Niech sczezną OFE i zarządzające nimi powszechne towarzystwa emerytalne. Pieniędzy na emerytury nie wolno jednak przeznaczać na żadne inne cele.
Rację ma wicepremier i minister rozwoju Mateusz Morawiecki gdy mówi, że dziś otwarte fundusze emerytalne nie służą nikomu. Ani nie zapewniają wyższych emerytur, ani nie finansują rozwoju gospodarczego. Jego diagnoza jest więc prawidłowa. Gorzej z proponowaną terapią, która miałaby to zmienić.
W sobotę 2 lipca prezes Jarosław Kaczyński stwierdził, iż należy coś zrobić z pieniędzmi które są w OFE i że mogą one być podstawą ważnych przedsięwzięć budujących siłę polskiej gospodarki oraz wspierających nasze gospodarstwa domowe.
Słowa te zapaliły zielone światło dla innych działaczy Prawa i Sprawiedliwości. Poseł Jacek Sasin zawtórował więc prezesowi PiS, powtarzając, że pieniądze, które są w OFE nie pracują na rozwój naszego kraju, a powinny. Wicepremier Morawiecki mógł zaś w poniedziałek przedstawić wstępne założenia zmian w systemie emerytalnym, które mają wejść w życie w 2018 r.
Jego propozycje stanowią dokończenie reformy otwartych funduszy emerytalnych zapoczątkowanej przez rząd Platformy Obywatelskiej w 2013 r., a polegającej na przekazaniu części środków z OFE do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych i wprowadzeniu możliwości wyboru czy Polacy chcą by od lipca 2014 r. ich składki emerytalne nadal trafiały do otwartych funduszy emerytalnych, czy do ZUS (składki wpłacone przed tą datą obowiązkowo zostają w OFE).
Emeryci czy auta elektryczne?
Z prezentacji wicepremiera wynika, że otwarte fundusze emerytalne w dzisiejszej postaci przestaną istnieć. Obecnie w OFE znajduje się około 138 mld zł składek emerytalnych. Z tej kwoty 103 mld zł jest ulokowane w akcjach spółek giełdowych, zaś pozostałe 35 mld na rachunkach bankowych i w różnych papierach wartościowych (z wyjątkiem obligacji Skarbu Państwa, których OFE już nie mogą kupować).
Mniejsza część pieniędzy OFE, czyli wspomniane 35 mld zł, trafi do Funduszu Reformy Demograficznej istniejącego od 1999 r. Środki FRD są gromadzone po to, by w przyszłości pokrywać niedobory pieniędzy na emerytury, spowodowane właśnie przyczynami demograficznymi – czyli coraz większą liczbą ludzi starszych, którzy już nie pracują. Co roku po kilka miliardów zlotych z FRD przeznaczanych jest tez na bieżące wypłaty emerytur. W Polsce bowiem, tak jak w ogromnej większości krajów Europy, obowiązkowych składek nie starcza na wszystkie świadczenia emerytalne.
Pomysł tak znaczącego zasilenia Funduszu Rezerwy Demograficznej (w którym obecnie znajduje się ok. 20 mld zł) jest godny pochwały.
Niepokojąco brzmi jednak zapowiedź wicepremiera Morawieckiego, iż pieniądze FRD trafią we władanie innego państwowego funduszu – Polskiego Funduszu Rozwoju, powstałego w tym roku z przemianowania państwowej spółki Polskie Inwestycje Rozwojowe, utworzonej przez rząd Platformy Obywatelskiej dla wspierania różnych inwestycji gospodarczych uznanych za ważne przez władzę.
Wicepremier Morawiecki mówi, że Polski Fundusz Rozwoju będzie zarządzał pieniędzmi Funduszu Rezerwy Demograficznej „w ramach zdywersyfikowanej polityki inwestycyjnej z korzyścią dla polskiej gospodarki”. Te słowa korespondują z wspomnianą sobotnią wypowiedzią prezesa Kaczyńskiego, iż pieniądze, które są w OFE mogą być podstawą ważnych przedsięwzięć budujących siłę polskiej gospodarki.
Problem w tym, że nie takie jest przeznaczenie tych pieniędzy! Środki OFE skierowane do Funduszu Rezerwy Demograficznej powinny służyć przyszłym emerytom, zamiast być wykorzystywane do finansowania różnych rządowych poczynań gospodarczych. Inaczej skutki mogą być opłakane – i zabraknie pieniędzy na zasypanie dziury emerytalnej rysującej się w niedalekiej przyszłości.
Finansowanie inwestycji gospodarczych jest z natury rzeczy ryzykowne. Bardzo łatwo może się więc okazać, że miliardy, przeznaczone na przykład na ulubioną przez wicepremiera Morawieckiego produkcję samochodów elektrycznych nie zwrócą się – i zabraknie ich w Funduszu Rezerwy Demograficznej, gdy trzeba będzie uzupełniać niedobory składek emerytalnych.
