Obecnie na giełdach obserwujemy tzw. wspinaczkę po ścianie strachu. Indeksy i spółki rosną, ale znacznie wolniej niż zdarzało się to w ubiegłym roku.
W marcu 2021 r. minął rok od początku pandemii COVID-19 w Polsce. Koronawirus wywarł wpływ – i wywiera go nadal – na polską gospodarkę. Jednakże pomimo tego, że 2020 r. był czasem trudnym dla całego świata oraz dla naszego kraju, nie zniechęcił graczy giełdowych do inwestycji na giełdzie.
Za nami jest rok, który upłynął nie tylko od wybuchu pandemii, ale i od miesiąca, który wszyscy gracze giełdowi zapamiętają na długie lata. To właśnie w marcu ubiegłego roku przez wszystkie światowe parkiety giełdowe przetoczyła się paniczna wyprzedaż, wywołana przez pandemię mało jeszcze wtedy znanego wirusa. – Wszyscy obawialiśmy się wówczas nie tylko o produkt krajowy brutto, wyniki poszczególnych krajów, czy zerwane łańcuchy dostaw, ale przede wszystkim obawialiśmy się o nasze życie i zdrowie. W efekcie panującego strachu, w marcu ubiegłego roku na giełdach na całym świecie obserwowaliśmy gwałtowne spadki. Inwestorzy bali się, że w związku z pandemią koronawirusa wyniki wielu spółek gwałtownie się pogorszą. Jednakże już po paru tygodniach, pod koniec marca, mogliśmy obserwować gwałtowną hossę i odbicie. Wzrosty te w zasadzie trwają na większości spółek i indeksów aż do dzisiaj – optymistycznie uważa Przemysław Gerschmann, doradca zarządu Giełdy Papierów Wartościowych w cotygodniowym „Wideokomentarzu GPW”.
Ubiegłoroczne spadki na światowych giełdach były naprawdę duże. W efekcie marcowej wyprzedaży także nasze indeksy WIG i WIG20 straciły po około 40 proc. Część analityków wydarzenia te porównywała z wielkim kryzysem lat trzydziestych ubiegłego wieku. Jednak wraz z końcem marca ubiegłego roku giełdy zaczęły stopniowo odbijać.
Liczba rachunków maklerskich w Polsce zwiększyła się w ciągu ubiegłego roku o 85 tys. (z uwzględnieniem wrześniowego wykreślenia z rejestru figurujących tam dotąd 60 tys. nieaktywnych kont). Liczba kont maklerskich miała również przełożenie na udział inwestorów indywidualnych w obrotach na warszawskim parkiecie. W minionym roku byli oni odpowiedzialni za jedną czwartą obrotów na głównym rynku akcji GPW. – Obecnie na giełdach obserwujemy tak zwaną wspinaczkę po ścianie strachu. Indeksy i spółki rosną, ale znacznie wolniej niż pod koniec marca 2020 r. Stopy procentowe na całym świecie nadal utrzymują się na rekordowo niskim poziomach. Pomimo tego, Polacy i obywatele innych krajów nie rezygnują z oszczędzania pieniędzy poprzez trzymanie ich na rachunkach bankowych. Ponadto bezpieczne aktywa, jak na przykład złoto czy obligacje nadal cieszą się dużą popularnością, Może to wskazywać, że prawdziwe wzrosty są jeszcze przed nami – dodaje Przemysław Gerschmann.
W nawiązaniu do tej oceny warto przypomnieć, że giełda jest jak wiadomo ulicą dwukierunkową. Popularność bezpiecznych ale nie przynoszących zysków aktywów równie dobrze może więc wskazywać na to, że warszawska giełda prawdziwe wzrosty ma już za sobą, przynajmniej w okresie pandemii.
Niestety, kolejna fala pandemii trwa w najlepsze i nie wiadomo, kiedy się skończy. Nieudolność rządu w jej zwalczaniu w połączeniu z inwazją nowych mutacji koronawirusa sprawiają, że także i graczy giełdowych mogą czekać trudne miesiące.