30 listopada 2024
trybunna-logo

Niezły początek roku

Niestety, nie wszyscy odczuli ożywienie gospodarcze. Dla większości Polaków na razie nic nie zmienia się na lepsze.

W styczniu bieżącego roku w podstawowych obszarach polskiej gospodarki obserwowano tendencje wzrostowe. Pojawiły się nadzieje, że ubiegłoroczne spowolnienie będzie mieć tylko przejściowy charakter.
Produkcja sprzedana przemysłu wzrosła w większym stopniu niż w IV kwartale 2016 r. Ruszyła się produkcja budowlano-montażowa, która była wyższa niż w styczniu ubiegłego roku – a w 2016 r. notowała systematyczne spadki. Może to świadczyć o tym, że nasza gospodarka ma już za sobą największe załamanie inwestycyjne – i teraz należy oczekiwać stopniowego wzrostu inwestycji, co będzie sprzyjać tendencjom rozwojowym w przemyśle.
Zwiększyło się również tempo wzrostu sprzedaży detalicznej.

Ceny w ruch

Tym wszystkim optymistycznym sygnałom towarzyszył w styczniu, korzystny dla gospodarki, lekki wzrost cen towarów i usług konsumpcyjnych.
Wzrosły one nieco szybciej niż w grudniu ubiegłego roku. Większy niż przed miesiącem był również wzrost cen producentów w przemyśle i w budownictwie. Poszły w górę także ceny usług w transporcie, co zwykle jest objawem ożywienia gospodarczego.
Jak podaje Główny Urząd Statystyczny, w ubiegłym miesiącu ceny detaliczne w Polsce były o 1,8 proc. wyższe niż w styczniu 2015 r. Natomiast w porównaniu do grudnia 2016 r. poszły w górę o 0,4 proc.
To największy wzrost cen w Polsce od prawie trzech lat. Dotychczas, od lipca 2014 r. mieliśmy do czynienia z minimalnymi spadkami cen, bądź z ich stałym poziomem (zmiany były zerowe).
Wzrost o 1,8 proc w skali roku jest jeszcze niezauważalny dla konsumentów ale może już stanowić impuls dla rozwoju gospodarczego.
Jeśli jednak w kolejnych miesiącach ceny będą coraz bardziej przyspieszać, odczujemy to już w naszych portfelach – i w stanie naszych oszczędności, gdyż banki działające w Polsce wykorzystują każdą okazję, aby bić nas po kieszeni, więc oczywiście nie podniosą w odpowiednim stopniu oprocentowania depozytów.

Chudo w portfelach

Zmianom cen towarzyszy wzrost płac. Dane GUS wyjaśniają jednak pewną tajemnicę: dlaczego, mimo że od roku słyszymy, jak mocno idą w górę nasze zarobki, jakoś nie możemy tego zauważyć?
Otóż, okazuje się, że w styczniu bieżącego roku realne płace Polaków są wyższe zaledwie o 2,5 proc. niż w tym samym miesiącu ubiegłego roku. I to oczywiście nie wszystkich, lecz tylko tych pracujących (bez emerytów i rencistów).
Dodajmy ponadto, że ów 2,5 procentowy wzrost płac objął tylko drobną część pracujących Polaków. Taki przyrost zanotowano jedynie w sektorze przedsiębiorstw – ale już nie we wszelkich innych instytucjach, gdzie płace rosły wolniej niż w gospodarce.
Co więcej, podany przez GUS wskaźnik płac jest liczony tylko dla przedsiębiorstw większych, zatrudniających co najmniej dziewięć osób. W tych mniejszych, podwyżki zarobków są także wyraźnie mniejsze.
Najważniejsze zaś, że jest to wzrost statystyczny, uśredniony dla wszystkich zatrudnionych we wspomnianych przedsiębiorstwach. Na jego skalę wpływa przede wszystkim dużo szybszy przyrost zarobków kadry menadżerskiej i kierowniczej, za którym nie idą zarobki pracowników niższych szczebli, stanowiących ogromną większość.
Ale to nie wszystko. Otóż emeryci i renciści, cała ta ogromna grupa, w ogóle nie zanotowali żadnego wzrostu świadczeń. Ich dochody wręcz realnie spadły – w styczniu 2017 r. emerytury i renty stanowiły 99,7 proc. poziomu z tego samego miesiąca ubiegłego roku. W przypadku rolników, o których podobno tak troszczy się PiS, realny spadek emerytur i rent był jeszcze wyraźniejszy – w styczniu br. zmniejszyły się one do 98,4 proc. w porównaniu ze styczniem 2016 r.
Tak więc, teraz można już zrozumieć, dlaczego duża większość Polaków, zwłaszcza tych, którzy nie mają co najmniej dwójki dzieci w wieku poniżej 18 lat, nie odczuła żadnej poprawy swojej sytuacji materialnej.
I wszystko wskazuje na to, że nie odczuje jej jeszcze długo, ponieważ trzeba skądś znaleźć pieniądze na finansowanie różnych zamierzeń nowej ekipy – więc napięty budżet trzeszczy w szwach. Miliona samochodów elektrycznych nie da się przecież zbudować za darmo.

Poprzedni

Kowalczyk mówi, że zawiodła

Następny

Cech nie broni karnych