Pieniądze FRD oczywiście można i należy lokować w bezpieczny sposób, choćby na rachunkach bankowych, żeby było ich trochę więcej. Absolutnie nie wolno ich jednak traktować jako środków inwestycyjnych dla mniej lub bardziej wątpliwych przedsięwzięć produkcyjnych.
Requiem dla OFE
Druga, większa część pieniędzy otwartych funduszy emerytalnych, czyli 103 mld zł za które kupiono akcje, nie zmieni swojego przeznaczenia. OFE będą nadal inwestować te pieniądze w akcje. Tyle, że same OFE zostaną przekształcone w akcyjne fundusze inwestycyjne zajmujące się grą na giełdzie. Powszechne towarzystwa emerytalne, czyli prywatne firmy zarządzające OFE, staną się zaś towarzystwami funduszy inwestycyjnych.
To zmiana na pozór nieznaczna, bo przecież OFE teraz też grają na giełdzie – i jest to najważniejsze zadanie wykonywane przez zarządzające nimi powszechne towarzystwa emerytalne. W rzeczywistości jednak będzie to wyrok śmierci na otwarte fundusze emerytalne, a przede wszystkim na powszechne towarzystwa emerytalne, zarabiające dotychczas ogromne pieniądze na kierowaniu OFE.
Rzecz w tym, że wspomniane 103 mld zł ulokowane w akcje zostaną rozdzielone pomiędzy 16,5 mln Polaków należących dziś do otwartych funduszy emerytalnych. Na każdego z nich przypadnie średnio około 6300 zł. Te pieniądze trafią na indywidualne konta emerytalne, które będą założone dla każdego z 16,5 mln członków OFE.
Indywidualne konta emerytalne, wprowadzone po reformie emerytalnej z 1999 r., umożliwiają gromadzenie środków na powiększenie własnej emerytury. IKE są dobrowolne, a właściciel konta emerytalnego może sobie wybrać, w jaki sposób jego pieniądze będą oszczędzane – czy mają być inwestowane na giełdzie, czy w obligacje skarbowe, a może umieszczane na rachunkach bankowych?. Ponieważ jest to dobrowolna forma oszczędzania, więc właściciel IKE może w każdej chwili zamknąć swoje konto emerytalne i wycofać z niego pieniądze.
Gdy, tak jak zapowiedział wicepremier Morawiecki, 103 mld zł zainwestowane w akcje trafią na indywidualne konta emerytalne 16,5 mln Polaków, to dalszy scenariusz jest oczywisty. Gra na giełdzie stanowi ryzykowny sposób inwestowania własnych pieniędzy. 99, jeśli nie 100 proc. właścicieli IKE natychmiast sprzeda więc te akcje, a uzyskane pieniądze albo zacznie odkładać na bezpiecznych lokatach bankowych, albo w ogóle zabierze je z IKE. Spowoduje to przy okazji załamanie kursów na warszawskiej giełdzie, ale to rzecz bez znaczenia. Gorzej – z punktu widzenia obecnej władzy – że wtedy weźmie w łeb rządowa koncepcja, aby pieniądze emerytalne były inwestowane w polskie akcje z korzyścią dla rozwoju gospodarki.
Finał będzie zaś taki, że gdy Polacy sprzedadzą swoje akcje to OFE zamienione w akcyjne fundusze inwestycyjne w ogóle przestaną istnieć. Do trzymania pieniędzy w banku nie trzeba bowiem żadnych funduszy inwestycyjnych. Znikną także zarządzające nimi powszechne towarzystwa emerytalne przekształcone w towarzystwa funduszy inwestycyjnych. Ich menadżerowie będą zaś musieli szukać nowej roboty. Łatwo się domyślić, ze wywoła to gigantyczny protest Izby Gospodarczej Towarzystw Emerytalnych i całego lobby wpierającego funkcjonowanie tej branży.
Takie zmiany będą oznaczać odwrócenie reformy emerytalnej z 1999 r. w wyniku której powstał obowiązkowy drugi filar emerytalny, czyli właśnie OFE.
Gdy zabraknie na emerytury
Zniknięcie OFE i powszechnych towarzystw emerytalnych – a raczej powszechnych pijawek emerytalnych wysysających pieniądze z polskiego systemu emerytalnego – może tylko ucieszyć. Niestety, drugą stroną tych zmian może być generalny ubytek środków przeznaczonych na wypłaty przyszłych emerytur. Dziura emerytalna pogłębi się, jeśli przywrócony zostanie poprzedni wiek przechodzenia na emerytury (65 i 60 lat) .
