Pani prezydent i podlegli jej urzędnicy uważają, że zwracanie nieruchomości i wypłacanie odszkodowań przebiega w stolicy w sposób normalny oraz zgodny z przepisami.
Jeszcze nie wiadomo jakimi wynikami zakończy się kontrola Centralnego Biura Antykorupcyjnego w stołecznym ratuszu, związana z nieprawidłowościami w działaniach reprywatyzacyjnych, podejmowanych przez władze Warszawy.
Dobrze, że tę kontrolę podjęto, bo warszawska reprywatyzacja to olbrzymie, liczone w miliardach złotych wydatki ze stołecznej kasy oraz nieuzasadnione przekazywanie publicznego mienia, utrzymywanego i remontowanego wspólnym wysiłkiem obywateli, w ręce ludzi którzy w najmniejszym stopniu nie przyczynili się do tego i żaden zwrot im się nie należy. Bardzo często nie są to potomkowie osób wywłaszczonych po II wojnie światowej lecz cwaniacy którzy za bezcen skupili roszczenia reprywatyzacyjne.
Ale szkodliwość warszawskiej rabunkowej reprywatyzacji polega nie tylko na przepompowywaniu do prywatnych kieszeni publicznego majątku o wielomiliardowej wartości. To także i cierpienia tysięcy mieszkańców stolicy, zmuszanych przez „czyścicieli kamienic” do opuszczania swych mieszkań lub płacenia gigantycznie wysokich czynszów.
Przyjaciele z boiska
Zwrot nieruchomości w Warszawie nabrał rozmachu gdy prezydentem stolicy została Hanna Gronkiewicz-Waltz, dyrektorem biura gospodarki nieruchomościami Marcin Bajko, a jego zastępcą Jakub Rudnicki (odszedł już z urzędu po czym odzyskał kamienicę wraz z lokatorami, do której roszczenia, z formalnego punktu widzenia, nabyła jego matka).
CBA, jak nazwa wskazuje, zajmuje się tropieniem przypadków przyjmowania łapówek w zamian za wydawanie decyzji przychylnych dla zainteresowanych. .
Rzeczywiście, w przypadku warszawskiej reprywatyzacji przychylność ta jest tak duża, iż mogłyby niekiedy zrodzić się podejrzenia o przyjmowanie korzyści majątkowych.
Reprywatyzacja w stolicy odbywa się na podstawie, cały czas obowiązującego, dekretu o własności i użytkowaniu gruntów na terenie Warszawy (potocznie nazywanego dekretem Bieruta) wydanego przez Radę Ministrów i zatwierdzonego przez Krajową Radę Narodową 26 października 1945 r. Dekret umożliwił przejmowanie przez państwo prywatnych nieruchomości w Warszawie, co pozwoliło na odbudowę zrujnowanej stolicy. Pozostawił też byłym właścicielom możliwości ubiegania się o zwrot przejętych nieruchomości lub wypłatę odszkodowań, z czego w dużej mierze korzystają dziś handlarze roszczeniami reprywatyzacyjnymi.
Można powiedzieć, że urzędnicy urzędu miasta zajmujący się reprywatyzacją, ściśle stosują paragrafy dekretu Bieruta które są korzystne dla potomków byłych właścicieli i handlarzy roszczeń. Omijają natomiast te, które ograniczają im możliwości zwrotu nieruchomości lub uzyskania odszkodowań. Nie przestrzegają także przepisów kodeksu cywilnego.
Katalog bezprawia
I tak, urzędnicy prowadzący działania reprywatyzacyjne w stolicy nie sprawdzają jakie nakłady zostały poniesione przez państwo i miasto na utrzymanie i remonty przejętych nieruchomości (które przeważnie zostały odbudowane z ruin i doprowadzone do kwitnącego stanu. Tymczasem, do odliczania takich nakładów zobowiązują właśnie przepisy kodeksu cywilnego.
Nadzorujący reprywatyzację wiceprezydent Warszawy Jarosław Jóźwiak staje po stronie osób ubiegających się o odzyskanie przejętych terenów i stwierdza, że w większości przypadków stołeczne nieruchomości były po II wojnie odbierane bezprawnie więc miasto, które zabudowało cudzą nieruchomość musi ponieść konsekwencje. Otóż wiceprezydent Jóźwiak mija się z prawdą ponieważ doskonale wie, iż grunty warszawskie były odbierane w pełni legalnie, na mocy wciąż obowiązującego i stosowanego dekretu Bieruta. Miasto Warszawa nie zabudowywało więc cudzej nieruchomości lecz nieruchomość uzyskaną zgodnie z prawem – i powinno nie „ponosić konsekwencje” lecz żądać zwrotu poczynionych nakładów od osoby wnoszącej roszczenie reprywatyzacyjne. Urzędnicy warszawscy z tajemniczych powodów jednak tego nie czynią.
