Coraz częściej pożyczamy pieniądze poza bankami. Nowe regulacje mają nas chronić przed nadużyciami, ale czasami mogą przeszkadzać w uzyskaniu pożyczki.
Od czterech miesięcy firmy udzielające pożyczek funkcjonują w innej rzeczywistości prawnej. Zmieniono bowiem przepisy regulujące ich funkcjonowanie.
Z usług firm pożyczkowych korzystają dziesiątki tysięcy Polaków, na ogół tych uboższych, nie mających szans na uzyskanie normalnego kredytu.
Pożyczają oni niewielkie sumy, zwykle na jakieś domowe zakupy przekraczające domowy budżet, a czasem po to by po prostu dociągnąć do pierwszego. Dotychczas często byli wprowadzani w błąd przez te firmy, a rzeczywisty koszt pozyczek jakie musieli oddawać wynosił nawet kilkaset procent. Pozwalała na to ustawa, zwana na wyrost antylichwiarską.
Nowe przepisy, wprowadzone w ubiegłym roku przez rząd Platformy Obywatelskiej, mają wreszcie ograniczyć ten proceder.
Bank żegna was
Coraz więcej osób w naszym kraju zaciąga pożyczki poza bankami. W pierwszym kwartale tego roku liczba udzielonych przez banki kredytów konsumpcyjnych spadła o ponad 6 proc. w porównaniu do tego samego okresu 2015 r.
Najbardziej spadła, o prawie 9 proc., liczba drobnych kredytów bankowych, nie przekraczających 4000 zł.
Ludzie, którzy kiedyś mogli takie kredyty uzyskiwać w bankach, teraz muszą łatać swoje dziury finansowe w firmach pożyczkowych. Zmuszają ich do tego rekomendacje wprowadzane przez Komisję Nadzoru Finansowego, ograniczające udzielanie kredytów przez banki do osób w miarę nieźle zarabiających i mających stałe dochody.
Tymczasem pieniędzy potrzebują na ogół ci, którzy nie spełniają tych warunków. Oni muszą liczyć na firmy pożyczkowe – i dlatego to, jak firmy te działają pod rządami nowych przepisów, jest dla nich bardzo ważne.
Trochę twardsze prawo
Zgodnie z pakietem przepisów, obowiązujących od 11 marca 2016 r. firmy pożyczkowe mają obowiązek działać w formie spółki z ograniczoną odpowiedzialnością lub akcyjnej z kapitałem zakładowym minimum 200 tys. zł.
Ograniczono maksymalne pozaodsetkowe koszty pożyczki do 25 proc kwoty pożyczki i 30 proc za każdy rok umowy, przy czym jej łączny koszt nigdy nie może przekroczyć 100 proc. Koszty windykacyjne obciążające pożyczkobiorcę muszą być powiązane ze stopą referencyjną NBP ustalaną przez Radę Polityki Pieniężnej (czyli obecnie nie mogą być wyższe niż 14 proc w skali roku).
Firmy pożyczkowe muszą też łożyć na utrzymanie Rzecznika Finansowego (stosownie do wielkości swych aktywów). Rzecznik zaś może nałożyć na nie kary w wysokości do 100 tys zł – na przykład za niedochowanie terminu odpowiedzi na reklamację klienta.
Natomiast Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów ma prawo nakazać firmom pożyczkowym zaniechanie praktyk, które uzna za zagrażające zbiorowym interesom konsumentów, tzn. może arbitralnie zakazać udzielania takich czy innych pożyczek.
Wprowadzona też została instytucja „tajnego klienta”, który może zbierać dowody na okoliczność niedozwolonych praktyk pożyczkodawców.
Tak znaczące zmiany w prawie musiały oczywiście wpłynąć na funkcjonowanie branży pożyczkowej.
Oczywiście wszystkim tym nowym rygorom nie podlegają nieoficjalne firmy pożyczkowe działające w szarej strefie, gdzie do klienta ociągającego się ze zwrotem pieniędzy przychodzą osiłki z kijami.
Nie ma tak lekko
Branża pożyczkowa już w istotny sposób odczuwa konswekwencje działania pod rządami zmienionych przepisów.
Badanie wpływu nowych regulacji na działalność firm pożyczkowych w Polsce przeprowadzone przez Fundację Rozwoju Rynku Finansowego i Związek Firm Pożyczkowych, wykazało, że 42,5 proc tych firm odnotowało pogorszenie swojej sytuacji finansowej. 60 proc uważa, że koniunktura na rynku pożyczkowym pogorszyła się, a 32,5 proc stwierdza, że spadł popyt na pożyczki krótkoterminowe, do 30 dni.
Zdaniem 62,5 proc pożyczkodawców znacznie wzrosła wiedza ich klientów na temat finansów i prawa. Aż 70 proc zauważyło że ubywa im klientów „rolujących” pożyczki, czyli spłacających jedne poprzez zaciąganie następnych.
