29 września 2024
trybunna-logo

Współdzielenie się w polskiej wersji

Każda idea nadaje się do tego, żeby na niej zarabiać. Nawet wynajem biurek na godziny można przedstawiać jako formę realizacji nowego, postępowego prądu w ekonomii.

Ekonomia współpracy, dzielenia się, czy współdzielenia zaczyna być uważana za lekarstwo na bolączki współczesnego kapitalizmu.
Jak ją zwał, tak zwał, ale z grubsza chodzi o to, by różne jednostki i społeczności współpracowały ze sobą, bezpośrednio świadcząc sobie usługi oraz wspólnie użytkując różne dobra, wspólnie je kupując oraz razem dbając o należyte ich wykorzystywanie.
Dzięki temu ma być możliwe radykalne zwiększenie efektywności wykorzystania zasobów naszej cywilizacji.
Ekonomia współdzielenia ma czerpać swą siłę z naturalnej ponoć skłonności ludzi do współpracy, pomagania nie tylko sobie ale i innym, dzielenia się własnym czasem oraz zasobami – co spotyka się z odwrotną, pozytywną reakcją i podobnym odwzajemnieniem ze strony pozostałych uczestników wspólnoty.

Ale to już było

Dziś założenia ekonomii współdzielenia prezentowane są jako wielka, przełomowa nowość. Różni mędrcy wskazują zatem, że wyrosła ona na gruncie postępującej cyfryzacji i rozwoju technologii, przemian demograficznych, a także zmian w życiu miejskim, odpowiadającym na potrzeby nowych pokoleń. Ekonomia ta jest oparta na wolności mierzonej dostępem a nie posiadaniem rzeczy na własność, a katalizatorem jej rozwoju miał być kryzys finansowy w roku 2008, potrzeba oszczędzania, lepszego wykorzystania zasobów a także zmiany następujące w relacjach społecznych.
Te wywody to oczywiście bzdury, bo łatwo zauważyć, że to, co dziś nazywamy ekonomią współdzielenia jest znane praktycznie od początku istnienia ludzi na Ziemi. Najpierw była to wspólnota pierwotna, potem ekonomia współdzielenia żyła w koncepcjach socjalistów utopijnych, aż wreszcie w wersji unowocześnionej przybrała postać ustroju komunistycznego, z teoretycznie wspólnymi a praktycznie państwowymi środkami produkcji.

U nas się nie przyjmie…

Nowością ma być natomiast to, że w komuniźmie i w ustrojach zbliżonych tę „wspólnotę” wymuszano siłą, podczas gdy obecnie, ma ona być budowana dobrowolnie, w wyniku uświadomienia sobie konieczności takich działań.
Jak wiadomo, wolność to uświadomiona konieczność, więc tworzenie ekonomii współdziałania ma respektować ludzką wolność, zgodnie zresztą z założeniami wspomnianych socjalistów utopijnych.
Tyle, że ich utopie pozostały utopiami – i w tym właśnie może być największy problem, jeśli chodzi o przyszłość ekonomii współdzielenia, przynajmniej w Polsce.
Bo u nas pojęcia wspólnoty, współdzielenia się czy współdziałania traktowane są wybitnie podejrzliwie. Uważa się, że na wspólnym działaniu zawsze ktoś będzie chciał w istocie skorzystać, a sens ma tylko to co własne, prywatne, należące jedynie do nas.
Podobne myślenie stanowi oczywiście efekt czasów PRL-owskich, co jest dodatkowo wzmocnione naszym tradycyjnym, wulgarnym sobiepaństwem. Taka mieszanka sprawia, że trudno sobie wyobrazić, by dobrowolna ekonomia współdziałania mogła mieć w naszym kraju jakiekolwiek perspektywy. Nie jesteśmy społeczeństwami skandynawskimi, z wielowiekowymi tradycjami współdziałania.

Zmieniamy myślenie o miejscu pracy

Podejrzenia, że na współdzieleniu się zawsze ktoś będzie chciał skorzystać, nie są zresztą u nas całkowicie bezzasadne. Dość powiedzieć, że w Polsce, jako przykład ekonomii współdzielenia, kuriozalnie przedstawiano funkcjonowanie Ubera – czyli przewożenie ludzi prywatnymi autami taniej niż robią to taksówkarze. O ekonomii współdzielenia mówi się też w kontekście wynajmowania kwater prywatnych, czym zajmuje się globalna korporacja Airbnb.
Najnowszym przykładem ekonomii współdzielenia w oryginalnej, polskiej wersji jest zaś wynajem biurek na godziny, żeby więcej osób mogło z nich korzystać w pracy zmianowej. Zapewne dlatego, że zasoby biurek są ograniczone i należy o nie dbać.
„Idea współdzielenia została również zaadaptowana na potrzeby rynku biurowego, gdzie doskonale się sprawdza i rozwija między innymi za pośrednictwem przestrzeni coworkingowych dostępnych niemal w każdym dużym mieście w Polsce. Dzięki współkorzystaniu z jednej przestrzeni, firmy mogą radykalnie zwiększać efektywność wykorzystywania własnych zasobów. Coraz częściej zmieniamy myślenie na temat miejsca pracy jako pojedynczego stanowiska, które jest przypisane danej osobie” – oświadczają przedstawiciele jednej z firm, pragnących zarabiać właśnie na wynajmowaniu biurek na godziny.
Tak więc, do interesu dorabiana jest też stosowna teoria.

Poprzedni

Gdzie powstanie port lotniczy?

Następny

Ulgi dla najbogatszych