17 listopada 2024
trybunna-logo

Szanować partnera

Rząd PiS nie wykazuje przesadnej woli porozumienia w sporze o funkcjonowanie kopalni Turów.
Rząd Prawa i Sprawiedliwości zapowiadał, że szybko i sprawnie dogada się z czeską stroną w sprawie szkód powodowanych przez kopalnię węgla brunatnego Turów. Oczywiście te obietnice były lipą. Minęło już sto i kilka dni od wydania przez Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej postanowienia nakazującego wstrzymanie wydobycia w Turowie – i nic.
W postanowieniu stwierdzono: „Polska zostaje zobowiązana do natychmiastowego zaprzestania wydobycia węgla brunatnego w kopalni Turów. Podnoszone przez Czechy zarzuty dotyczące stanu faktycznego i prawnego uzasadniają zarządzenie wnioskowanych środków tymczasowych”.
Tym niemniej, postanowienie TSUE nie wymagało wstrzymania wydobycia z dnia na dzień, a strona czeska, która wniosła skargę, postanowiła wziąć udział w negocjacjach. Informowano, że jeśli dojdzie do porozumienia z Czechami, skarga zostanie wycofana.
Polski rząd uznał to naturalnie za sposób do przewlekania całej sprawy. Z jednej strony zapewniło to nieprzerwane funkcjonowanie kopalni odkrywkowej należącej do państwowej grupy kapitałowej PGE – co nie jest bez znaczenia dla bilansu energetycznego kraju i dochodów gminy zajętej pod odkrywkę. Z drugiej, grozi eskalacją konfliktu z Czechami i rosnącymi karami ze strony Komisji Europejskiej.
Przedłużające się negocjacje między rządem polskim i czeskim nie przyniosły jak dotychczas zadowalających efektów. Tak jak i działania strony polskiej. Polska Grupa Energetyczna stawia wprawdzie podziemną ścianę pomiędzy Czechami, a kopalnią Turów, ale zdaniem czeskich specjalistów, poziom wód podziemnych nadal spada. Nie są oni przekonani, czy ściana rzeczywiście spełni swoje zadanie.
Polska do tej pory wciąż nie przyznała oficjalnie, że działalność kopalni Turów ma wpływ na wody po czeskiej stronie granicy. Czesi sygnalizują zaś, że nie ufają stronie polskiej, co negatywnie wpływa na międzynarodową opinię o rządzie PiS (inna sprawa, że tej opinii niewiele już może zaszkodzić). Od ponad od ponad trzech miesięcy nie widać postępów w tych rozmowach, a rachunek za niedostosowanie się do orzeczenia TSUE wciąż rośnie. Jeśli Trybunał przychyli się do wniosku Czechów o nałożenie kar finansowych, to obecnie wyniósłby on 2,3 miliarda złotych. Taka jest na dziś cena braku woli porozumienia.
Radosław Gawlik, prezes stowarzyszenia Eko-Unia uważa, że negocjacje idą jak po grudzie ze względu na nierzetelne informacje, które prezentuje strona polska. – To stary zarzut Czechów dotyczący Turowa. Dlatego ich rząd domaga się twardych gwarancji prawnych i finansowych zanim zgodzi się na ewentualne wycofanie wniosku do TSUE — przekonuje Gawlik, oceniając, że wisi nad nami potężna kwota przeszło 6 miliardów złotych kary, którą Polska być może będzie musiała zapłacić za niedostosowanie się do orzeczenia TSUE. Mogłaby ona zostać przeznaczona na transformację regionu, który w wyniku funkcjonowania kopalni Turów stracił już miliony złotych z unijnego Funduszu Sprawiedliwej Transformacji.
Inna sprawa, że nic nie jest jeszcze przesądzone, bo nawet nadzwyczaj radykalni ekolodzy nie negują, iż tę karę trzeba będzie zapłacić „być może” – a więc nie na pewno. I wiele jeszcze wody upłynie w Odrze, zanim rzeczywiście do tego dojdzie.
Skończył się okres wakacyjny i członkowie TSUE wracają do pracy. Ponieważ stronom dotychczas nie udało się porozumieć, Trybunał znowu zajmie się czesko-polskim sporem. Pierwsza rozprawa w tej sprawie została jednak zaplanowana nieprędko, bo na 9 listopada. Trudno też oczekiwać, aby od razu wtedy na Polskę zostały nałożone kary za niedostosowanie się do orzeczenia z 21 maja. Zegar jednak wciąż tyka.
— Sposób, w jaki Polska od początku tej sprawy traktuje sąsiadów, jest skandaliczny! .PGE i polski rząd od początku sporu wokół Turowa przedstawiają nieprawdziwe informacje i manipuluje danymi. Czeski minister środowiska przyznał, że po wcześniejszym niespełnianiu obietnic przez Polskę, na słowach naszego rządu nie można już polegać. Czesi widzą, że Polska nie jest zainteresowana takim rozwiązaniem sprawy, które uchroniłoby społeczność mieszkającą przy granicy przed dalszą utratą wody – podkreśla Kuba Gogolewski z fundacji „Rozwój Tak – Odkrywki Nie”, który wyraźnie popiera stronę czeską w sporze o Turów.
Konflikt związany z Turowem jest też wykorzystywany do zwiększania międzynarodowego nacisku na stronę polską, by jak najszybciej zrezygnowała z wykorzystywania węgla w energetyce.
— Pogłębiający się kryzys klimatyczny wymaga od rządzących realizacji ambitnej strategii polegającej na odchodzeniu od spalania paliw kopalnych. Węgiel musimy przestać spalać już w 2030 roku. Konflikt wokół Turowa jak w soczewce pokazuje dokąd prowadzi uzależnienie Polski od spalania paliw kopalnych – podkreśla Anna Meres z Greenpeace, która uważa, że wyznaczenie daty odejścia od węgla pomoże regionowi turoszowskiemu w uzyskaniu wsparcia na sprawiedliwą transformację i pozwoli na zakończenie konfliktu z sąsiadami.
Tyle, że wiadomo, iż Polsce jeszcze co najmniej przez kilkadziesiąt lat będą potrzebne paliwa kopalne. I na pewno nie my najbardziej skorzystamy na szybkiej rezygnacji z nich.

Poprzedni

Rząd ogoli polskich podatników

Następny

Tadeusz Hołówko – socjalista zapomniany

Zostaw komentarz