Dekret Bieruta mówi, że odszkodowania mają być wypłacane w miejskich papierach wartościowych – czyli obligacjach komunalnych, które Warszawa może wyemitować, tak jak każde polskie miasto. Urzędnicy wypłacają jednak odszkodowania w formie pieniężnej, co jest oczywiście lepsze dla osób zgłaszających roszczenia.
Władze Warszawy nie przestrzegają także umów odszkodowawczych zawartych przez Polskę z 14 państwami zachodnimi. W wyniku umów odszkodowawczych Polska wypłaciła już tym państwom odszkodowania za mienie jakie ich obywatele utracili w Polsce po II wojnie. W związku z tym nielegalne jest zwracanie nieruchomości albo wypłacanie odszkodowań obywatelom któregoś z tych 14 państw, ich potomkom lub osobom które kupiły od nich roszczenia reprywatyzacyjne. Stołeczni urzędnicy jednak to robią, w sposób świadomy łamiąc prawo.
Nie mów fałszywego świadectwa
Przy okazji niedawnego bezprawnego zwrotu nieruchomości, której współwłaścicielem był Duńczyk (obywatel jednego z państw objętych umowami odszkodowawczymi), również prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz stanęła po stronie osób domagających się zwrotu tej działki.
Stwierdziła ona: „Nasza interpretacja prawnicza jest zupełnie inna. Duńczyk się urodził w Królestwie Polskim i był też obywatelem polskim, mieszkał w Polsce do końca lat 40, miał dwa obywatelstwa. Poza tym tej kamienicy nie ma w spisie adresów obiektów objętych umowami indemnizacyjnymi (czyli odszkodowawczymi) aktualizowanym przez ministerstwo finansów. Indemnizacja dotyczy tylko niektórych nieruchomości i dotyczy obywateli tylko tych państw których nieruchomości są w spisie. W związku z tym my interpretujemy to w inny sposób”.
Także i prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz mija się z prawdą, ponieważ doskonale wie, że umowy odszkodowawcze jasno i wyraźnie stwierdzają, iż posiadanie obywatelstwa zagranicznego uniemożliwia ubieganie się o odszkodowanie. I nie ma żadnego znaczenia czy ktoś ma jedno czy dwa obywatelstwa, w tym także polskie. W umowach nie ma też słowa o tym, że obejmują one tylko niektóre nieruchomości, wpisane do jakiegoś spisu. Ich zwrot jest bezprawny w każdym przypadku.
Nadzorujący reprywatyzację wiceprezydent stolicy Jarosław Jóźwiak stwierdza, że w urzędzie miasta nie ma żadnych dokumentów z których wynika, że współwłaściciel wspomnianej działki był Duńczykiem. Jednak Samorządowe Kolegium Odwoławcze stwierdza, że takie dokumenty musiały być w posiadaniu urzędu Warszawy.
Albo więc wiceprezydent Jóźwiak mija się z prawdą, albo urzędnicy których pracę on nadzoruje bezprawnie usunęli część dokumentów, niekorzystnych dla handlarzy roszczeniami.
Wreszcie, również i dyrektor biura gospodarki nieruchomościami Marcin Bajko staje po stronie osób domagających się zwrotu nieruchomości.
Stwierdza on, że umowy odszkodowawcze między Polską a państwami zachodnimi nie zostały ratyfikowane oraz przepisowo opublikowane, a więc nie są obowiązującym prawem.
Wprawdzie Ministerstwo Finansów oraz Ministerstwo Spraw Zagranicznych oficjalnie ogłosiły, że umowy te w ostateczny sposób załatwiają roszczenia obywateli innych państw wobec Polski i żadne zarzuty o niewypłacanie odszkodowań nie mogą być kierowane przeciw Polsce. Jednak Marcin Bajko uważa, że stanowiska obu resortów nie mają żadnego znaczenia.
Dyrektor Bajko także mija się z prawdą ponieważ dobrze wie o stanowisku Trybunału Konstytucyjnego w którym TK stwierdził, iż układy odszkodowawcze podpisane przez Polskę z wieloma państwami nie podlegały ratyfikacji i nie wymagały publikacji – a więc powinny być wykonywane.
Władze Warszawy niedawno ogłosiły, że będą stosować orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego. Ale jak widać, chcą stosować akurat nie te, które naruszałyby interesy potomków byłych właścicieli i handlarzy roszczeniami…
Prawo prawem – ale ma być po naszemu
Do listy naruszeń prawa podczas warszawskiej reprywatyzacji należy też doliczyć bezprawne zwracanie nieruchomości przez stołecznych urzędników tak zwanym kuratorom osób nieznanych z miejsca pobytu. Te „osoby nieznane z miejsca pobytu” to dawni właściciele po których ślad zaginął (przeważnie zostali wymordowani w czasie wojny przez Niemców), zaś gdyby żyli, musieli by mieć po sto kilkanaście lat. Takich kuratorów ustanawiają sądy, uznając iż z formalnego punktu widzenia możliwe jest, że gdzieś tam żyje były właściciel mający 100 i więcej lat. Kuratorzy to oczywiście cwaniacy, działający rzekomo w imieniu dawnych właścicieli, chcący przechwycić ich nieruchomości dla siebie.