Polski system emerytalny trzeszczy w szwach, a wszystkie symulacje finansowe przewidują, że około 2021 r dotacje budżetowe do ZUS będą musiały wynosić od 60 mld zł (w wariancie optymistycznym) do 80,5 mld zł (wariant pesymistyczny).
Później będzie jeszcze gorzej, zaś w 2030 r dotacje do emerytur osiągną od 74 mld zł (wariant optymistyczny) do 108 mld zł (pesymistyczny). Te symulacje nie przewidywały jednak, że przynajmniej znaczna część z tych 103 mld zl zgromadzonych obecnie w OFE zostanie przeznaczona na inne cele. Ta dziura będzie więc jeszcze większa.
Dziś budżet naszego państwa dokłada do składek emerytalnych ponad 42 mld zl rocznie. Z takim wydatkiem jest w stanie sobie poradzić. Gdy jednak w 2030 r, czyli już za 14 lat, zacznie brakować co najmniej 74 mld zł i ten ubytek zostanie jeszcze pogłębiony przez wycofanie części środków z indywidualnych kont emerytalnych, to caly system runie jak domek z kart. Na wypłaty emerytur zabraknie zaś pieniędzy w najbardziej dosłownym znaczeniu tego słowa.
Być może rząd zdaje sobie sprawę z takiego niebezpieczeństwa. Dlatego planuje wzrost składki emerytalnej, wprowadzany pod postacią tak zwanych Pracowniczych Planów Kapitałowych. Oznaczają one, że co najmniej 2 proc wynagrodzenia będzie przeznaczane na środki emerytalne, a pracodawcy dołożą tyle samo. Tak więc, nasze zarobki spadną o minimum 4 proc., ale przybędzie pieniędzy na emerytury.
Przymusowe Konta Emerytalne
Na świadomość zagrożenia mogą też wskazywać mgliste zapowiedzi wicepremiera Morawieckiego o zawarciu „nowej umowy społecznej” polegającej na tym, że co najmniej 75 proc pieniędzy zgromadzonych na indywidualnych kontach emerytalnych nie będzie wolno ruszyć, bo będą one musiały zostać na wypłaty emerytur.
Czyli, rząd chce zamienić dobrowolne IKE w Przymusowe Konta Emerytalne, ale na razie woli głośno tego nie mówić.
Dla przyszłych seniorów zamiana przymusowych OFE w przymusowe konta emerytalne może być korzystna, gdyż przestaną istnieć powszechne towarzystwa emerytalne żerujące na naszych składkach emerytalnych. Jest jednak jeden warunek – te pieniadze muszą zostać w systemie emerytalnym i pod żadnym pozorem nie wolno ich przeznaczać, jak planuje rząd, na kupowanie polskich akcji w celu wspierania rozwoju różnych przedsięwzięć gospodarczych. Bo wtedy dżuma zostanie zastąpiona cholerą, a środki na emerytury wyparują.
Na koniec wypada więc zawołać: OFE i powszechnym towarzystwom emerytalnym mówimy nie! – ale ręce władzy precz od pieniędzy emerytalnych!
KOMENTARZ
Dwa tuzy intelektu
Program w sprawie OFE, który zaprezentował wicepremier Mateusz Morawiecki to mało zrozumiała, nic nie wnosząca do gospodarki operacja, która ma udowodnić, że Morawiecki ma plan i narzędzia do jego realizacji – ocenia plany emerytalne wicepremiera szef klubu PO Sławomir Neumann. Równie kuriozalnie wystąpił Ryszard Petru, przewodniczący Nowoczesnej, dopowiadając: Pierwszy krok ku nacjonalizacji (OFE – przyp.aut.) zrobiła Platforma Obywatelska. To było bardzo złe, dlatego, że zabrali nam nasze oszczędności, a co więcej zachwiali pewnością, jakie będzie jutro. Obaj panowie chyba dawno nie udzielili równie niemądrych wypowiedzi. Gdyby pos. Neumann choćby pobieżnie był w stanie przyswoić sobie zamierzenia emerytalne wicepremiera Morawickiego, zrozumiałby że jest to operacja, która, przeciwnie, może bardzo znacząco wpłynąć na gospodarkę, a zwłaszcza na sytuację przyszłych emerytów. Niekoniecznie pozytywnie – co próbuje wyjaśnić artykuł na łamach Trybuny – ale na pewno istotnie. Co do pos. Ryszarda Petru to on oczywiście doskonale wie, że PO nikomu nie zabrała żadnych oszczędności i „nie zachwiała pewnością” jakiej OFE nigdy nie dawały, lecz przeciwnie, w pewnym stopniu ją przywróciła. Świadomie mija się jednak z prawdą dla celów politycznych. Zostaje nam więc nierozstrzygnięty dylemat – co gorsze u przedstawiciela narodu: brak rozumu czy cynizm i nieortodoksyjne podejście do prawdy.
A. Dryszel