30 listopada 2024
trybunna-logo

Paliw nam nie zabraknie

Nasze rezerwy strategiczne zapewniają bezpieczne funkcjonowanie gospodarki.

W ubiegłym roku dzienny stan państwowych zapasów interwencyjnych ropy naftowej i paliw w Polsce wynosił około 6 677 tys. ton. Interwencyjnych – czyli przechowywanych w specjalnych magazynach, uruchamianych właśnie wtedy, kiedy sytuacja wymaga interwencji państwa.
Poziom tych zapasów zaspokajał zapotrzebowanie na paliwa na poziomie 104 dni importu ropy naftowej i produktów ropopochodnych. Tymczasem ustawa o zapasach wymaga posiadania rezerw tylko 90-dniowych.

Mamy miejsce pod ziemią

Oznacza to, że przez wspomniane 104 dni Polska mogłaby nie importować nawet litra ropy, a jednak starczyłoby jej na normalne funkcjonowanie kraju.
Do tego należy jeszcze dodać zapasy handlowe – czyli utrzymywane przez rozmaite firmy, po to, aby ich działalność gospodarcza przebiegała płynnie i bez przestojów. Zapasy handlowe ropy naftowej i paliw wynosiły 1 714 tys. ton, co stanowiło zabezpieczenie na 27 dni.
Drugim surowcem strategicznym jest gaz ziemny wysokometanowy – jego zapasy interwencyjne wynosiły w ubiegłym roku około 815 mln metrów sześciennych. Wielkości te odpowiadały co najmniej 30 dniom średniego dziennego importu – i były zgodne z wymogami ustawy o zapasach.
Nie są to nasze polskie ustalenia, lecz obejmujący wszystkie kraje Unii Europejskiej, obowiązek utrzymywania 90-dniowych zapasów ropy naftowej lub paliw i gazu płynnego oraz 30-dniowych zapasów gazu ziemnego.
Węgla kamiennego i brunatnego Polska ma pod dostatkiem, więc nie istnieje konieczność utrzymywania interwencyjnych rezerw tych surowców. Wręcz przeciwnie, spore zapasy obu rodzajów węgla są uważane za kłopot.
Zapasy węgla kamiennego na zwałowiskach sięgają 2,5 mln ton – i nie są uznawane za nadmiernie wysokie. Brunatnego – są znacznie mniejsze, bo po prostu surowiec ten jest wykopywany z niewielkiej głębokości, stosownie do potrzeb, i nie trzeba go raczej gromadzić na zapas.
Funkcjonujący w naszym kraju system zapasów ropy naftowej i produktów naftowych oraz gazu ziemnego zapewnia utrzymywanie odpowiednich ilości tych surowców, niezbędnych do funkcjonowania gospodarki w sytuacjach zagrożenia dostaw czy zakłóceń na rynku paliw.
Teoretycznie, nasze zapasy mogłyby być jeszcze dużo większe. Aktualna pojemność magazynów – są to przede wszystkim podziemne zbiorniki – znacznie przekracza wielkość wymaganych zapasów interwencyjnych.
Według danych Agencji Rezerw, w połowie ubiegłego roku zapasy zajmowały niewiele ponad połowę pojemności magazynów przeznaczonych dla produktów naftowych i gazu. Jednak utrzymywanie nadmiernych rezerw jest i niepotrzebne, i dosyć kosztowne.

Wielka dziura po soli

Największy w Polsce podziemny magazyn należy do spółki Solino będącej częścią Orlenu. Jego pojemność wynosi 6 130 tys. metrów sześciennych i pozwala na zgromadzenie ponad 90 proc. krajowych zapasów interwencyjnych ropy naftowej i paliw. Zbiornik ten został stworzony w 2002 r,. w kopalni soli w Górze koło Inowrocławia.
Przestrzenie po wydobytych pokładach soli mają doskonałe warunki geologiczne. Ściany wyrobisk są plastyczne, szczelne, wytrzymałe i nie wchodzą w reakcje chemiczne z ropą naftową oraz jej pochodnymi. Dzięki temu można tam magazynować paliwa i ropę w sposób bezpieczny, zgodny z wymogami ekologii.
Przyszłość zbiornika Solino może jednak być skomplikowana, gdyż ze względu na jego wielkość, konieczne jest doprowadzenie do niego nowego rurociągu, doprowadzającego roztwór soli. Solanka jest zaś potrzebna do wypychania ropy na powierzchnię, co pozwala na sprawne opróżnianie zbiornika. Problem w tym, że rurociąg solankowy ma być poprowadzony przez teren należący do innej spółki, Ciechu, kupionej w 2014 r przez Jana Kulczyka. Taka lokalizacja jest najkorzystniejsza i została już uzgodniona przez Orlen i Ciech.

Jak państwowy z prywatnym

Z ustaleń pomiędzy państwowym Orlenem, a prywatnym Ciechem niewiele jednak wyszło. Okazało się bowiem, że gdy zbliżał się termin rozpoczęcia prac nad budową rurociągu, spółka Solino nie uzyskała zgody Ciechu na pociągnięcie rurociągu solankowego przez jej teren – mimo że wcześniej Ciech wyraził zgodę na takie rozwiązanie.
Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Budowa rurociągu solankowego w innym, mniej dogodnym miejscu, spowoduje, że koszty poniesione przez Orlen wzrosną o około 480 mln zł. Ciech oczywiście o tym wie – i chce uzyskać jak najwięcej za swoją zgodę. Firma należąca do grupy Kulczyka poinformowała więc, że jest gotowa do udostępnienia swojego terenu pod budowę rurociągu, ale na wcześniej uzgodnionych warunkach.
Współpraca firm państwowych i prywatnych jest oczywiście w gospodarce rzeczą normalną i nieuniknioną. W Polsce jednak zwykle odbija się ona czkawką tym pierwszym.

Poprzedni

Mistrzostwa świata w Lahti

Następny

Za dużo Red Bulla