85 proc firm stwierdziło, że spadły koszty windykacyjne ponoszone przez klientów (średnio o 306 zł od jednej pożyczki). Jest to skutek wprowadzenia przez ustawodawcę prostych zasad naliczania tych kosztów.
Zmiany w przepisach są generalnie korzystne dla pożyczkobiorców. Jednak intencją ustawodawcy było też wymuszenie na firmach pożyczkowych, by te w większym stopniu kładły nacisk na badanie zdolności kredytowej klientów. Między innymi dlatego nastapił zauważalny wzrost odrzuceń wniosków o pożyczkę. W połowie firm pożyczkowych (równo 50 proc.) współczynnik odrzuceń wniosków o pożyczki wzrósł przeciętnie o 9 punktów procentowych.
Stało się tak także i dlatego, że firmy pożyczkowe, którym spadają zyski bo nie mogą już tak jak do niedawna windować kosztów pożyczek, zaczęły prowadzić selekcje klientów pod kątem wyboru osób uznanych za najbardziej wypłacalne. Tym, którzy „gorzej rokują” jeśli chodzi o zwrot pieniędzy – pożyczek się odmawia.
Firmom pożyczkowym na razie klientów jeszcze nie brakuje, bo skoro banki udzielają coraz mniej kredytów konsumpcyjnych, to tę lukę zapelniają w tej chwili właśnie firmy pożyczkowe. Wzrost utrudnień jest już jednak wyraźnie widoczny. „Obecnie tylko 3 na 10 nowych klientów wnioskujących o pożyczkę, otrzymuje ją” – zauważa Związek Firm Pożyczkowych.
Im lepiej, tym gorzej
Jeszcze mniej korzystne są perspektywy branży pożyczkowej na najbliższą przyszłość. Może ona bowiem spodziewać się stopniowego spadku liczby klientów.
Bezrobocie w Polsce jest niskie i wciąż powoli spada. Jednocześnie następuje wzrost wskaźnika zatrudnienia. Z prognoz Eurostatu wynika, że w 2020 r wyniesie on 70 proc wobec 65 proc obecnie. Od połowy ubiegłego roku w firmach powyżej dziewięciu pracowników zatrudniono dodatkowe 200 tys. osób.
Rośnie też stopniowo dochód jakim rozporządzają polskie gospodarstwa domowe, a także przeciętne wynagrodzenie w gospodarce (osiągnęło około 3000 zł miesięcznie na rękę, z tym, że tak duże pieniądze zarabia zaledwie jedna trzecia zatrudnionych, zaś przeciętna płaca jest zawyżana przez bardzo wysokie pobory kadr kierowniczych).
Do tego należy uruchomienie programu 500+, który już poprawia dochody gospodarstw domowych.
Wszystko to sprawia, iż stopniowo zacznie się zmniejszać liczba uboższych Polaków pozbawionych bankowej zdolności kredytowej, którzy potrzebować będą szybkich, krótkoterminowych pożyczek żeby im starczyło do pierwszego.
W rezultacie, 60 proc firm pożyczkowych ocenia, że popyt na ich produkty zmaleje, co wiąże się nie tylko z nowymi regulacjami, ale także poprawą płynności finansowej obecnych i potencjalnych klientów, zwłaszcza tych o najniższych dochodach. Ograniczenie kosztów pozaodsetkowych oznacza zmniejszenie marży z pożyczki, do tego dochodzi podatek bankowy płacony przez największe instytucje pożyczkowe oraz składki na Rzecznika Finansowego.
500 plus psuje interes
Najgorsze jednak konsekwencje dla branży pożyczkowej, zdecydowanie psujące jej interesy, niesie program dopłat 500 plus. „Duża niepewność na rynku odnośnie do potencjalnego popytu na nowe produkty oraz kondycji finansowej samych pożyczkobiorców, których sytuacja finansowa uległa lub ulega stabilizacji m.in. również na skutek uruchomienia programu 500+, spowodowała spadek popytu na pożyczki” – z niepokojem stwierdza Związek Firm Pożyczkowych.
Inną, zapewne też niedobrą dla branży wiadomością, jest wspomniany już wcześniej wzrost świadomości prawnej i finansowej Polaków.
„Ustawodawca wprowadzając nowe regulacje niejako przerzucił na firmy pożyczkowe konieczność poinformowania klientów o zmianach /…/ W konsekwencji tych procesów instytucje pożyczkowe odnotowały wyraźny wzrost świadomości finansowej klientów m.in. w zakresie przysługujących im praw” – żali się Związek Firm Pożyczkowych. Jak zauważa ZFP, klientów coraz częściej cechuje: „znajomość praw, wnikliwsze studiowanie umów, dociekliwość w zakresie konkretnych zapisów”.
Wszystko to nie zmienia faktu, że na razie polskie płace wciąż są bardzo niskie. Dlatego wiele gospodarstw domowych nie może zrezygnować z zasilania konsumpcji – pożyczkami.