Stołeczni urzędnicy oddają nieruchomości tym kuratorom, choć doskonale wiedzą, że żadne przepisy nie upoważniają do zwracania mienia kuratorom. Zgodnie z prawem można je oddawać byłym właścicielom, ich spadkobiercom lub osobom, które objęły spadek. Kuratorzy nie należą do żadnej z tych kategorii a więc zwracanie im nieruchomości przez stołeczne biuro gospodarki nieruchomościami to zwykłe bezprawie.
W świetle wszystkich tych reprywatyzacyjnych naruszeń prawa zabawnie brzmi wypowiedź prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz, która stwierdziła, że kontrola mająca miejsce w urzędzie Warszawy to zmasowany atak i zemsta polityczna za uchwałę Rady Miasta, iż władze stolicy będą respektować orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego, bo uważają że są one ważne.
Mniej zabawnie brzmi inna przyczyna podana przez panią prezydent – że to zemsta także za to, iż powiedziała ona publicznie podczas uroczystości z okazji rocznicy powstania w getcie, o braku reakcji polskiej klasy politycznej na najnowsze przypadki rasizmu i antysemityzmu. Wydaje się, że od osoby piastującej tak ważne stanowiska publiczne można oczekiwać większej odpowiedzialności za słowa.
Czy dadzą się złapać?
Centralne Biuro Antykorupcyjne sprawdza czy w urzędzie stolicy nie dochodziło do korupcji przy podejmowaniu decyzji reprywatyzacyjnych.
Wydaje się, że takich przypadków nie uda się wykryć, gdyż ich ewentualni sprawcy nie są głupkami i z pewnością zadbaliby o dobre ukrycie swych czynów. Poza tym, wykrywanie korupcji wymagałoby nie tylko badania działań reprywatyzacyjnych w samym urzędzie miasta, ale i gruntownego prześwietlenia mienia osobistego urzędników zaangażowanych w reprywatyzację oraz ich bliskich, a także skontrolowania przepływów majątkowych pomiędzy nimi.
Na pewno jednak może zachodzić uzasadnione podejrzenie popełnienia przestępstwa niedopełnienia obowiązków służbowych przez urzędników zajmujących się stołeczną reprywatyzacją i nadzorujących ją. Mówi o tym art. 231 kodeksu karnego – funkcjonariusz publiczny, który przekraczając swoje uprawnienia lub nie dopełniając obowiązków, działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego podlega karze pozbawienia wolności do lat trzech.
Prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz (profesor prawa), oceniając stołeczną reprywatyzację stwierdziła, że nie jest ona rabunkowa lecz normalna, zaś jej obowiązkiem jako prezydent jest przede wszystkim przestrzeganie prawa, w granicach którego ona i jej urzędnicy poruszają się najlepiej jak umieją.
I takie właśnie są dziś warszawskie normy urzędnicze i prawne.
WAŻNE
Mapa warszawskiej reprywatyzacji
Stowarzyszenie „Miasto jest Nasze” przygotowało mapę warszawskiej reprywatyzacji.
Na swej stronie internetowej stowarzyszenie informuje: „Mapa Warszawskiej reprywatyzacji przedstawia powiązania między politykami i urzędnikami a jednym z najbardziej znanych i najbogatszych warszawskich handlarzy roszczeniami Maciejem Marcinkowskim. Pierwszy raz problem warszawskiej dzikiej reprywatyzacji ujęty został w sposób tak kompleksowy, dający pojęcie o skali problemu.
W ostatnich miesiącach, również dzięki działaniu naszego stowarzyszenia, wyszło na jaw bardzo wiele faktów rzucających nowe światło na warszawską dziką reprywatyzację. Chcieliśmy przedstawić je w możliwe najbardziej przystępnej formie. Zestawienie informacji, które zebraliśmy z różnych źródeł, pokazuje sprawę w pełnym świetle, dowodząc, że pan Maciej Marcinkowski działa w bardzo sprzyjającym klimacie. Zarówno Biuro Planowania Przestrzennego, Biuro Gospodarowania Nieruchomościami, jak i burmistrz dzielnicy Śródmieście w ciągu ostatnich dwóch lat wielokrotnie szli mu na rękę, wbrew woli radnych Warszawy oraz mieszkańców”.