Czeka nas długi okres odbudowy polskiej gospodarki. Już teraz trzeba pracować nad narzędziami, które będą ją wspierać nie tylko w najbliższych miesiącach, ale także wtedy, gdy będzie wychodzić (oby jak najszybciej) ze stanu epidemii.
Mamy się czym martwić. Firmy przemysłowe mówią o spadku produkcji i o redukcji zatrudnienia, która jest najsilniejsza od lipca 2009 roku.
Może zatem warto przypomnieć, że w czasie kryzysu lat 2008 – 2009 liczba pracujących w polskim przemyśle (w firmach zatrudniających powyżej 10 osób) spadła o ponad 9 proc. (w okresie sierpień 2008 – grudzień 2009).
Jeśli z taką skalą spadku aktywności w przemyśle mielibyśmy do czynienia teraz, mogłoby to oznaczać zmniejszenie liczby pracujących w przemyśle w firmach 10 plus o ok. 250 tys. – zauważa Towarzystwo Ekonomistów Polskich. A przecież obecna sytuacja jest znacznie trudniejsza i mniej przewidywalna niż ta z 2009 r.
Tymczasem „armaty”, które rząd wyciągnął do walki z narastającym kryzysem, czyli proponowane narzędzia wsparcia dla gospodarki, już teraz wydają się daleko niewystarczające. Zrozumiałe jest, że trzeba było od razu uruchomić mechanizmy odciążające przedsiębiorstwa od części zobowiązań formalno-prawnych, aby w ten sposób wesprzeć ich płynność finansową, którą zaczęły tracić z dnia na dzień. Tym bardziej, że część z nich kolejnymi rozporządzeniami Ministra Zdrowia była wyłączana z możliwości prowadzenia działalności gospodarczej.
Jednak przedsiębiorstwa, dla zachowania płynności finansowej i utrzymania zatrudnienia potrzebują o wiele więcej niż zostało zapisane w ustawie. Mówiły one o tym w trakcie krótkiej, ale niestety nie wysłuchanej przez rząd dyskusji o tym co powinno się znaleźć w tzw. tarczy antykryzysowej, aby przedsiębiorstwa – te najmniejsze, ale także te duże, których zamówienia są niezbędne dla przeżycia dla ogromnej liczby firm małych – nie musiały zawieszać działalności i zwalniać pracowników.
„Marcowe wyniki badań PMI przeprowadzonych przez IHS Markit wykazały pierwsze skutki gospodarcze coraz szybciej rozprzestrzeniającej się epidemii koronawirusa w Europie. Produkcja, nowe zamówienia oraz eksport spadły w najszybszym tempie od grudnia 2008 r., czyli od najczarniejszych dni światowego kryzysu finansowego” – napisał IHS Markit w swoim komunikacie prasowym.
W marcu 2020 r. wskaźnik PMI (jest to wskaźnik aktywności finansowej odzwierciedlający aktywność managerów nabywających różnego rodzaju dobra i usługi. Gdy osiąga ponad 50 pkt oznacza to poprawę koniunktury, a poniżej – spadek) dla polskiego sektora przemysłowego wyniósł 42,4.
Wskaźnik PMI polskiego sektora przemysłowego spada już od 17 miesięcy. Ale marcowy spadek (badania przeprowadzano w dniach 12-25 marca) był bardzo silny. Z silnymi spadkami mieliśmy także do czynienia w większości krajów Unii Europejskiej (większości, bo na przykład w Holandii nastąpiło pogorszenie wskaźnika PMI, ale tylko z 52,9 w lutym do 50,5 w marcu).
Trudno się dziwić tym spadkom, jeśli w większości krajów UE całkowicie zawieszono działalność części gospodarki, a działalność pozostałej części została spowolniona w wyniku zaburzeń w łańcuchach dostaw oraz w wyniku spadku popytu (ograniczenia dla ludności). Na pełnych obrotach pracowały tylko przemysł spożywczy, farmaceutyczny, branże technologii informacyjno-komunikacyjnych i może chemia kosmetyczna.
Polski przemysł jest w recesji. I to już w pierwszym miesiącu epidemii. Poziom wskaźnika PMI w marcu (42,4) jest trzecim najniższym wśród badanych krajów UE, po PMI dla Włoch (co zrozumiałe obserwując sytuację pandemii w tym kraju, gdzie w marcu wskaźnik PMI wyniósł 40,3) oraz … PMI Czech: 41,3).
Nawet w Grecji wskaźnik PMI był nieznacznie, ale jednak wyższy niż w Polsce – i wyniósł 42,5. Był wyższy także w Hiszpanii (45,7), gdzie problemy zaczynają być porównywalne do tych we Włoszech.
Mamy się czym martwić także dlatego, że eksport polskiego przemysłu spadł w najszybszym tempie od grudnia 2008 r. Komentarze IHS Markit do prezentacji wskaźników PMI dla innych krajów UE wskazują na ten sam problem. Znaleźliśmy się w klinczu. Przemysł w czterech krajach, które są największymi odbiorcami polskich towarów (do Niemiec, Czech, Wlk. Brytanii i Francji trafia ponad 45 proc. polskiego eksportu) jest także w bardzo trudnej sytuacji i nie należy się spodziewać, aby szybko się to zmieniło.
Wskaźnik aktywności finansowej
PMI-marzec 2020 PMI-luty 2020 udział w polskim eksporcie (2019)
Polska 42,4 48,2 x
Strefa euro 44,5 49,2 57,4 proc.
Niemcy 45,4 48,0 27,6 proc.
Czechy 41,3 46,5 6,1 proc.
Wlk. Brytania 47,8 51,7 6,0 proc.
Francja 43,2 49,8 5,8 proc.
źr. opr. na podst. GUS i Markit
Przedsiębiorcy w krajach będących naszymi głównymi partnerami handlowymi wskazują na problem ze spadkiem zamówień tak na rynkach krajowych, jak i na rynkach zewnętrznych oraz rosnące kłopoty z dostawami. W efekcie sami zmniejszają aktywność zakupową.
Nie może to nie odbić się na polskich eksporterach. A tymi w większości są firmy średnie i duże. Należy jednak pamiętać, że ich dostawcami są głównie przedsiębiorstwa mniejsze. Możemy zatem spodziewać się, że będą one traciły zamówienia wraz ze zmniejszaniem się zamówień dla eksporterów.
W rządowym, ustawowym pakiecie dla gospodarki nie widzi się większości problemów, przed którymi już dzisiaj stają polskie przedsiębiorstwa i ich pracownicy. Działania rządu mają charakter reaktywny.
Tymczasem, już teraz trzeba pracować nad narzędziami, które będą wspierać polską gospodarkę nie tylko w najbliższych dwóch-trzech miesiącach, ale także wtedy, gdy będziemy wychodzić (oby jak najszybciej) ze stanu epidemii.
Już dzisiaj, po miesiącu epidemii widać bowiem, że będziemy musieli odbudowywać naszą gospodarkę i walczyć o jak najlepsze miejsce w gospodarce europejskiej i światowej. I wielu innych krajach rządy właśnie tak działają przygotowując pakiety pomocowe dla swoich gospodarek. Jeśli już teraz nie zaczniemy nad tym pracować, przyjdzie nam tylko zgasić światło.