30 listopada 2024
trybunna-logo

Skok na apteczną kasę

Jeden z najbardziej zażartych bojów ustawodawczych został właśnie stoczony o ustawę prawo farmaceutyczne. Stawką są ogromne pieniądze, wydawane przez Polaków w aptekach.

Przedmiot głównego sporu parlamentarnego to zasada „apteka dla aptekarza”.
Sejm przyjął nowelizację przepisów wprowadzającą reguły, że kolejne nowe apteki nie będą mogły powstawać w gminach, gdzie liczba mieszkańców przypadających na jedną aptekę jest mniejsza niż 3 tys.; gdy kolejna apteka znajduje się w odległości do 500 metrów, jeśli właściciel ma już cztery apteki, oraz gdy właściciel apteki czy aptek nie jest z wykształcenia farmaceutą.

Wielkie sieci kontra niezależni

Zasada „apteka dla aptekarza”, w wyniku działań lobbystów sieci aptecznych wcześniej została wykreślona w projektu ustawy, lecz tuż przed głosowaniem ostatecznie wróciła – i Sejm ją przegłosował. Należy oczekiwać, że to samo zrobi zdominowany przez Prawo i Sprawiedliwość, Senat. A zasada „apteka dla aptekarza” to pomysł właśnie PiS-owski. W założeniu ma ona uniemożliwić zakładanie aptek należących do wielkich, głównie zagranicznych sieci, prowadzonych często przez managerów nie mających nic wspólnego z fachem farmaceutycznym.
Takie apteki mogą stanowić morderczą konkurencję dla niezależnych, mniejszych aptek, zwykle rodzinnych, co już widać. Tylko w ubiegłym roku w Polsce zamknięto 366 aptek niezależnych, podczas gdy otwarto aż 513 aptek sieciowych (niekiedy w miejscach opróżnionych przez likwidowane apteki rodzinne). To podobna sytuacja, jak w przypadku niewielkich sklepów, połykanych systematycznie przez wielkie sieci handlowe.
Tymczasem, czego jak czego, ale aptek w Polsce nie brakuje. Choć zaopatrzenie w nich pozostawia wiele do życzenia i bardzo rzadko udaje się za jednym razem wykupić wszystkie zapisane specyfiki (zwykle apteka któregoś nie ma i proponuje, że zamówi), to jednak znalezienie apteki nie wymaga wielkiego zachodu, bo jest ich chyba już niemal tyle, co punktów „alkohole 24 godziny”. I rację ma minister zdrowia Konstanty Radziwiłł, który uważa, że Polsce nie potrzeba więcej aptek – zwłaszcza sieciowych i zagranicznych, rugujących rodzimych aptekarzy.
Minister zdrowia może być zresztą tym bardziej zadowolony, gdyż zgodnie z wprowadzaną przez PiS zasadą dominacji władzy wykonawczej, to właśnie on, na mocy nowej ustawy, będzie mógł wyrazić zgodę na wydanie pozwolenia na otwarcie nowej apteki poza ustalonymi limitami, gdy wymagać tego będzie ważny interes pacjentów i konieczność zapewnienia im dostępu do produktów leczniczych.
Nowa ustawa spotkała się z przychylnym przyjęciem Naczelnej Rady Aptekarskiej, która ocenia, że Sejm dostrzega problemy, przed jakimi stoją apteki rodzinne w Polsce. Wywołuje natomiast sprzeciw zwolenników funkcjonowania wolnego rynku, nie ograniczanego żadnymi regułami, którzy uważają, że narusza ona wolność działalności gospodarczej.
Pewne zastrzeżenia zgłosił też Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Wskazuje on, że ograniczenia w powstawaniu nowych aptek mogą wpłynąć na wzrost cen leków. Prawdopodobna jest bowiem sytuacja, że o kolejne zezwolenia na otwarcie aptek będą się ubiegać osoby, które obecnie prowadzą już aptekę.
Prowadzić to będzie do sytuacji, w których w małych miejscowościach, właścicielem wszystkich aptek będzie jedna lub dwie osoby. I oczywiście, taki lokalny monopolista będzie łupić skórę chorych.

Duży biznes zwiera szeregi

Przeciwni są również, co zrozumiałe, przedstawiciele dużych sieci aptecznych. Suchej nitki na ustawie nie zostawiają dwie organizacje: Związek Przedsiębiorców i Pracodawców oraz Związek Pracodawców Aptecznych PharmaNET. We wspólnym stanowisku wyrażają one sprzeciw wobec przyjęcia przez Sejm nowelizacji, do której na ostatnim etapie procesu legislacyjnego przywrócono szkodliwą – ich zdaniem – zasadę „apteki dla aptekarza”. Zdumiewające są dla nich nieustanne powroty tej zasady. Pomimo dwukrotnego odrzucenia przez sejmową komisję ds. deregulacji, w tym głosami posłów PiS, została ona ponownie zgłoszona w drugim czytaniu (także przez PiS),
Oba związki pracodawców zarzucają, że przyjęte regulacje są oderwane od interesów pacjentów, dla których istotne są niskie ceny leków nierefundowanych oraz ich pełen asortyment. „Całokształt ustawy, doprowadzi do faktycznego wywłaszczenia przedsiębiorców niebędących farmaceutami” – stwierdzają, uznając, że nieproporcjonalnie wzmacnia ona korporację aptekarską, idąc w odwrotnym, niż wielokrotnie deklarowanym przez PiS, kierunku otwierania korporacji zawodowych.
Wspólne stanowisko podkreśla, że korporacja aptekarska po przyjętych zmianach zyska uprawnienia nieznane innym samorządom zawodowym w Polsce, bo członkowie władz tej korporacji, często sami prowadzący apteki, będą mieć także wpływ na procesy rynkowe.
Ubolewa też, że ustawa uniemożliwi powstawanie aptek w miejscach najbardziej dogodnych dla chorych: w pobliżu szpitali oraz przychodni lub w okolicy obiektów szczególnie uczęszczanych takich jak węzły komunikacyjne czy centra handlowe (oba związki pracodawców udają, że nie widzą, iż apteki już działają właśnie w takich miejscach).

