowo wykonywał swe obowiązki. Z jednej strony, jak zauważa raport z kontroli, rzetelnie oceniał prawidłowość i terminowość wpływu środków na konto funduszu, prawidłowo podzielił je pomiędzy województwa i zapewnił bieżące ich przekazywanie na rachunki wojewodów. Z drugiej jednak, z opóźnieniem podejmował działania w celu wyegzekwowania zaległych wpłat do funduszu (nawet do 245 dni po terminie). „Ustalone nieprawidłowości wskazują, że dysponent Funduszu sprawował nieskuteczną kontrolę wykorzystania środków” – stwierdza NIK.
PiS-owska centrala generalnie nie śpieszyła się zbytnio z udzielaniem wsparcia. Część wojewodów nie dotrzymywała terminów określonych w ustawie i w porozumieniu zawartym z Ministrem Infrastruktury, dotyczących doręczenia mu list zadań rekomendowanych do dofinansowania czy harmonogramów przekazywania środków. NIK zwróciła uwagę na długotrwałe zatwierdzanie tych list. Całkowity okres procedowania list zadań, od momentu przekazania do resortu pierwszej wersji listy przez wojewodów do ich zatwierdzenia przez prezesa Rady Ministrów wynosił nawet 161 dni, przy czym samo zatwierdzanie list przez premiera (nie słynącego jak wiadomo z pracowitości) trwało czasem i do 117 dni. „W połączeniu z długim procesem zawierania umów (nawet ponad 100 dni) w wielu przypadkach opóźniało to rozpoczęcie zadań” – krytykuje NIK.
Oprócz tych wszystkich opisanych tu nieprawidłowości, kontrolerzy wykryli liczne zaniedbania dotyczące tworzenia planów rozwoju sieci dróg, bądź finansowania inwestycji i remontów, a także oceny stanu technicznego dróg. Nie przeprowadzano okresowych kontroli ich stanu technicznego, albo dokumentowano je nieprawidłowo, umieszczając tam nierzetelne dane.
Zdarzała się i ewidentna prywata pachnąca korupcją, np. w Powiatowym Zarządzie Dróg w Żywcu opracowanie dokumentacji oraz nadzór inwestorski nad inwestycjami drogowymi zlecano podmiotom zewnętrznym – pomimo wykwalifikowanego personelu własnego. Jednocześnie udzielano tych zleceń z pominięciem prawa zamówień publicznych. Dzięki temu dyrektor żywieckiego PZD, posiadający stosowne uprawnienia budowlane, wielokrotnie wykonywał na rzecz jednej z firm czynności związane z realizacją w jej imieniu nadzoru inwestorskiego przy projektach drogowych gmin powiatu żywieckiego. „Może to świadczyć o występowaniu mechanizmów korupcjogennych i konflikcie interesów” – podkreśla NIK, która wykryła, że w niektórych wnioskach o dofinansowanie zarząd powiatu w Żywcu podał nieprawdziwą informację dotyczącą konieczności wymiany nawierzchni. Zdaniem NIK było to „zbędnym rozszerzeniem zakresu robót budowlanych, wprowadzonym do wniosku”.
W rezultacie, można by powiedzieć, że stan dróg lokalnych w Polsce nieco się poprawia, ale dzieje się to powoli i jakby na zasadach nieco mafijnych – żeby przy okazji mogli zarobić rozmaici krewni i znajomi królika.