Jeśli u nas, to musi to być absurd

Przedsiębiorcy skarżą się na zawarte w nowelizacji: „absurdy związane ze sposobem liczenia odległości między aptekami”, na co podają przykład niezwykle wydumany. Gdy bowiem przedsiębiorca będzie chciał otworzyć aptekę po drugiej stronie rzeki czy torów, nie będzie mógł tego zrobić, jeśli sąsiednia apteka znajduje się w zbyt małej odległości liczonej w linii prostej, nawet w sytuacji kiedy dla pacjenta droga do pokonania z jednej apteki do drugiej rzeczywiście będzie wynosić znacznie więcej (właśnie z uwagi na konieczność dojechania do najbliższego mostu, przejścia dla pieszych).
Zdaniem pracodawców aptekarskich, wprowadzone kryteria demograficzno-geograficzne (choć powszechne i sprawdzające się w innych krajach Europy), w Polsce spowodują: „że w większości miast i nowych osiedli nie będą mogły otworzyć się żadne nowe apteki, nawet prowadzone przez indywidualnych farmaceutów”.
Powtarzają oni zarzut, że przyjęte poprawki stanowią nieuzasadnioną ingerencję w konstytucyjnie chronione prawo własności i wolność działalności gospodarczej.
Według nich, doprowadzą one do ograniczenia konkurencji, prowadzącego wprost do wzrostu cen leków oraz spadku ich dostępności dla pacjentów.
Skutkiem przyjętej zmiany będzie uniemożliwienie otwierania, a także dalszego rozwoju aptek przez polskich przedsiębiorców. Osoby nie będące farmaceutami nie tylko nie będą mogły uzyskać nowego zezwolenia na prowadzenie apteki, lecz posiadane obecnie będą mogły stracić. „Wpłynie to niewątpliwie na wycenę wartości prowadzonego przez nich przedsiębiorstwa i oznacza de facto pełzające wywłaszczenie” – ubolewają pracodawcy apteczni, broniący jakoby interesów małych aptek. Spadkobiercy zaś – o ile nie będą farmaceutami – nie będą mogli przejąć prowadzenia apteki po zmarłym małżonku czy rodzicu.

Chroń nas Boże od przyjaciół

Oczywiście, znalezienie osoby z wykształceniem farmacutycznym, która mogłaby poprowadzić rodzinną aptekę, to żaden problem. Stanowisko obu związków pracodawców podkreśla jednak, że jest to szczególnie ważne, gdyż sieci apteczne to w ogromnej mierze firmy rodzinne, często będące własnością farmaceutów, rozwijane od wielu lat wysiłkiem i pomysłowością swoich właścicieli.
Brak automatycznego przejścia zezwolenia na spadkobiercę oznacza, że nie będzie on mógł podjąć działalności gospodarczej w tym zakresie. „Przyjęte rozwiązanie oznacza w praktyce, że apteki nie będzie mógł otworzyć polski przedsiębiorca, ale będzie mógł to zrobić np. farmaceuta niemiecki czy francuski. Prawne i faktyczne ograniczenia w zbywaniu oraz dziedziczeniu aptek oznaczają de facto wywłaszczenie ich właścicieli. W rezultacie rodzi to ryzyko roszczeń odszkodowawczych mogących sięgać 10 miliardów złotych” – wskazują przedsiębiorcy.
Ich wspólne stanowisko zarzuca też, że ograniczenia ilościowe doprowadzą do rozdrobnienia rynku, co znacząco osłabi pozycję negocjacyjną polskich aptek i doprowadzi do dyktowania im warunków przez, posiadające silną pozycję, hurtownie(trzy główne hurtownie posiadają ponad 70% rynku) oraz koncerny farmaceutyczne.
W rezultacie, obecna nowelizacja wydaje się być korzystna nie dla pacjentów, lecz jedynie dla części środowiska aptekarskiego, która obecnie posiada już 3-4 apteki w ramach jednej gminy czy powiatu. W konsekwencji może ona doprowadzić do ukonstytuowania się „dynastii farmaceutycznych” prowadzących apteki.
Te zarzuty dużych pracodawców aptecznych nie są poparte żadnymi dowodami. Wiadomo natomiast, że chodzi im wyłącznie o zagarnięcie jak największej części rynku sprzedaży leków – co bardzo osłabia troskę, jaką wykazują o los polskich pacjentów oraz małych aptek aptek.

Poprzedni

Zatrucie majonezem

Następny

ZAKSA dwa sety od tytułu